Śledczy Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe skierowali do sądu akt oskarżenia wobec Łukasza T. Jest oskarżony o znęcanie się nad swymi wychowankami. Według prokuratury miał ich straszyć zamykaniem w ciemnych pomieszczeniach, a "niepokornych" karać zimnym prysznicem.
O początku śledztwa w tej sprawie informowaliśmy już w kwietniu ubiegłego roku. Jak przyznaje dyrekcja placówki, to pierwsze takie zdarzenie. - Z tego, co wiemy, to kilka przypadków. Ale i tak o kilka za dużo - przyznają. - Powiadomiłem prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - mówi Krzysztof Jankowski, dyrektor Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych. - Sprawa dotyczy dwóch wychowawców z domu dziecka przy Stolarskiej.
Więcej wiadomości z Bydgoszczy na www.pomorska.pl/bydgoszcz.
Co robili? Dyrektor wspomina o stosowaniu przez nich niedozwolonych metod wychowawczych, m.in. zastraszania. Szczegółów, dla dobra sprawy, podawać nie chce. Mężczyzna był zatrudniony jako wychowawca w tym domu dziecka od 3 lat.
Ustaliliśmy jednak, że chodzi o jednego z wychowawców i jedną wychowawczynię. Mężczyzna stosował przemoc, m.in. straszył wychowanków, że zamknie ich w piwnicy. Na sumieniu ma jednak więcej podobnych metod działania. W tym domu dziecka przebywa 30 dzieci. Czworo lub pięcioro z nich, w wieku 8-12 lat, potwierdziło tę wersję i jednakowo opisywało metody pracy wujka.
Jankowski dowiedział się o sprawie 23 marca. Od razu powołał zespół, który zajął się wyjaśnianiem incydentów z udziałem wychowawcy. Przepytano dzieci i pracowników. Dzieci z grupy, w której pracował wspomniany wychowawca, zostały objęte opieką psychologa i pedagoga. Rozwiązanie umowy - Na podstawie wstępnych ustaleń, już na drugi dzień zdecydowałem o natychmiastowym rozwiązaniu umowy o pracę z tym wychowawcą - informuje Jankowski. Nie tylko zwolniony mężczyzna jest zamieszany w sprawę. Jego koleżanka z pracy - także. Wychowawczyni, jak twierdzą mali podopieczni, wyprowadzała ich na dwór. Był chłodny wieczór, a dzieci stały w samych piżamkach.
Te sygnały nie zostały potwierdzone przez większość grupy. Dlatego kobieta zaraz po ujawnieniu sprawy nie przestała pracować w BZPOW. Na czas postępowania prokuratury została przeniesiona do innego domu dziecka w Bydgoszczy.