Dwa razy w roku, wiosną i jesienią we Włocławku odbywa się deratyzacja. - Obowiązek odszczurzania nałożyła na właścicieli domów uchwała Rady Miasta - wyjaśnia Zdzisław Koziński, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miasta we Włocławku. - Chodzi o to, żeby wszyscy w tym samym czasie podjęli walkę z gryzoniami.
Tym razem akcja rozpoczęła się w poniedziałek i potrwa do 4 kwietnia. Do przeprowadzenia deratyzacji są zobowiązani zarówno spółdzielnie mieszkaniowe, jak i wspólnoty mieszkaniowe oraz prywatni właściciele domów. Część z nich w walce ze szczurami posiłkuje się specjalistycznymi firmami. Na przykład spółka "Zarządca" ma jedną z firm umowę całoroczną.
"Zarządca" zajmuje się administracją domów komunalnych m.in. w śródmieściu. W tej części miasta szczurów jest najwięcej, bo tutaj w podwórkach wciąż są szalety, stajenki. Ponadto kanalizacja jest stara i nieszczelna. - Bulwary, Szpichlerna, Matebudy - na tych ulicach gryzonie harcują głównie w niedrożnych kanałach.
Zdaniem Grzegorza Kowalczyka, prezesa "Zarządcy" mimo prowadzonej deratyzacji szczurów w śródmieściu jest coraz więcej. Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka. To między innymi efekt tego, że kotów jest mniej.
Prezesi spółdzielni mieszkaniowych zwracają z kolei uwagę na fakt wyrzucania resztek jedzenia na trawniki i chodniki.
Mieszkańcy robią to najczęściej pod hasłem dokarmiania ptactwa. W rzeczywistości - na gnijące na trawnikach lub chodnikach resztki jedzenia polują szczury. Z tego powodu niejeden trawnik w mieście został zniszczony nie przez krety, ale właśnie szczury. Zapadające się płytki chodnikowe to także efekt tego, że pod nimi żyją gryzonie.
Spółdzielnie mieszkaniowe i administratorzy wydają rocznie po kilkadziesiąt tysięcy złotych na deratyzację. Na przykład Włocławska Spółdzielnia Mieszkaniowa przeznaczyła w ub. roku na odszczurzanie 71 tysięcy złotych. - W tym roku wydaliśmy już ponad sześć tysięcy - mówi dyrektor Waldemar Sękalski. Za te pieniądze wykładane są trutki m.in. w piwnicach i węzłach ciepłowniczych. "Zarządcę" odszczurzanie kosztuje rocznie około 40 tysięcy złotych.
Co my mieszkańcy możemy w tej sprawie zrobić? Włodzimierz Dembczyński, właściciel Zakładu Zwalczania Szkodników "Rattus" mówi wyraźnie: nie wyrzucać jedzenia na trawniki i chodniki. Przynajmniej tyle.