Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamach w Brukseli. Bydgoszczanka jechała linią metra

M. Wąsacz, M. Czerniak
Zamach w Brukseli.
Zamach w Brukseli. Valentin Bianchi
Bydgoszczanka jechała linią metra, gdzie miał miejsce zamach. Wyszła godzinę przed wybuchem. Janusz Zemke wylądował na lotnisku w Zaventem w nocy. Rano nastąpiła eksplozja.

Już w pierwszych doniesieniach kilka minut po godzinie 8 belgijskie służby potwierdzały, że w Brukseli doszło do zamachu terrorystycznego. Dwie eksplozje wstrząsnęły lotniskiem Zaventem. Nieco ponad pół godziny później kolejny wybuch miał miejsce na stacji metra Maelbeek, w pobliżu gmachu Komisji Europejskiej. Z pierwszych doniesień wynikało, że w zamachach zginęły 24 osoby, a ponad 90 zostało rannych. Po południu, kiedy na lotnisku znaleziono tzw. pas Szahida z innym niezdetonowanym ładunkiem, bilans rannych wzrósł do ponad 200 osób. Wśród nich było dwóch Polaków - pracowników Służby Celnej.

Wielu pracowników zostało w domach
Mieszkańcy naszego regionu, którzy przeprowadzili się do Brukseli, wczoraj opowiadali, że miasto zostało sparaliżowane. Nie działały metro i komunikacja miejska. Władze zalecały mieszkańcom i pracownikom pozostanie w domach i biurach. O to samo prosiły instytucje Unii Europejskiej.

Jednak w trakcie ataków terrorystycznych najprawdopodobniej większość pracowników dojeżdżała do pracy lub już w niej była. - Ponieważ sam rozpoczynam pracę nieco wcześniej niż w instytucjach unijnych, jak tylko dowiedziałem się o ataku na lotnisku, poprosiłem pracowników Biura Regionalnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego w Brukseli o pozostanie w domach i pracę korespondencyjną. Na szczęście, było to jeszcze przed atakami terrorystycznymi na stacjach metra. Stacje metra Schuman oraz Maelbeek znajdują się niedaleko siedziby naszego biura, w bezpośrednim sąsiedztwie części budynków Komisji Europejskiej i Rady. Biuro znajduje się przy jednej z największych ulic Brukseli, łączącej lotnisko z instytucjami Unii Europejskiej, od rana więc tworzyły się ogromne korki. Utrudniały policji, wojsku i służbom medycznym dojazd na miejsca tragicznych zdarzeń - relacjonował nam przed godz. 12 Mieszko Matusiak, dyrektor Biura Informacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego w Brukseli.

Odebrała telefon od przerażonej mamy
Pani Katarzyna z Bydgoszczy od pół roku mieszka w belgijskiej stolicy. O zamachach dowiedziała się... przez telefon.

- Jako pierwsza zadzwoniła do mnie przerażona mama. Łamiącym się głosem zapytała, czy żyję. W radiu usłyszała relację z Brukseli. Ja, gdy tylko weszłam do biura, od razu zabrałam się za pracę. Nawet nie włączyłam radia ani nie zaglądałam do internetu. Po telefonie od mamy z kolegami i koleżankami z pracy włączyliśmy telewizję. To, co zobaczyliśmy na ekranie, było przerażające. Solidaryzujemy się z rodzinami ofiar. Z całego serca im współczujemy. Uświadomiłam sobie, że tą linią metra, w której doszło do zamachu, jechałam godzinę wcześniej. Wciąż trudno mi mówić o tym, co się wydarzyło w Brukseli. Choć w listopadzie ubiegłego roku mieliśmy tu najwyższy stopień zagrożenia atakami terrorystycznymi, nikt się nie spodziewał, że do nich dojdzie i że zginie tyle niewinnych osób - podsumowuje pani Katarzyna.

Na Facebooku dawali znać, że są bezpieczni
Już dwie godziny po zamachach na Facebooku obcokrajowcy mieszkający w belgijskiej stolicy utworzyli grupę Wybuchy w Brukseli. Gdy przyłączali się do niej, to ich znajomi otrzymywali powiadomienie, że są bezpieczni.

