Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrześnie, które pamiętam...

Adam Lewandowski
Dzień za dniem...Pani Wanda na fotelu bujanym, pan Michał na wózku inwalidzkim...
Dzień za dniem...Pani Wanda na fotelu bujanym, pan Michał na wózku inwalidzkim... Adam Lewandowski
Pani Wanda Wojtuś ma 85 lat, jej mąż - Michał - za kilka dni skończy 99. - Nie wygląda na tyle, prawda? - pyta pani Wanda. - Mąż był ułanem i do niewoli trafił pod Sochaczewem. A mnie biodro boli, przez ten odłamek bomby z września 1939 roku. I z domu już mi trudno wyjść i w okno tylko ciągle spoglądam...

Pan Michał siedzi na wózku inwalidzkim, pani Wanda na fotelu bujanym. Jedno okno spogląda na ulice, drugie na ogród. Siedzą w domu, który jest kilka miesięcy starszy od pana Michała. Rocznik 1910. Ich dom w Łąsku Wielkim jest zadbany, z ogródkiem.

Tamten cieplejszy...
- Tamten wrzesień był ładniejszy, cieplejszy - mówi pani Wanda Wojtuś. - Mieszkałam z rodzicami w Wierzchucinie Królewskim , kilka kilometrów stąd. Do Niemiec było blisko. Więc jak napadli na Polskę, to ojciec zaprzągł konie, załadował na furmankę najpotrzebniejsze rzeczy i - w drogę! I pod Byszewem - bombardowanie! Jeden wielki huk! Konie zabite na miejscu, matka trafiona odłamkiem w nogę, ja w kręgosłup. Początkowo nic się nie czuje, zaczyna boleć potem. Jacyś dobrzy ludzie wzięli nas na swoją furmankę, uciekaliśmy dalej. Do Koronowa, do szpitala. Ale szpital ewakuował się i nie było już lekarzy... Zatrzymaliśmy się u znajomych mamy, u państwa Borzyszkowskich mieszkających przy rynku... Ojciec spał w schronie. Z Koronowa uciekaliśmy, w stronę Bydgoszczy i dalej - kierunek: most fordoński, ale już nie można było przejechać, wojsko przygotowywało się do jego wysadzenia. Więc przez Bydgoszcz, ulicą Kujawską, na Inowrocław. Furmanką, z panem Karasiem ze Skarbiewa, bo dużo wtedy było dobrych ludzi, jeden drugiemu pomagał, jak tylko mógł. Szliśmy też fragmentami pieszo, a moja siostra na rowerze... Przez Brzozę, Nową Wieś Wielką, gdzie przeżyliśmy kolejne bombardowanie... Ten nalot pamiętam w detalach... Niemcy nie zrzucają bomb, ale strzelają z broni maszynowej...

Biegnę, a raczej kuśtykam, bo jestem przecież ranna, w stronę jakiegoś domu. Tuż za mną ucieka z rowerem młody chłopak. To chyba była kula dla mnie, ale on był za mną i trafiła w niego... Zabity na miejscu... Jeden wielki krzyk, płacz, jęki rannych, huk.

W Inowrocławiu przygarnęli nas obcy ludzie. Nie było sensu uciekać dalej, bo wszędzie byli już Niemcy.
W szpitalu co prawda zrobili mi opatrunek, ale nie zobaczyli, że głębiej tkwi odłamek metalu.

Ktoś podarował ojcu karę, tak nazywano dwukółkę, taki wózek z dyszlem, i na nim głównie wracałam do domu, do Wierzchucina Królewskiego.... Na zmianę opatrunków chodziłam do Byszewa, do sióstr zakonnych... Bolało nadal. Bardzo. Dopiero po dwóch miesiącach trafiłam do szpitala, gdzie usunęli mi odłamek bomby z kości kręgosłupa... W Bydgoszczy, bo w Koronowie w tym czasie już chyba szpitala nie było.

W Potulicach
Taki był mój wrzesień 1939... Ale były jeszcze inne, równie tragiczne wrześnie... 4 września 1941 roku Niemcy wywożą mnie, moją siostrę Elżbietę oraz rodziców do obozu w Potulicach...

Byli jeszcze na tyle ludzcy, że po kilku miesiącach zwolnili rodziców do domu, bo byli za starzy do roboty. Moją starszą siostrę z Potulic wywożą na roboty do Niemiec... A ja w obozie doczekam wyzwolenia - 21 stycznia 1945 roku...

A trzy lata temu, we wrześniu, w wypadku samochodowym zginął mój syn...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska