Dramatyczny list w tej sprawie przysłała do naszej redakcji córka pacjenta.
- Ręce i nogi opadają - pisze kobieta (nazwisko do wiadomości redakcji).
- Ojciec trafił na oddział około godziny 6 rano. Jest świeżo po rozległym zawale serca, przywieziony został karetką jako przypadek nagły. Przebywał na SOR do godziny 16, czyli 10 godzin bez żadnego pokarmu, a jest cukrzykiem, i żadnych informacji. Nauczony doświadczeniem z poprzedniego pobytu, miał ze sobą butelkę wody, bo zapewne nikt by mu jej nie podał - opisuje kobieta.
Najbardziej bulwersujący jest jednak fakt, jak potraktowano starszego pana po wypisie z oddziału.
- Nie chce się wierzyć, jak tak można. Wypuszczono go z oddziału bez żadnej pomocy. Wywalili - ot tak sobie - starego, chorego, ogłupiałego po 10-godzinnym pobycie w tym młynie człowieka prosto na ulicę. Przyjechał pogotowiem, a nikogo nie interesowało, jak on się z tego szpitala wydostanie. A ojciec błąkał się po szpitalnych korytarzach, gdyż nie umiał znaleźć wyjścia na ulicę, o zorganizowaniu sobie transportu do domu w Ustce już wcale nie wspominając. Wygląda na to, że nikogo nie obchodzi, co się stanie z pacjentem poza progami oddziału, czy w ogóle trafi do domu, czy przeżyje - pisze rozżalona kobieta.
Dlaczego mężczyźnie nikt nie pomógł, dlaczego nie powiadomiono rodziny o wypisie lub nie wezwano transportu medycznego dla niego? Takie pytania zadaliśmy Monice Zacharzewskiej, rzecznikowi prasowemu słupskiego szpitala.
- Transport medyczny wzywany jest dla pacjenta tylko w ściśle określonych sytuacjach. Jeśli pacjent zostaje wypisany przez lekarza w stanie dobrym, jest świadomy, kontaktowy i sprawny, to nie ma takiej potrzeby - wyjaśnia Monika Zacharzewska.
- W takich sytuacjach standardowo powiadamia się rodzinę o wypisie, jeżeli pacjent wskazał osobę uprawnioną do udzielania informacji o stanie zdrowia. Najprawdopodobniej w tym przypadku było tak, że pacjent nie życzył sobie, aby informować rodzinę. Niestety, bez znajomości nazwiska nie jesteśmy w stanie ustalić, czy tak na pewno było.
Córka pacjenta nie życzy sobie, aby podawać nazwisko.
- Mój ojciec, który był jedną z ofiar opisanych przeze mnie poczynań tamtejszego personelu, od początku wstrzymywał mnie od występowania w tej sprawie. Ja jednak uważam, iż tak nikczemne traktowanie potrzebujących pomocy i opieki pacjentów jest absolutnie nieetyczne, niegodziwe i nie powinno być po ich powrocie do domu ignorowane i zamykane w niepamięć. Nie chodzi mi o jakieś "dochodzenia", śledztwa czy doszukiwanie się winnych. Intencją moją jest zwrócenie uwagi na te nieludzkie zachowania pracowników SOR oraz aby szefowi tego oddziału otworzyły się oczy i serce, głównie serce właśnie - pisze kobieta.
Zobacz także: Jerzy Owsiak z wizytą w słupskim szpitalu