Wiele osób, zanim przystąpiło do grupy, umieszczało na swoim fejsie stosowny post. Tak zrobiła m.in. pani Joanna. „Jestem bezpieczna w domu. Przerażona też, bo po raz pierwszy zamachy zdarzyły się tak blisko i to w miejscu, przez które codziennie rano przejeżdżam. Jak wielu moich znajomych. Mam wielką nadzieję, że nic się nikomu nie stało” - czytamy na jej stronie.

Pod tym wpisem szybko pojawiły się słowa wsparcia od znajomych i przyjaciół nie tylko z Polski, ale też z Francji i Belgii.

Loty wstrzymane, cisza w mieście
Z powodu bezpośredniego sąsiedztwa - stacji Maelbeek - miejsca, w którym doszło do eksplozji, w gmachu Komisji Europejskiej zostały wprowadzone zarządzenia bezpieczeństwa. Pracownicy KE mieli albo pozostać w domu, albo nie wychodzić z biur. Rano bezpośrednio po zamachach nieco spokojniej było w siedzibie Parlamentu Europejskiego.

- Akurat wchodziłem do parlamentu, to mogło być około godziny 8.30, kiedy dowiedziałem się, że coś się stało na lotnisku - opowiadał europoseł Janusz Zemke. - Te informacje docierały od Belgów. Usłyszałem tylko zdawkowo, że „na Zaventem były zamachy”. Wszedłem do biura, w telewizji na paskach już wszędzie były informacje o eksplozjach.

Zemke wylądował na brukselskim lotnisku kilka godzin przed zamachami: - Przyleciałem z Monachium. Koledzy, którzy później lecieli LOT-em, już nie mogli tu wylądować - dodaje. Polskie Linie Lotnicze jeszcze przed południem poinformowały o przekierowaniu lotu z Warszawy do Brukseli awaryjnie do Düsseldorfu, a późniejszy w ogóle został odwołany.

Paniki w mieście nie było
Były wiceminister obrony narodowej zaznaczał, że mimo to w mieście nie dało się wczoraj zauważyć popłochu:

- Jest cisza i przygnębienie, bo to jest kolejny dowód na to, że Bruksela nie jest bezpiecznym miastem. Na ulicach jest mało ludzi, bo władze zalecają, by nie ruszać się z domu czy z miejsca pracy. Ale ci, którzy obecnie pracują, nie mają jak wrócić do domów, bo nie działa metro. A tu, w tym liczącym 1,1 mln ludzi mieście, to podstawowy środek transportu - podkreśla.

Ambasada Belgii w Warszawie: wieniec od prezydenta Andrzeja Dudy.

Co do pracy samego Parlamentu Europejskiego, wczoraj zaraz po zamachach odbywała się ona normalnym trybem. - Słychać bezustannie sygnały przejeżdżających karetek i policji. Mam spotkania zaplanowane na 13, 14, potem posiedzenie komisji - mówił europoseł Kosma Złotowski. Telefon od nas odebrał, będąc już w budynku PE. Dodał: - Rano zaraz po zamachu ze stacji metra został ewakuowany mój współpracownik.

W Parlamencie Europejskim procedury bezpieczeństwa zostały zaostrzone po obławach związanych z poszukiwaniami organizatora ubiegłorocznego zamachu w Paryżu. - Jestem u siebie w biurze, nie schodzę więc na dół i nie sprawdzam, czy wprowadzono jakieś dodatkowe zabezpieczenia - wyjaśniał wczoraj Tadeusz Zwiefka. - Rano ochronę stanowili, jak zawsze, żołnierze pod bronią. Ale z zapowiedzi wynika, że rygor ma zostać podniesiony.

Wczoraj po południu odwołano jednak większość spotkań i posiedzeń, które miały się odbyć w PE.

Janusz Zemke: - Z rana mieliśmy posiedzenia. Byłem w Komisji Spraw Zagranicznych o godzinie 9. W pewnym momencie wszystkie zaplanowane wydarzenia z udziałem posłów i gości zostały przerwane. Nie ma obecnie oficjalnych gremiów - wyjaśniał Zemke.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska