Wszystko przez padający od kilku dni w Charlestonie deszcz, który sprawił, że poznanianka musiała rozegrać w nocy z czwartku na piątek (czasu polskiego) prawdziwy maraton. Najpierw wygrała w drugiej rundzie 3:6, 6:3, 6:4 z finalistką ubiegłorocznego US Open. Kanadyjką Leylah Fernandez, kończąc mecz za siódmym meczbolem i po gemie trwającym prawie pół godziny (w dodatku spotkanie zostało przerwane na ponad godzinę z powodu opadów).
Kilka godzin później "pomściła" Magdalenę Fręch i pokonała w trzeciej rundzie 6:3, 4:6, 6:2 Estonkę Kaię Kanepi.
W spotkaniu z Aleksandrową zwyczajnie zabrakło jej sił. Pierwszego gema wygrała dopiero przy stanie 0:6, 0:3, a publiczność nagrodziła ją za to gromkimi brawami. Zdołała wywalczyć jeszcze jednego, ale po 61 minutach wykorzystała pierwszą piłkę meczową i po raz pierwszy w karierze awansowała do półfinału turnieju WTA rozgrywanego na kortach ziemnych. O finał zagra z mistrzynią olimpijską z Tokio, Szwajcarką Belindą Bencic.
Z kolei Linette musiała rozegrać w piątek jeszcze jedno zaległe spotkanie, w pierwszej rundzie debla. Tym razem poszło jej lepiej, bo razem ze Słowenką Andreją Klepac pokonały 4:6, 6:1, 10-7 Alicję Rosolską i Erin Routliffe z Nowej Zelandii.
