- Panie Wójcie, błaha sprawa zaproszeń na włocławskie spotkanie samorządowców z prezydentem Komorowskim urosła do rangi afery. Czy przypadkiem nie z Pańskiej winy?
- Absolutnie nie. Zostałem wplątany w tę sprawę i nie podoba mi się to. Tym bardziej, że spotkanie z prezydentem było z okazji 25-lecia samorządu terytorialnego. Pan starosta Dariusz Wochna zaprosił na nie kogo chciał. Miał takie prawo. Ale czy zrobił to dobrze, niech ocenią inni. W końcu powiat i jego mieszkańcy to nie prywatny folwark. Ludzi należy traktować poważnie nie tylko przed wyborami, a osoba publiczna powinna pełnić rolę służebną. Wobec wszystkich, a nie tylko partyjnych kolegów. Niejako przy okazji tego wydarzenia i zaproszenia na nie osoby skazanej prawomocnym wyrokiem sądu zaczęły wychodzić na światło dzienne kolejne, delikatnie mówiąc, niezręczności. Nie zamierzam nikogo urazić, ani wywoływać powiatowego skandalu, jednak nie mogłem zataić faktów, które znałem. Ani milczeć, gdy radny, przewodniczący zarządu gminnego PSL na sesji rady gminy Koneck, a więc w miejscu publicznym, wprowadzał ludzi w błąd.
- Czyli potwierdza Pan, że najpierw na sesji, a potem w rozmowie z "Pomorską" powiedział Pan, że starosta Dariusz Wochna kłamie twierdząc, że nie wiedział o wyroku dawnego powiatowego samorządowca z PSL, gdy wręczał mu zaproszenie na to spotkanie?
- Nie wiem dlaczego, ktoś idzie w zaparte. Wiem natomiast, że starosta miał wiedzę o tym wyroku. Byłem świadkiem, jak nie tylko w mojej obecności powiadomiono go - wówczas jako przewodniczącego rady powiatu - o tym fakcie. Wiem też, że miał przekazaną podstawę prawną skazania tego radnego.
- Ale starosta twierdzi, że to nieprawda.
- Dla mnie prawda jest jedna. Mogę tylko ubolewać, że postrzegamy ją odwrotnie. Być może wspomniany radny z Rady Gminy Koneck nie wiedział o tym. Chociaż taką wiedzą dysponowało wiele osób, wśród nich jego partyjny kolega - pan starosta. Zarówno mnie, jak i panu staroście, z wykształcenia nauczycielom i doświadczonym samorządowcom, odróżnienie prawdy od kłamstwa nie powinno sprawiać żadnego problemu. W teorii i w praktyce. Wobec skrajnie odmiennych stanowisk czytelnikom "Pomorskiej" i mieszkańcom powiatu pozostaje wierzyć tylko jednemu z nas.
- Czy nie boi się Pan procesu o pomówienie?
- W mojej ocenie, informując opinię publiczną o stanie faktycznym wypełniłem swój obowiązek i dla mnie na tym sprawa jest zakończona. Jeśli chodzi o to, czy się boję, to odpowiem ,że boję się rozpowszechniania kłamstw, upowszechnianych szczególnie przez osoby, którym ludzie zaufali. To co mówię, jestem w stanie udowodnić.