Do zdarzenia doszło w czwartek. Ratownicy medyczni opisali je na Facebooku. - Zespół w szpitalu był o godz. 14:05, został "zwolniony" po przekazaniu pacjenta o godzinie ok. 22. Nikt nie był w stanie wpłynąć na tak długie oczekiwanie w szpitalu. Próbowała dyspozytornia medyczna - brak efektu, próbował koordynator wojewódzki - brak efektu, próbowało Centrum Zarządzania Kryzysowego - brak efektu - opisywał jeden z ratowników.
Ratownicy przywieźli do szpitala pacjenta z zawrotami głowy. Wymagał badań neurologicznych. Szpitalni neurolodzy zajmowali się jednak w tym czasie innymi pacjentami i nie mogli zejść po kolejnego. Gdy w końcu jeden z lekarzy zszedł do szpitalnego oddziału ratunkowego, czekały już na niego trzy karetki.
- Blokowanie karetek w szpitalu zwiększa w znacznym stopniu ryzyko niedostarczenia pomocy innym potrzebującym. Pamiętajmy, że we Wrocławiu jest tylko 26 karetek na prawie 650 tysięcy ludzi. Może nie spotka to Waszych Matek, Babć, Cioć albo Sióstr. Oby... Może nie dzisiaj - pisze na Facebooku ratownik z karetki, która czekała przed szpitalem.
- Nie mogliśmy przyjąć tego pacjenta, ponieważ nie mieliśmy gdzie go położyć - mówi tymczasem Radiu Wrocław Marzena Kasperska, rzeczniczka szpitala wojskowego. - Nasuwa się pytanie czy zasadne jest wysyłanie kolejnych karetek pogotowia do szpitala, który w danym momencie ma kłopot i nie może przyjąć tych pacjentów, którzy już czekają - dodaje.
Wyjaśnień w tej sprawie zażądał już wojewoda dolnośląski.
