Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wolne słowo poza cenzurą, czyli... oblicza polskiej rewolucji lat 80.

Hanka Sowińska [email protected]
Marek Pawełczyk na bydgoskim pl. Wolności z... legalnym reprintem "Dziennika Bydgoskiego" z 1920 r.
Marek Pawełczyk na bydgoskim pl. Wolności z... legalnym reprintem "Dziennika Bydgoskiego" z 1920 r.
Chwycił za telefon, wykręcił numer. Gdy w słuchawce usłyszał męski głos, podał hasło: "Józef Piłsudski". To był znak, że można było odebrać kolejny numer "Być sobą".

Setki nielegalnych pisemek. I armia ludzi, która w latach 80. przy nich pracowała, pisząc teksty, drukując i kolportując "bibułę". Niektóre tytuły przetrwały bez wpadek.
Dziś solidarnościowi konspiratorzy, redaktorzy i wydawcy wspominają: - Ci ludzie wiedzieli, w co się "bawią". Nikt się o nic nie pytał. Przychodził nieznajomy facet, mówił hasło, dostawał paczkę z gazetkami. I to wszystko.

Zbliża się 28. rocznica wydarzeń bydgoskich - pamiętna sesja WRN, pobicie członków "Solidarności", nadzwyczajne obrady Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" w sali ZNTK przy ul. Zygmunta Augusta, czterogodzinny strajk ostrzegawczy w całej Polsce i ogromne napięcie, bo związek groził strajkiem generalnym. Za 9 miesięcy władze wprowadziły stan wojenny, internowano tysiące ludzi. Wtedy w kraju, jak grzyby po deszczu, zaczęły ukazywać się nielegalne pisemka. Miały informować o tym, o czym milczały oficjalne media i podtrzymywać Polaków na duchu.

Dziś przypominamy jeden z takich tytułów - pisemko "Być sobą", które założyła Tajna Komisja Zakładowa "S" w Zakładach Urządzeń Okrętowych "Famor" w Bydgoszczy.
O tym, kto tworzył, drukował i kolportował "Być sobą" opowiadają: Jan Perejczuk, specjalista konstruktor w "Famorze", jeden z liderów bydgoskiej "Solidarności", internowany 13 grudnia 1981 r. (był więziony rok w Potulicach i Strzebielinku), wydawca, redaktor i kolporter nielegalnych wydawnictw oraz Marek Pawełczyk, inżynier chemik (specjalizacja: technologia materiałów fotograficznych), także pracownik "Famoru", od marca 1984 r. do 1989 r. współredagował "Być sobą".

Jan Perejczuk: - W Tymczasowej Komisji Zakładowej nie było przywódcy. Pełniliśmy równorzędne funkcje. Moi koledzy to wspaniali ludzie, podobnie jak prawie 300 członków załogi "Famoru", którzy co miesiąc wpłacali składki. Podstawą działalności była konspiracja. Tylko dwie osoby z Komisji wiedziały, że gazetka drukuje się w domu Wincentego Rauchuta. W swoim gronie o tym nie rozmawialiśmy. Dlatego nam się udało. Nie było wsypy.

- Papier to był strategiczny towar. Zaraz na początku stanu wojennego, gdy siedziałem w "internacie", nasi ludzie "pożyczyli" sobie trochę tego deficytowego towaru. Potem każdy załatwiał, gdzie się dało.

Marek Pawełczyk: - W zasadzie pierwsza, nielegalna prasa to były spisy osób internowanych. Ludzie się obudzili 13 grudnia i zobaczyli, że tylu ich kolegów poznikało. Powstawały więc listy odręcznie pisane - gdzie, kto, kogo widział, w jakim więzieniu... Na takiej liście, u dołu, była informacja, aby przepisać tekst trzy razy i puścić dalej. Tak się na początku stanu wojennego rozchodziły wieści. Pierwszy numer "Być sobą", który ja drukowałem, ukazał się w marcu 1984 r. Wcześniej gazetki pisane były na maszynie, a nawet przepisywane ręcznie.

- Przez "sito" (metoda sitodruku - przyp. red.) nie dało się dużo naprodukować, najwyżej kilkaset sztuk formatu A-4. Na początku otrzymywałem od ludzi luźne kartki, odręcznie zapisane i maszynopisy. Moja koleżanka - Irena Truszczyńska, polonistka z wykształcenia, wszystko czytała i poprawiała, żeby teksty stały się "polskojęzyczne" (śmiech).

- "Być sobą" informowało m.in. o tym, co dzieje się w zdelegalizowanej przez władze "Solidarności", o ważnych wydarzeniach w kraju, były teksty humorystyczne. Mnie, w zasadzie, sprawy związkowe nie pociągały. Mnie wolność interesowała.

Perejczuk: - Pamiętam, że Ryszard Helak przywiózł materiał na "sito", z którego jego żona uszyła firanki. To lepsze, niż chowanie w jakichś skrytkach, bo w czasie rewizji SB mogła znaleźć. A tak wisiała firanka, którą można było odcinać, gdy brakowało do ramki. Ten materiał był bardzo pilnowany. Nawet w zakładzie, za przeproszeniem, trudno go było ukraść.

TU wydawano "Być sobą"
Tajną Komisję Zakładową "S" w "Famorze" tworzyli: Bolesław Magierowski, Stanisław Ciesielski, Jan Perejczuk, Wincenty Rauchut oraz nieżyjący już śp. Zygmunt Banach i śp. Bogdan Świerczyński. Od 1984 r. aż po rok 1989 r. TKZ wydawała nielegalne pisemko "Być sobą". Ukazało się ponad 50 numerów. W najlepszym okresie nakład wynosił prawie 600 egzemplarzy. Poza "Famorem" pismo było kolportowane m.in. w "Spomaszu". "Modusie" i ZNTK.

- Wydrukowane gazetki od Rauchuta odbierała jedna osoba, a kolportażem zajmowało się kilka. Gdy to się wszystko skończyło, wtedy dopiero większość dowiedziała się, gdzie znajdowała się drukarnia. Jeden z większych punktów kolportażowych miał Zbigniew Kulas, od niego odbierali łącznicy z innych zakładów. Pamiętam, że zajmował się tym także Olek Wiśniewski.

Pawełczyk: - Na łamach "Być sobą" zamieszczane były także rozliczenia finansowe - na co poszły związkowe pieniądze. Były podawane hasła i suma. To było swego rodzaju pokwitowanie, dowód, że człowiek, który zbierał fundusze, przekazał je na właściwy cel.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska