Wszystkie samorządy, także powiatowe, organizują akcje „Zima”, bo pod ich opieką są drogi. Powiat ma trakty we wszystkich gminach. To te ważniejsze drogi, bo łączą najczęściej miejscowości gminne, choć nie zawsze tak jest. W powiecie chojnickim zmieniają w tym roku zasady - nie będą płacić za godzinę, ale za kilometry.
Gdy pada jednak pytanie, ile kosztuje więc jeden kilometr, starosta Marek Szczepański, odpowiada, że dokładne liczby poznamy dopiero po zakończeniu zimy. Teraz trudno odpowiedzieć, bo przecież inaczej się płaci za odśnieżanie, a inaczej za odśnieżanie z posypywaniem piaskiem.
Zarząd powiatu chciałby zaoszczędzić, ale jak będzie - nie wiadomo. Planował wydać ok. 2, 1 mln zł, ale oferty w przetargach były dwukrotnie wyższe i wynoszą ponad 4 mln zł.
Ale starosta zastrzega: - Sama wartość umowy nie przesądza, że tyle wydamy na zimę. Liczymy, że zima będzie łaskawa i nie trzeba będzie całej kwoty wydawać.
Przyjęto założenie, że rozliczanie będzie właśnie według ilości kilometrów przejechanych na poszczególnych odcinkach dróg. No i są trzy warianty - usuwanie samej gołoledzi, drugi wariant to likwidacja gołoledzi i posypywanie piaskiem i trzeci - odśnieżanie z posypywaniem piaskiem.
- Rozliczenie będzie powykonawcze - mówi starosta. - Musimy zabezpieczyć ponad 3 mln zł. Gdyby zima była ostra, to zostanie wydana cała kwota. Na niektóre zadania ofertowe były dwie oferty, ale na przykład na Chojnice tylko jedna, a na Brusy i Czersk - dwie.
W sumie zamówienie podzielono aż na 16 części.
Dlaczego aż tyle? Choćby ze względu na sprzęt.
Powiat ma prawie 400 km do odśnieżenia. O tym, gdzie będzie najszybciej odśnieżone i czy w ogóle decydują pracownicy z wydziału inwestycji Starostwa. Dostają za to dodatek za dyżury. Gdy jest prognozowany śnieg, gołoledź, ich czujność się zwiększa. A więc to pracownicy Starostwa decydują, gdzie mają być wysyłane samochody. Dzwonią do firmy i zlecają wyjazd, mówiąc: proszę jechać na ten odcinek drogi. Firma też może zgłosić taki planowany wyjazd.
A drogi są podzielone na standardy odśnieżania. Te, które łączą gminy, są oznaczone jako pierwszy standard. Mieszkający przy nich ludzie szybciej doczekają się pługa. - Zawsze jest takie oczekiwanie mieszkańców, by nawierzchnia była czarna - mówi starosta. - Ale, po pierwsze, w przypadku naszych środków finansowych jest to niemożliwe. Po drugie, nie ma tyle sprzętu, żeby firmy w krótkim czasie mogły utrzymać taki standard. ą
