https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zabić wojnę śmiechem. Opowieść o Annie Jachninie - autorce słów piosenki "Siekiera, motyka..."

Katarzyna Hejna [email protected] 52 32 63 130 hanka sowińska [email protected] 52 32 63 133
1 września 1939 roku. Anna Jachnina traci dwuletnią córkę Lalę, która umiera z powodu długiej i ciężkiej choroby. – Coś ciężkiego zwala się na mnie. W głowie pustka. Poruszam się jak automat - pisze Jachnina w „Pamiętniku z oblężenia Warszawy”.
1 września 1939 roku. Anna Jachnina traci dwuletnią córkę Lalę, która umiera z powodu długiej i ciężkiej choroby. – Coś ciężkiego zwala się na mnie. W głowie pustka. Poruszam się jak automat - pisze Jachnina w „Pamiętniku z oblężenia Warszawy”.
Anna Jachnina. W „Pamiętniku z oblężenia Warszawy napisze, że „miasto Starzyńskiego padło, ale się nie poddało”. Zanim stolica znowu chwyci za broń, ona będzie walczyć z wrogiem satyrą i dowcipem. I będzie „zabijać śmiechem” wysłanników tego, który w obliczu klęski III Rzeszy przyczyni się do jej uratowania.

 

Życiorys wart filmowego scenariusza i przynajmniej kilku książek. O kim mowa?

- Anna Jachnina to bohaterka - wątpliwości nie ma dr Katarzyna Maniewska, szefowa Biura Edukacji Publicznej w bydgoskiej Delegaturze Instytutu Pamięci Narodowej. - Zapłaciła ogromną cenę za to, że walczyła z wrogiem bronią niezwykłą - propagandą. Przeszła przez piekło Pawiaka, Auschwitz i Ravensbrück. Niewiele osób wie, że jest autorką jednej z najsłynniejszych piosenek walczącej stolicy "Siekiera, motyka...". Zależy mi bardzo, aby panią Annę przywrócić do naszej pamięci.

Pamiętają Jachninę dobrze na Kaszubach, Kociewiu, Pałukach czy Kujawach. Anna Jachnina, po wojnie dziennikarka Polskiego Radia w Bydgoszczy, jeździła po wsiach i miasteczkach, odkrywając twórców ludowych i ratując ginący folklor - obszar sztuki niezawłaszczony przez ideologów PRL.

W życiorysie Anny są same znajome miejsca: Ciechocinek - tu urodziła się w 1914 roku, maturę zdawała w 1933 r. we Włocławku, u Sióstr Urszulanek.

W 1935 r. wyszła za mąż za Juliana Jachnę, kapitana z 36. pułku Legii Akademickiej. Po ślubie przeprowadziła się do Warszawy.

Dr Maniewska: - Była kobietą elegancką, piękną. Do wybuchu wojny wiodła życie beztroskie, radosne. óreczka umiera, bomby lecą na miasto.

Córeczka umiera, bomby lecą na miasto

"Cały lipiec mówi się o wybuchu wojny, ale mało osób w nią wierzy. Za Otwockiem jeden z pułków warszawskich odbywa manewry" - pisze Jachnina w "Pamiętniku z oblężenia Warszawy". Dzięki temu, że we fragmentach został przedrukowany w "Biuletynie Informacyjnym", czołowym piśmie Polskiego Państwa Podziemnego, przetrwał do naszych czasów.

"Pamiętnik" to kopalnia wiedzy o życiu codziennym walczącej stolicy.

1 września Jachnina traci dwuletnią córkę Lalę. Dziewczynka umiera po ciężkiej chorobie. W mobilizacyjnym rozgardiaszu Anna porozumiewa się z lekarzami telefonicznie. Ten zapewnia, że mała wyzdrowieje.

"Nadzieje zawodzą - dziecko umiera. Coś ciężkiego zwala się na mnie. W głowie pustka. Poruszam się jak automat" - zapisze pod datą 1 września.

Na Warszawę spadają pierwsze bomby. Niemieckie naloty mieszkańcy biorą za... próbne ćwiczenia. W mieście wrze. Wyją syreny, ulice pełne są ludzi.

Anna musi pochować córeczkę. Z pomocą siostry załatwia formalności. Jadą na Powązki wybrać miejsce ostatniego spoczynku Lali. W tym czasie messerschmitty atakują nekropolię. Kobiety są świadkami strasznych scen. Widzą wylatujące w powietrze kawałki pomników, kości nieboszczyków i szczątki jeszcze przed chwilą żywych ludzi.

"Bestialstwo dochodzi do szczy tu. W opętanej orgii huku, świstu i jęku rannych zda się, że słychać pomstowanie tych, którzy zostali zbudzeni ze snu wiecznego" - tak trzy lata późnej opisze dramat, jaki rozgrywał się na cmentarzu.


Warszawiak jestem. Na grzeczności się znam!

Zostaje sama. Mąż gdzieś walczy. Przenosi się więc do siostry.

Naloty na miasto nie ustają. Jachnina przywoła w "Pamiętniku" wstrząsającą scenę ze zbombardowanego Dworca Wschodniego, przepełnionego uciekinierami z zachodnich terenów kraju: "Spotykam na wpół oszalałą kobietę, która powtarza w kółko: - Jestem z Torunia, jechałam z trojgiem dzieci. W czasie bombardowania szosy straciłam wszystkie. Nie odnalazłam zwłok. Gdzie one są? Jak pani myśli, gdzie one mogą być? Może teraz głodne?"

Zgłasza się z siostrą do pracy w Szpitalu Okręgowym. Jest ciężko - potok rannych nie ustaje, do tego duża śmiertelność i ciągłe naloty. Któregoś dnia przenoszą chłopca z roztrzaskaną nogą, po schodach, na wyższe piętro.

"Mimo cierpienia stara się całą siłą opierać na zdrowej nodze" - notuje w "Pamiętniku". Jachnina prosi, by się nie forsował i oparł na niej i siostrze. "Czy panie myślą, że ja pierwszy lepszy cham jestem? Warszawiak jestem, to się na grzeczności dla dam rozumiem" - odpowiada chłopak.

Gdy zapada decyzja o obronie stolicy, w mieście zmienia się nastrój. Warszawiacy tysiącami zgłaszają się na wezwanie prezydenta Stefana Starzyńskiego. Ale ani jego bohaterstwo i odwaga, ani wysiłek cywilnej ludności nie pomogą.

"28 września. Warszawa padła. Cios jest tak nagły i silny, że chwilowo nie wywołuje nawet reakcji" - odnotowuje Jachnina.

W "Pamiętniku" przywołuje postać Starzyńskiego: "Nikt chyba nie zapomni jego głosu. (...)Zachrypnięty z wysiłku wlewał nadzieje w serca, które wątpiły, hartował wierzących, pocieszał pogrążonych w żałobie i żył wolą wytrwania. Miasto Starzyńskiego padło, ale się nie poddało".

Słowa podtrzymują nadzieję i społeczny opór

Anna, a właściwie "Hanna" (to jej okupacyjny pseudonim) też nie składa broni. Trafia do Komisji Propagandy Okręgu Warszawskiego ZWZopatrzonej kryptonimem KOPR i"Sztuka". Pracuje pod kierownictwem Aleksandra Kamińskiego (sławnego "Kamyka"), szefa Biura Informacji i Propagandy Okręgu Warszawskiego, redaktora "Biuletynu Informacyjnego", współtwórcy Szarych Szeregów, późniejszego autora "Kamieni na szaniec".

"Hanna" jest podporą komórki propagandy. W jeden z mroźnych, zimowych wieczorów, zgrabiałymi palcami pisze słowa słynnej "zakazanej piosenki" pt. "Siekiera, motyka..."

Po latach, w rozmowie z Marzeną Woźniak, dziennikarką "Czasu", będzie wspominać: - Była zima, mróz w mieszkaniu i we mnie - w środku. Straszliwy głód. Otrzymałam właśnie polecenie napisania tekstów - wierszyków, piosenek dla naszych ulicznych sojuszników - gazeciarzy, kwiaciarek, muzykantów. Ołówek wypadał ze zgrabiałych rąk, mózg zamarzał. Nie było światła, tylko jakaś lampeczka... To była noc tworzenia w stanie zamrożenia. Chyba właśnie wtedy powstała ta piosenka: "Siekiera motyka piłka szklanka, w nocy nalot, w dzień łapanka".

Ulica śpiewa zakazane piosenki. Ulica walczy!

W 1942 r. redakcja "Biuletynu Informacyjnego" i KOPR ogłaszają konkurs na wspomnienia z obrony stolicy. Jachnina pisze "Pamiętnik z oblężenia Warszawy". Opatrzona godłem "XY" praca zdobywa pierwsze miejsce (jury przy- znało dwie główne nagrody).

Dostaje zlecenie przygotowania zbioru dowcipów, anegdot i innych utworów satyrycznych. Skąd bierze pomysły?

