Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z nieludzkiej ziemi

Jacek Deptuła
Cóż robić z tą armią Andersa? - głowił się Stalin. Rozbrajać, bić się z nią na oczach całego świata? Nie! Trzeba było usunąć ją z Rosji.

     To była najdziwniejsza polska defilada. 14 września 1941 roku w nadwołżańskim obozie Tockoje w ZSRR generał Władysław Anders salutował bosym, wychudzonym i odzianym w łachmany żołnierzom powstającej dywizji piechoty. Polskiej dywizji.
     Ale - pisał we wspomnieniach - ku zdumieniu towarzyszącego mi gen. Żukowa, wszyscy byli ogoleni. Starzy żołnierze płakali jak dzieci, gdy zagrzmiała pieśń:
     "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie"...
     
W "Słowniku historii Polski" z 1967 roku nie ma hasła "Władysław Anders". Nie ma nawet wzmianki o bitwie pod Monte Casino. Piętnaście lat później Encyklopedia powszechna PWN dostrzegła już gen. Andersa. Ale zaledwie w paru słowach: "Gen. Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, polityk emigracyjny, po wojnie przywódca reakcji emigracyjnej".
     Jeden z najlepszych polskich dowódców drugiej wojny światowej, czterokrotnie odznaczany orderem Virtuti Militari, po wojnie stał się obiektem zajadłych ataków władz PRL. Oskarżano go nawet o współpracę z Hitlerem! Władze bezlitośnie kpiły, że Anders "na białym koniu" przyniesie Polsce wyśnioną niepodległość. Nie przyniósł, bo nie mógł. Polska w planach Stalina już w 1943 roku, przy zdradzieckiej aprobacie Churchilla i Roosvelta, znalazła się w orbicie krajów zależnych od ZSRR. Jednak gen. Anders, "ten waleczny Polak" jak pisał Churchill w swych pamiętnikach, powrócił do zbiorowej pamięci Polaków. W 1989 roku pośmiertnie odzyskał polskie obywatelstwo, którego pozbawiono go tuż po wojnie.
     Wojenne losy
     
generała to alegoria dziejów XX-wiecznej Polski. W 1914 r. był porucznikiem dragonów armii carskiej. Trzy lata później - oficerem powstającego na terenie Rosji Polskiego Korpusu gen. Dowbora-Muśnickiego. W latach 1917-1918 dowodził szwadronem, a w wojnie polsko-bolszewickiej - Pułkiem Ułanów Wielkopolskich. W latach trzydziestych awansowany do stopnia generała.
     We wrześniu 1939 roku Polska dostała się między młot swastyki i kowadło czerwonej gwiazdy. Podczas kampanii, po krwawych walkach z Armią Czerwoną Anders, dwukrotnie ranny, dostał się do niewoli. Zapewne ranom zawdzięcza, że uniknął śmierci w Katyniu. W Moskwie osadzono go w osławionym więzieniu na Łubiance. Z blisko dwuletniej kaźni uratował go wybuch wojny niemiecko-radzieckiej w czerwcu 1941 roku.
     4 sierpnia torturowanego, wychudzonego generała postawiono przed oblicze samego Ławrientija Berii, szefa krwawej NKWD i organizatora mordu na 23 tys. polskich oficerów. Beria oświadczył wstrząśniętemu Polakowi, że został właśnie dowódcą Armii Polskiej w ZSRR, która powstanie na mocy układu sprzed czterech dni. Kwadrans później Anders z honorami opuścił Łubiankę.
     Mimo pozornej przyjaźni Rosjan generał, doskonale znający mentalność nowych sojuszników, był nieufny. Układ Sikorski - Majski unieważniał wprawdzie pakt Ribbentrop - Mołotow z 1939 r., lecz nie gwarantował Polsce nienaruszalności granic. A ta sprawa była wówczas bezdyskusyjną racją stanu rządu RP w Londynie. Mimo to porozumienie polsko-rosyjskie wzbudziło
     entuzjazm setek tysięcy
     
uwięzionych w ZSRR Polaków. Ich liczbę szacuje się nawet na 1,5 mln. Zesłańcy masowo ginęli w łagrach, więzieniach i obozach pracy. Pobór do armii oznaczał dla nich jedno: wolność.
     Sześć tygodni po uwolnieniu Andersa do polskich punktów rekrutacyjnych trafiło ponad ponad 25 tysięcy ochotników! Zaskoczony dowódca depeszował do Londynu, że w tej sytuacji sformowanie stutysięcznej armii jest możliwe w ciągu dwóch miesięcy. Rosjanie, zmuszeni do uległości wobec Zachodu, "amnestionowali" 300 tys. Polaków. Zalążek narodowej armii był ewenementem - na terytorium ZSRR powstawała jedyna siła, w dodatku zbrojna, nie kontrolowana przez Sowietów. W totalitarnym systemie było to niezwykłe, ale od początku nosiło w sobie zarzewie konfliktu.
     Trafnie scharakteryzował to historyk Władysław Pobóg Malinowski: "Stalin, w dążeniu swoim do ujarzmienia Polski, musiał widzieć w armii przeszkodę - może ona przecież być moralnym oparciem dla społeczeństwa polskiego w jego postawie niepodległościowej. Jakież to kłopotliwe sytuacje wytworzyć się mogą, gdy w momencie wyzwalania Polski trzeba będzie narzucać jej czerwone kajdany! Cóż wtedy zrobić z tą armią? Rozbrajać ją, bić się z nią, na oczach całego świata? Nie! Trzeba ją usunąć z Rosji."
     Armia w połowie października 1941 r. liczyła już blisko 40 tys. żołnierzy, nie licząc kilkunastu tysięcy kobiet i dzieci. W grudniu w Moskwie w czasie rozmów ze Stalinem, premier Władysław Sikorski uzyskał zgodę na podniesienie liczebności polskiej armii do stu tysięcy. Czwartą część planowano ewakuować do Iranu, a reszta miała walczyć u boku Armii Czerwonej. Sikorski liczył na to, że nasz udział w wyzwalaniu Polski pomoże w utrzymaniu wschodniej granicy Rzeczpospolitej. Ale do dziś nie rozstrzygnięto dylematu czy wyjście całej polskiej armii
     z "morza Czerwonego"
     
na Bliski Wschód było słuszne? Czy losy Polski mogłyby się potoczyć inaczej, gdyby Anders walczył u boku Stalina? Wiele wskazuje na to, że generał wyprowadzając z ZSRR blisko 120 tysięcy Polaków zrobił najmądrzej jak mógł. Było to jedyne wyjście, by ocalić choć tę garstkę wygnańców. Stalin bowiem, który nie liczył się nigdy z ofiarami w ludziach, zamierzał podzielić armię Andersa na mniejsze jednostki i od razu skierować je na front. Tam zostałyby one rozbite nie przynosząc Polakom żadnego militarnego i propagandowego efektu.
     Tymczasem w obozach rekrutacyjnych armii Andersa żołnierze kwaterowali w skleconych "domkach" bez pieców, w namiotach lub wręcz w ziemiankach. Temperatury dochodziły do minus 50 stopni. Brakowało mundurów, lekarstw, a żywność dostarczano nieregularnie. Premier Sikorski zwrócił się więc o pomoc do Anglików. W końcu października 1941 r. Churchill obiecał pomoc w uzbrojeniu i żywności, pod warunkiem przesunięcia polskich obozów w pobliże granicy z Indiami lub Persją.
     Stalin zgodził się, ale podczas rozmowy z Sikorskim uznał, iż, "sprawa polskich granic jest otwarta i będzie rozstrzygnięta w przyszłości". W praktyce oznaczało to wymuszoną zgodę na okrojenie bez mała połowy Polski.
     Na przełomie marca i kwietnia 1942 r. odbyła się tzw. pierwsza ewakuacja, w wyniku której ZSRR opuściło 44 tysiące Polaków, w tym 31 tys. żołnierzy. Ale od połowy marca Sowieci zaostrzyli szykany wobec Polaków: znów odbierano im polskie obywatelstwo, zlikwidowano wszystkie punkty rekrutacyjne, sanitarne i żywnościowe. I znów setkami aresztowano Polaków - "zdrajców". Napływ ochotników do armii Andersa zanikł.
     Druga ewakuacja armii Andersa odbyła się w sierpniu 1942 r. ZSRR opuściło 71 tys. ludzi, w tym 40 tys. żołnierzy. Łącznie Andersowi udało się wyprowadzić, czytaj - uratować, bez mała 120 tys. obywateli II RP. Wśród żołnierzy było 4 tysiące Żydów, z których większość zdezerterowała w Palestynie, by walczyć z Brytyjczykami o własne państwo. Gen. Anders, niepomny przestróg władz brytyjskich zarządzających Palestyną, wydał nawet rozkaz, by polska żandarmeria nie ścigała uciekinierów.
     Gdyby na szali dziejów położyć ówczesne decyzje
     sukces generała
     
