MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wojna w Ukrainie toczona nad głowami najmłodszych. Nie wszystkie dzieci zdążą dorosnąć...

Katarzyna Piojda
Katarzyna Piojda
Wojna w Ukrainie dotyka nawet tych, którzy nie są świadomi jej horroru.
Wojna w Ukrainie dotyka nawet tych, którzy nie są świadomi jej horroru. Krzysztof Kapica
Młoda kobieta właśnie przekroczyła granicę ukraińsko-polską . Czekała na transport. Coś ukrywała pod płaszczem. Okazało się, że noworodka. Tak matka chciała uchronić go przed wojną.

Zobacz wideo: Tir załadowany po sufit wyjechał z Bydgoszczy do Lwowa

Bydgoszczanin sam jest sobie szefem, bo prowadzi działalność gospodarczą. Gdy usłyszał o uchodźcach, masowo uciekających przed wojną w Ukrainie i u nas szukających schronienia, zrobił sobie wolne.

- Kursowałem pod przejścia graniczne z Ukrainą, m.in. w Korczowej i Medyce - opowiada. - Oferowałem pomoc tym, którzy właśnie pojawili się na naszej ziemi. Niektóre osoby miałem umówione. Czekały z kartkami w rękach. Jakoś odnajdywałem je w tłumie. Większość uchodźców jednak stała bezradnie. Nie wiedziała, dokąd iść czy jechać. Mówiłem, że do Bydgoszczy mogą.

No i się godzili, tym bardziej, że na miejscu mieli zagwarantowane zakwaterowanie.

Darmowe przejazdy mężczyzna zapewnił ponad 80 obcokrajowcom. Jeden obrazek utkwił mu w pamięci. Młoda Ukrainka stała ze starszą panią, chyba matką lub babcią. Coś ukrywała pod płaszczem. Okazało się, że nie coś, a kogoś. Kobieta rozpięła płaszcz. Tam był noworodek. Kawałek materiału stanowił dla niego schron. Mama ciałem ogrzewała dziecko przez kilka dni drogi. Teraz są w Bydgoszczy.

Chłopiec w wannie

Do tego miasta trafiła też młoda mama z tygodniowym chłopczykiem. Długo trwała podróż z bombardowanego Mikołajewa - przez Mołdawię, Rumunię, Węgry, Słowację. Chłopiec pokonał setki kilometrów na rękach mamy. Przed ucieczką z Ukrainy, rodzina przeżywała piekło wojenne w mieszkaniu. Na czas ostrzału, mama kładła synka do wanny, wyścielonej kocykami. Tak ponoć bezpieczniej. W bezpiecznej Bydgoszczy dobrzy ludzie podarowali noworodkowi wózek. Stary został w częściowo zniszczonym domu. Wanienkę i wszystko inne, co chłopcu potrzebne, tak samo dostarczyli.

Kolejna młoda mama zatrzymała się w Toruniu. Towarzyszy jej półroczny syn. Gdy wybuchła wojna, kobieta z mężem obiecali sobie, że nic ich nie rozdzieli. Kilkanaście godzin później zmienili zdanie. Mąż, jak wspomina żona, wyszedł z domu walczyć. Żona z dzieckiem prawie tydzień koczowali na podziemnym parkingu. Wychodziła raz dziennie, żeby zadzwonić do męża, bo na dole nie było zasięgu. Ukrywającym się komórki się rozładowywały, chociaż gniazdka prądowe były. Kto by tam wcześniej pomyślał spakować ładowarki?

Kobieta mówi, że wybrani dzicy lokatorzy schronu przestawali zachowywać się jak ludzie. - Ci, co posiadali ładowarki, proponowali usługę, znaczy: możliwość wypożyczenia ładowarki za pieniądze. Kasowali przykładowo, w przeliczeniu na naszą walutę, 50 zł za jednorazowe naładowanie sprzętu.