Czytaj też: Gwiazda reklamująca krem nie jest gwarancją jego sukcesu rynkowego - twierdzi dr Irena Eris (wideo)

- Rodziły się na ulicy, wystarczyło uważnie słuchać - opowiadała dziennikarce "Czasu". - Jechałam kiedyś tramwajem. Jeden z pasażerów pyta konduktora: "Daleko jeszcze do Niepodległości"? Na co tamten odpowiada: "Jakieś pół roku, panie, byle do wiosny".

- "Anegdoty i dowcipy wojenne" to kolejne wielkie dzieło pani Anny - podkreśla dr Maniewska. -Ta książka pokazuje inne oblicze wojny - humor, satyra, wiersze, piosenka. Są tam dowcipy warszawskie, lwowskie. Jednak nie śmiech był najważniejszy. Chodziło o podtrzymanie nadziei i oporu społecznego. Z gotowym tekstem, na który naniesione były poprawki, szła do drukarni. Została aresztowana na Wilczej. Po wojnie ze zdumieniem odkryła, że nie jest jedyną twórczynią książki. Nic jednak z tym "odkryciem" nie zrobiła. Taka była pani Anna!

_
_Dziś dwa bezcenne egzemplarze "Anegdot i dowcipów wojennych" znajdują się w dziale cymeliów Bibliotekiw Warszawie.

Ona nie musi jeszcze "iść do gazu"

3 listopada 1942 r. na Wilczej 54 gestapo urządziło "kocioł". Tak zaczyna się gehenna Anny. Zostaje dotkliwie pobita, kiedy próbuje połknąć gryps. - Sama nigdy o tym nie mówiła. Znam tę historię z relacji osób, które już po wojnie świadczyły, że walczyła w AK - wyjaśnia dr Maniewska.

Trafia na Pawiak. Tam przechodzi ciężkie śledztwo. Następnie zostaje wywieziona do Auschwitz. Otrzymuje numer - 25990!

- Dysponujemy pamiętnikiem pani Anny z obozu. Mogę zapewnić, że IPN dołoży wszelkich starań, by został wydany - obiecuje szefowa BEP.

W Auschwitz ratowała współwięźniarki. Pewnego razu próbowała przekonać lekarza, że dziewczyna jeszcze nie musi "iść do gazu", że nadaje się do pracy. Za to wstawiennictwo została straszliwie pobita.

W Auschwitz Jachnina jest do października 1944 r.; wtedy zostaje odtransportowana do Ravensbrücke - obozu koncentracyjnego dla kobiet znajdującego się w Niemczech. Są tu więźniarki polityczne, kobiety narodowości romskiej, Żydówki, a także lesbijki i prostytutki.

 

Dr Maniewska: - Dzięki dokumentom udostępnionym przez rodzinę pani Anny doszłam do ciekawych odkryć. Dowiedziałam się na przykład, że opuściła obóz dzięki mediacji hrabiego Bernadotte.


Himmler ratuje swoją skórę, Bernadotte więźniów

Jest kwiecień 1945 roku. Hitler przegrał wojnę. "Najwierniejsi z wiernych" już nie wierzą wodzowi. Na własną rękę paktują z dowódcami zachodniego frontu. Swoją skórę próbuje ratować Heinrich Himmler, dowódca SS, kierowniczy sprawca Holokaustu. O pośrednictwo w negocjacjach z zachodnimi mocarstwami prosi hrabiego Folke Bernadotte, bratanka króla Szwecji, wówczas wiceprezesa Szwedzkiego Czerwonego Krzyża. Bernadotte chce się podjąć misji, ale stawia warunek: domaga się zwolnienia z Ravensbrücke 30 tysięcy więźniów, w tym kilku tysięcy Polek.

 

Podobno 20 kwietnia doszło w rezydencji Himmlera do niezwykłego spotkania. Ten, który był winien zagłady milionów Żydów z honorami (sic!) przyjmuje obywatela szwedzkiego Norberta Masura, wiceprezesa Światowego KongresuŻydów... W grupie uratowanych (słynna akcja z udziałem białych autobusów Szwedzkiego Czerwonego Krzyża) jest Anna Jachnina. W Szwecji pozostaje do 1946 r.

Dr Maniewska: - W jednym z wierszy napisze, że nie potrafi dziękować za całe dobro, jakie spotkało ją w Skandynawii.

Przemyca folkor, oswaja twórców ludowych

Do Polski przyjeżdża w 1946 r. Jednak do Warszawy nie wraca.

- Moje mieszkanie tam było zajęte. Myślałam, że wrócę tam za kilka lat - zwierzyła się Wandzie Szkulmowskiej, przyjaciółce i bliskiej współpracowniczce.

Osiada w Bydgoszczy. _- Zwabiło mnie ogłoszenie w prasie informujące, że powstająca wtedy bydgoska rozgłośnia Polskiego Radia poszukuje dziennikarzy. Przyjechałam, zdałam egzamin i tak już zostałam - _wspominała Jachnina.

