Premiera sztuki "Niepojęty przypadek Simona Mola" w reżyserii Piotra Kulczyckiego z Teatru Wolandejskiego odbyła się w "Kamienicy" Emiliana Kamińskiego. Spektakl o budzącym do dziś wiele kontrowersji czarnoskórym uchodźcy, który Polakom przedstawiał się jako Simon Mol, cieszy się w stolicy dużym zainteresowaniem. Tytułową rolę gra Tymon Kokoszka, który pierwsze teatralne szlify zdobywał we włocławskim Teatrze Nasz.
Rodzice Tymona, Urszula i Marek, są włocławianami, absolwentami LZK i Akademii Medycznej. Mieszkają w Osięcinach. Ania, ich córka i syn Karol, poszli w ich ślady. Ania skończyła farmację, ale zdecydowała się na kolejne studia, tym razem na wydziale lekarskim. Karol kończy farmację.
Tymon, najmłodszy, ma własny pomysł na życie. Ten włocławski teatr był naprawdę "Nasz" - Właściwie zawsze chciałem być aktorem - mówi. Miłość do teatru, która pojawiła się nie wiadomo skąd, podsycił dwuletni "romans" z włocławskim Teatrem Nasz. - Pochodziliśmy z różnych środowisk, z różnych domów, ale łączyła nas wspólna pasja, którą Sylwia Czerwińska potrafiła wszystkich zarazić. To była przygoda, ale o ogromnym znaczeniu, mająca wpływ na moje dalsze życie.
Rodzice nie kryli, iż woleliby, aby Tymon miał bardziej konkretny zawód. Sam sobie wysoko postawił poprzeczkę, wybierając Szkołę Główną Handlową w Warszawie. Udało się. Jako 18-latek był już studentem tej renomowanej uczelni, zaangażował się w działalność studenckiego samorządu, rok później został chyba najmłodszym w historii przewodniczącym studenckiego samorządu. To były dla niego niełatwe chwile - nauka, negocjacje w ważnych dla studentów sprawach, walka o zmniejszenie obowiązkowej liczby egzaminów na studiach licencjackich, umożliwienie studentom wyjazdów zagranicznych już na IV semestrze, spotkania z władzami uczelni i studentami, wyjazdy, załatwianie indywidualnych spraw studentów, związanych między innymi ze stypendiami. - WQ tym czasie dni i noce były zdecydowanie za krótkie - śmieje się Tymon.
Niespodziewany powrót na scenę
Ten etap jest już za nim, skończyła się kadencja, wróciła normalność. Nadal jest aktywny, bo - jak twierdzi - inaczej nie potrafi. Pracuje w Państwowej Komisji Akredytacyjnej jako ekspert studencki, rozwija też swoją teatralną pasję.
- Podczas jednego z międzyuczelnianych spotkań poznałem Piotra Kulczyckiego, studenta Akademii Teatralnej i twórcy Teatru Wolandejskiego. Nazwa pochodzi od Wolanda, tego z "Mistrza i Małgorzaty". Zaproponował mi współpracę, poszedłem na spotkanie. Piotr napisał właśnie scenariusz spektaklu o Simonie Molu, Kameruńczyku, który bywał na warszawskich salonach w glorii politycznego uchodźcy, poety i dziennikarza. Ostatecznie został oskarżony o zarażenie wirusem HIV wieku kobiet, nie leczył się, zmarł na AIDS. Jedna z wersji mówi, że - zgodnie z wierzeniami swego ludu - on "oddawał" chorobę innym, wierzył, że dzięki temu sam będzie zdrowy. To niesamowita historia, bardzo świeża i bardzo interesująca. Byłem dumny, gdy niemal "z marszu" dostałem główną rolę.
Na rozdrożu - aktorstwo, czy ekonomia?
Na scenie Tymon jest czarny. Używa specjalnej pasty, bardzo uważa, by nie zabrudzić białych ubrań. Równocześnie pracuje nad kolejnym spektaklem, tym razem będzie to komedia szlachecka, osadzona w XIX-wiecznych realiach.
- Teatr zawrócił mi w głowie - przyznaje. Dlatego w czerwcu, po zrobieniu licencjatu w SGH, bo teraz studia są dwustopniowe, będzie zdawał na magisterskie w tej uczelni, przystępując równocześnie do egzaminów w Akademii Teatralnej. - Wiem, że to bardzo trudne, bo o dwadzieścia miejsc walczy zwykle z tysiąc osób. Znam swoje braki, zdaję sobie sprawę z tego, że muszę poćwiczyć i dykcję i śpiew. Ale spróbować muszę, bo nigdy bym sobie tego nie darował, że sam sobie nie dałem szansy.