Schron dla Ukraińców, czyli nocka w meblarni

Młoda matka raz skorzystała z usługi. Pewnie znowu by zapłaciła, ale któregoś poranka nagle prawie wszyscy się zerwali. Ona z chłopcem również. Uciekli, ponieważ sufit w każdej chwili mógł runąć. Kobieta z malutkim nie wrócili już do mieszkania.
Następną noc spędzili w tzw. meblarni. To rozległa piwnica, spełniająca rolę magazynu meblościanek. Magazyn nie miał okien. Rakieta rozwaliła sąsiedni budynek. Nad meblarnię poleciały, jak potocznie nazywają Ukraińcy, okruchy, czyli gruz. Największe kawałki mierzyły ponad metr. Znowu uciekali. Kobieta z synkiem cztery razy próbowała dostać się do pociągu, ale nie miała szans. Ludzie nawet po ramionach i plecach innych, wchodzili przez okna, żeby zdążyć zająć miejsce. Za piątym i jej się udało.

Postój pociągu nieplanowany

Następna młoda mama akurat zamieszkała pod Inowrocławiem z dwójką dzieci - roczną i 2-letnią dziewczynką, oraz teściową. Wyjątkowo źle wspomina jazdę pociągiem. Na tle wojny rozegrał się drugi horror.

- Ze wsi pod Charkowem uciekaliśmy samochodem, autobusem, piechotą, na autostop, wreszcie dotarliśmy na peron - opowiadała. - Pociąg jechał do Polski. W szczerym polu obcy go zatrzymali. To kilkunastoosobowa grupa mężczyzn, prawdopodobnie migrantów z daleka, bo na naszych oni nie wyglądali. Śniade karnacje mieli. Pokazywali noże i duże odłamki szkła po potłuczonych butelkach. Faceci chodzili po wagonach i krzyczeli w obcym języku. Część kobiet z dziećmi siłą wyprowadzili z pociągu. Zostawili na łące. Sami zajęli miejsca i kazali maszyniście dalej jechać.

Ona akurat znalazła się w grupie szczęśliwców, których gang nie ruszył. Dostali się do Polski szóstego dnia od ucieczki z domu. Pięć poprzednich nocy dziewczynki spały jedna w objęciach mamy, druga przytulona do babci. Gdy trafiły do całorocznego domku na terenie ogródków działkowych, małe przespały prawie 14 godzin. Tak były zmęczone.

Najmłodsze dzieci, po przekroczeniu polskiej granicy, często są przemoczone (mamy zabrały przeważnie po jednym opakowaniu pampersów i nie wystarczyło ich na całą drogę) oraz wycieńczone. Tutaj mają zagwarantowany nie tylko spokój. Pieluchy i wózki - także.

Wózki na peronie

Z pociągu na dworcu kolejowym w Przemyślu wysiadają głównie matki z dziećmi. Młode matki-Polki ustawiają dziecięce wózki - i głębokie, i sportówki - w szeregu, właśnie na peronie. Wózki czekają na najmniejszych przybyszy ze Wschodu.

Matki-Ukrainki w Polsce chcą pozostać przynajmniej do zakończenia wojny. Niektóre myślą dłużej, może na zawsze. Szukają więc na naszym terenie pracy, a dla swojego malucha - miejsca w żłobku czy przedszkolu. Ministerstwo Edukacji i Nauki 10 marca ogłosiło nowelizację rozporządzenia w sprawie szczegółowej organizacji publicznych szkół i przedszkoli. Nowe przepisy zezwalają na przyjęcie do każdego oddziału przedszkolnego dodatkowo maksymalnie trójki dzieci z Ukrainy. Wiele przedszkoli w Polsce automatycznie zwiększyło liczbę miejsc, a i tak brakuje ich dla najmłodszych uchodźców.