W 1948 roku rozpoczyna pracę w Radiu Pomorza i Kujaw. Wkrótce rusza na wieś wielkim, transmisyjnym wozem. Jest tak ciężki, że nieraz grzęźnie w błocie.

- Wyjeżdżała na kilka dni w głąb Pałuk, Kujaw, Krajny, ziemi borowiackiej, Kaszub. Tam wyszukiwała twórców ludowych - opowiada Wanda Szkulmowska. - Docierała tam, gdzie jeszcze nikt inny nie był.

Jachnina wędruje z mikrofonem po wsiach, a ludzie się jej boją. Myślą, że nosi ze sobą "skrzynię diabła". Prądu nie ma a nagrywa wywiady z nimi. Są w szoku!

Początki są trudne. Dopiero zdobywała wiedzę o sztuce ludowej, nie znała ludzi i terenu. Ale zawojowała ich serca ogromną pracą i wspaniałymi audycjami. Wkrótce, ci nieufni zazwyczaj ludzie, goszczą ją w swoich domach. A przed jej wozem ustawiają się kolejki. Jachnina staje się dla nich ukochaną Panią Profesorową (tak nazywają ją w listach).

Odkrywa śpiewaczki pałuckie - Rozalię Łukaszewicz i Franciszkę Tubiszową. I wielu innych: Wicka Rogalę - barda kaszubskiego, co grał na cytrze, Stanisława Kąkolewskiego, który pieśni partyzanckie układał, Leonarda Brzezińskiego, hafciarza i kolekcjonera sztuki kaszubskiej, Jana Licę, rzeźbiarza i Juliana Rydzykowskiego wybitnego regionalistę, Władysława Malinowskiego - szewca, który koszyki wyplatał i wiersze pisał oraz Franciszka Becińskiego - poetę kujawskiego.

- Przemycam folklor, żeby go oswoić - mawiała Jachnina.

Photobucket fot. archiwum rodzinne

Anna Jachnina ma być patronką skweru, placu czy ulicy w Warszawie. To propozycja prof. Tomasza Szaroty, historyka, autora książki „Okupowanej Warszawy dzień powszedni”. Dr Maniewska: - Nie wiedział, że Jachnina jest autorką piosenki „Siekiera, motyka...”. Ujawniła to Justyna Górska, żona Wojciecha Jachny, wnuka pani Anny. Uważam, że byłoby przykre, gdyby Bydgoszcz o niej zapomniała.

 

Dwadzieścia lat pracy i ponad 800 audycji! Przybliża w nich słuchaczom wiejskie obrzędy i zwyczaje. Tłumaczy, jak wyglądają wesela, zapusty, szopki, opowiada o ludowych twórcach.

- A to nie było dobrze widziane przez peerelowską władzę. Folklor uważano za przejaw wstecznictwa. Obawiano się, że stanie na drodze postępu cywilizacyjnego - wspomina Wanda Szkulmowska.

Pomaga tym ludziom nie tylko przez to, że promuje ich twórczość. - Wspierała ich też materialnie, choć nigdy o tym nie mówiła. Dawała pieniądze na opał, jedzenie, kupowała prace Stanisława Zagajewskiego, artysty z nurtu Art Brut - mówi Szkulmowska.

Czytaj też: Post i rock’n’roll

Dr Katarzyna Maniewska dodaje, że z inicjatywy pani Anny powstała w Bydgoszczy "Cepelia".

- Chciała, by prace twórców miały zbyt, by nie chałturzyli, bo chałtura zabija sztukę. Była też pomysłodawczynią wielu innych inicjatyw, w tym festiwali i wystaw.

_
_Jachnina wydaje się być kobietą o niespożytej energii. Jest jedną z założycielek Kujawsko-Pomorskiego Towarzystwa Kulturalnego i wchodzi do jego zarządu (dziś już nie istnieje). Wydaje śpiewnik pieśni z Kujaw, Kaszub, Pałuk i filmotekę krótkometrażowych filmów dokumentalnych. Wokół niej gromadzą się ludzie, dla których sztuka ludowa jest treścią życia.

Umarła w 1996 r. w Bydgoszczy. Część jej dzieł znajduje się w Muzeum Powstania Warszawskiego i w Toruniu - w Muzeum Etnograficznym. Fundacja Vlepvnet przygotowuje wystawę poświęconą jej życiu i twórczości.

Autorki dziękują Justynie Górskiej, Wandzie Szkulmowskiej i dr Katarzynie Maniewskiej za informacje, bez których ten tekst by nie powstał.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska