Na Waldemarze B., doktorze nauk medycznych, pracowniku naukowym, ciąży zarzut zabójstwa 63-letniego Piotra K., mieszkańca Rymanowa-Zdroju. Do zbrodni doszło 9 stycznia, kiedy to Waldemar B. przebywał w swoim domku letniskowym.
Feralnego wieczoru obaj mężczyźni wspólnie pili alkohol. Około godz. 1.50 w nocy Waldemar B. skontaktował się z Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Powiedział, że „jest martwy człowiek”.
- Znamienne jest to, że kiedy dyspozytor wydawał polecenie podjęcia akcji reanimacyjnej, padło stwierdzenie, że nie ma potrzeby, bo człowiek już nie żyje, jest zimny - mówi Beata Piotrowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krośnie.
Prokuratura ustaliła, że oskarżony zadał Piotrowi K. dziewięć ciosów nożem w twarz.
- To doprowadziło do znacznego krwawienia - dodaje prokurator Beata Piotrowicz. - A kiedy mężczyzna upadł, otrzymał jeszcze co najmniej dwa ciosy w głowę, zadane z dużą siłą, siedziskiem drewnianego taboretu.
Prokurator zastrzega jednak, że zdarzenie rozegrało się pomiędzy Waldemarem B. i Piotrem K., bez świadków.
- W związku z tym światło na te wydarzenia mógł rzucić jedynie oskarżony. On początkowo składał wyjaśnienia, ale później, w dalszym toku śledztwa, odmówił ich składania - mówi Beata Piotrowicz.
B. twierdził, że został zaatakowany bez powodu i broniąc się, w trakcie szamotaniny, uderzył Piotra K. dwukrotnie w głowę, a dalszych szczegółów nie pamięta.
- Nie potwierdzają tego nasze ustalenia dokonane w tej sprawie - mówi prokurator. - Ważną rolę odgrywa opinia z zakresu analizy mechanizmu powstania śladów krwawych i genetyki sądowej, wykonana przez Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie.
Biegli stwierdzili też, że w chwili zdarzenia Waldemar B. miał zachowaną zdolność rozpoznania czynu, lecz w znacznym stopniu miał ograniczoną zdolność do kierowania swoim postępowaniem.
To było okrutne zabójstwo
Waldemar B. i Piotr K. znali się. Nie była to jednak przyjacielska relacja. Raczej sąsiedzka znajomość. To właśnie od Piotra K. rzeszowianin kilka lat temu kupił działkę rekreacyjną. Miał tam domek letniskowy, do którego przyjeżdżał na weekendy.
Z ustaleń śledztwa wynika, że około godz. 18 Piotr K. przyszedł do Waldemara B. w odwiedziny do jego daczy. Na stole pojawił się alkohol. Piotr K. tego dnia pił już wcześniej.
- Śledztwo wykazało, że w chwili zdarzenia zarówno pokrzywdzony, jak i oskarżony byli w stanie nietrzeźwości - mówi prokurator Beata Piotrowicz. - Przy czym stan nietrzeźwości Piotra K. był znacznie wyższy niż Waldemara B. Pierwszy miał 2,6 promila, drugi nie więcej niż 1,5.
Piotr K. upadł, Waldemar B. dalej bił
Z opinii ekspertów, którzy analizowali ślady zabezpieczone na miejscu tragedii, wynika, że ciosy nożem zostały zadane w momencie, gdy Piotr K. stał. Gdy upadł na podłogę i leżał bezbronny, spadły na niego kolejne mocne uderzenia. Tym razem narzędziem był taboret.
- Były to co najmniej dwa uderzenia w głowę, a możliwe, że było ich więcej - mówi prokurator Piotrowicz.
Twarz i głowa 63-latka zostały zmasakrowane. Rany zadane nożem wywołały obfite krwawienie, uderzenia twardym siedziskiem spowodowały masywne stłuczenie twarzoczaszki. Piotr K. bardzo szybko wykrwawił się na śmierć.
Dlaczego zaatakował?
Śledztwo nie dało odpowiedzi, dlaczego między mężczyznami doszło do sytuacji, która doprowadziła do tak tragicznego finału.
- Przyczyn i powodów nie znamy, natomiast sam przebieg zdarzenia został ustalony na podstawie obiektywnych dowodów bazujących na oględzinach miejsca zdarzenia i zleconych ekspertyzach, był też przeprowadzony eksperyment - mówi prokurator Beata Piotrowicz.