Swoje losy związali przede wszystkim z Krajną, a zaborca namieszał im w nazwisku, ale czują się wielką rodziną, która dzięki zjazdowi ma szansę lepiej się poznać. Wszystko zaczęło się w Lutowie mszą, którą odprawił ks. Sylwester Dobber. Marianna i Wawrzyniec mieli dziewięcioro dzieci, ale tylko pięcioro zostało "rozpracowanych". Ewa, Maciej, Rozalia, Stefan i najmłodszy Andrzej założyli rodziny na Krajnie i gospodarowali w Lutowie, Sypniewie, Orzełku oraz w Lubczy i Adamowie. Potem okazało się, że wielu z nich poszło do rzemiosła. Teraz największą grupą wśród Dobberów są nauczyciele. Rozjechali się na Wybrzeże, do Bydgoszczy, na Śląsk, a nawet do Niemiec.
Organizatorzy zjazdu - Irena Radajewicz, Jadwiga Steinborn i Władysław Dobber - potomkowie Adrzeja z Orzełka przez trzy lata wertowali księgi meldunkowe i parafialne i doszukali się 1250 osób spokrewnionych. Nic dziwnego, że na zjazd trzeba było wynająć salę gimnastyczną. Po mszy wszyscy udali się na wybudowanie w Lutowie do gospodarstwa rodowego Ewy Dubber oraz do drugiego domu, który tuż obok pobudował Maciej Dubber. Potem była wizyta na grobach bliskich w Orzełku i Lutowie, a na koniec obiad i prezentacja rodzinnych dziejów w szkole w Kamieniu. Największym zainteresowaniem cieszyło się drzewo genealogiczne, bo wśród ponad 260 osób trudno, aby wszyscy się znali.