Andersa był bezdyskusyjny. Uratował setki tysięcy Polaków i zapisał piękną kartę wojenną w kampanii włoskiej.
     Po ewakuacji z armii Andersa utworzono Armię Polską na Wschodzie. Stan liczebny oddziałów wynosił ok. 74 tys. żołnierzy oraz około 30 tys. towarzyszących armii kobiet, starców i dzieci. W grudniu 1943 r II Korpus został skierowany do Włoch i włączony w skład 8 armii brytyjskiej. Szlak wojenny II Korpusu we Włoszech prowadził przez Monte Cassino, Ankonę, linię Gotów, Apeniny do Bolonii.
     Ostateczne załamanie się stosunków polsko-sowieckich nastąpiło wiosną 1943 r. 13 kwietnia III Rzesza ogłosiła komunikat o odkryciu w lesie katyńskim masowych grobów polskich oficerów. Winnymi tej zbrodni byli według Niemców Sowieci. W odpowiedzi władze ZSRR oskarżyły o zbrodnię Niemców. Reakcja rządu polskiego była, w wyniku szantażu aliantów, umiarkowana. Gen. Sikorski poprosił jedynie Międzynarodowy Czerwony Krzyż o przeprowadzenie dochodzenia. Reakcja Stalina była histeryczna.
     W "Prawdzie"
     
rząd Sikorskiego został oskarżony o... współpracę z Hitlerem i rozbijanie koalicji antyfaszystowskiej. 25 kwietnia 1943 r. sowiecki minister spraw zagranicznych, Wiaczesław Mołotow (ten sam który przyjmował pierwszą defiladę Polaków w Tockoje) zerwał z rządem londyńskim stosunki dyplomatyczne. Był to początek zimnej wojny.
     Dlatego wiosną 1944 r. gen. Anders we Włoszech nie mógł stać z bronią u nogi i odmówić - czego domagał się wódz naczelny - udziału w walce o Monte Cassino. W ciągu 10 minut gen. Anders wyraził zgodę na atak na "tę cholerną górę", jak mówili Brytyjczycy. Mimo wściekłości wodza naczelnego (Anders nie pytał o zgodę gen. Sosnkowskiego) Polacy weszli do walki w maju.
     Generał nie miał żadnych wątpliwości: "Wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos, jaki Monte Cassino zyskało w świecie, mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej". A sprawą polską w tych dniach było przekonanie świata, że wbrew wszechobecnej sowieckiej propagandzie Polacy chcą walczyć i walczą z Niemcami. Była to bitwa o honor. A co najważniejsze - bitwa wygrana!
     Po zakończeniu wojny korpus w 1946 r. został przeniesiony do Wielkiej Brytanii i rozwiązany w 1947 r. Większość żołnierzy na czele z gen. Andersem pozostała na emigracji. Tylko część zdecydowała się na powrót do kraju.
     Generał Władysław Anders zmarł w Londynie w 1970 roku, w rocznicę bitwy pod Monte Cassino. Zgodnie z wolą został tam pochowany. Wśród swych żołnierzy, na polskim cmentarzu wojskowym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska