Protest wyborczy pełnomocnika komitetu wyborczego Rafała Trzaskowskiego dotyczył m.in. naruszenie terminu wyborów określonego w konstytucji oraz wsparcia TVP, jakie miał otrzymywać Andrzej Duda.
W sobotę poinformowano, że Sąd Najwyższy po rozpatrzeniu protestu pozostawił go bez dalszego biegu, m.in. ze względu na brak dowodów.
W sumie Sąd Najwyższy musiał rozpatrzeć ok. 5,8 tys. protestów wyborczych. Po rozpatrzeniu wszystkich jedynie 93 z nich uznano za zasadne, jednak bez wpływu na ostateczny wynik wyborów.
W ubiegłym tygodniu SN oddalił ponad 4 tys. protestów, które rozpoznawano wspólnie (podobna lub taka sama treść, formularze z internetu).
Decyzje SN krytycznie ocenił adwokat Michał Wawrykiewicz, związany z inicjatywą "Wolne Sądy": "Dla wszystkich „dajmy im szansę” etc. Teraz widzicie jak działa polityczny „sąd”. Nawet nie próbuje udawać. Pozostawia bez rozpoznania ponad 4 tysiące protestów zawierających poważne zarzuty i wnioski dowodowe. O to toczyła się ta gorąca gra przez ostatnie 3 lata".
W poniedziałek o godz. 12 SN podejmie uchwałę w sprawie ważności wyborów prezydenckich.
Protest przeciwko wyborowi Prezydenta RP można było wnieść na piśmie do Sądu Najwyższego w ciągu trzech dni od dnia podania wyniku wyborów do publicznej wiadomości przez Państwową Komisję Wyborczą (do 16 lipca 2020 roku).
W proteście należy udowodnić, że naruszenie miało wpływ na wynik wyborów, następnie protest podlega ocenie sądu.
Protesty wyborcze nie są niczym nadzwyczajnym, były składane po każdych wyborach prezydenckich. Według wyliczeń Konkret24, najmniej było ich po wyborach w 1990 i 2005 roku – po 51, najwięcej po wyborach w 1995 roku – 593 238 - tyle osób stwierdziło, że nieprawdziwa informacja o wykształceniu Aleksandra Kwaśniewskiego mogła mieć wpływ na wynik głosowania. Sąd Najwyższy odrzucił, choć niejednomyślnie, tę argumentację.