Narodziny po polskiej stronie

Ciężarne także ewakuują się do Polski. W ciągu czterech pierwszych dni wojny rosyjsko-ukraińskiej, w szpitalu w Przemyślu urodziło się troje dzieci, których rodzice są Ukraińcami. Pierwszy urodził się chłopiec, później na świat przyszły dwie dziewczynki.
Ukrainki w ciąży, które nie decydują się na ucieczkę z ojczyzny, też stają się ofiarami wojny. Marianna (potem wyszło na jaw, że to ukraińska influencerka) była w zaawansowanej ciąży. Leżała w szpitalu położniczym w Mariupolu, kiedy Rosjanie zaatakowali szpital. Wielu kojarzy zdjęcie zakrwawionej Marianny, w jasnej piżamie w ciemne kropki, idącej z reklamówką i kołdrą po schodach. Schodziła, jak pozostałe pacjentki, do najniższej kondygnacji lecznicy. Tam strzały nie docierały. Krótko po tym kobieta urodziła. I ona, i córka, mają się dobrze.

Opublikowano następny komunikat. Dotyczył też pacjentki szpitala w Mariupolu. Jej zdjęcie także trafiło do sieci. Widać było na nim, jak pięciu mężczyzn dźwiga ją na noszach. Kobieta była ranna. Zmarła. Dziecka nie udało się uratować.

Osierocone bliźnięta

Dzieci, które zostały w Ukrainie, doświadczają zła od pierwszych godzin życia. - „Wczoraj w Charkowie urodziły się bliźnięta – chłopiec i dziewczynka. Dzisiaj te dzieci stały się sierotami, ich rodzice zginęli w wyniku ostrzału”. Taką informację 2 marca 2022 przekazał ukraiński poseł, Ołeksij Honczarenko. Dla osieroconych bliźniąt już znalazła się rodzina zastępcza. „Nie zostawiamy swoich” - dodał polityk.

Niektórzy rodzice czują się, jakby świat ich opuścił. Cały ten świat zobaczył zdjęcie rodziców, wbiegających do szpitala w Mariupolu. Na pierwszym planie widać ojca z dzieckiem na rękach. Chłopiec jest przykryty kocykiem. Za nimi jest matka. Półtoraroczny Kirill zmarł na stole operacyjnym. Dwoje rocznych dzieci zginęło podczas bombardowania bloku w miejscowości Malin.

W tle wojny Putina rozgrywa się jeszcze dramat dzieci, dopiero urodzonych i tych, które lada dzień się urodzą. Ukraina jest znana jako tzw. państwo surogatek. To jeden z nielicznych krajów, gdzie surogatka, w świetle tamtejszego prawa, może urodzić dziecko na zamówienie. W Ukrainie co roku rodzą się tysiące dzieci na zlecenie. Nie tylko w Polsce jest to nielegalne. Powstały szemrane firmy, które pośredniczą w tym procederze. Kierują bezdzietne małżeństwa, w tym z Polski, za wschodnią granicę. Nowa mama i nowy tata wracają już z noworodkiem. Istny biznes.

Po wybuchu wojny, rodzice z zagranicy nie zabierają urodzonych przez surogatki dzieci. Tak dzieje się m.in. w Kijowie. W piwnicach największej agencji surogatek, w stolicy Ukrainy na odbiór czeka 41 dzieci. Wkrótce będzie setka.

Niebiesko-żółty kocyk

W Bydgoszczy zatrzymała się 26-latka z synkiem. Obiecała sobie, że gdy prezydent Wołodymyr Zełenski ogłosi koniec wojny w jej Ukrainie, to ona nazajutrz do tej swojej Ukrainy i narzeczonego wróci. Na razie próbuje cieszyć się drobnymi rzeczami. Ostatnio ucieszyła się, gdy syn na pół-urodzinki, czyli zakończenie sześciu miesięcy, dostał kocyk od właścicielki mieszkania. Młoda mama sama miała wybrać kolor prezentu. Wybrała niebiesko-żółty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska