Zdaniem Krzysztofa Motyla, dyrektora do spraw lecznictwa szpitala miejskiego w Bydgoszczy, z medycznego punktu widzenia nie doszło do żadnych uchybień. - Zapoznałem się z dokumentacją oraz relacją położnych - informuje. - W przypadku tej pani nie można było zastosować znieczulenia zewnątrzoponowego. Dostała lek uśmierzający ból.
Jak zaznacza dalej, to nie pacjent decyduje o sposobie leczenia. - Nie możemy dopuszczać do sytuacji, w której lekarzowi mówi się, co ma robić.
Wątpliwości dotyczyły także łyżeczkowania, którego ginekolog odbierający poród nie wykonał, ponieważ właśnie skończył się jego dyżur. - Nie ma nic złego w tym, że łyżeczkowanie zrobił inny, wypoczęty lekarz - tłumaczy Krzysztof Motyl. - Najważniejsze, że zarówno dziecko, jak i jego mama są zdrowi - dodaje.
Okazuje się, że dotychczas uwag dotyczących pracy ginekologa nie było. - Nie dotarły do mnie żadne skargi - mówi dyrektor d.s. lecznictwa.
I dodaje: - Prawdopodobnie przyczyną nieporozumienia była tu niewłaściwa komunikacja między lekarzem a pacjentem. Być może po prostu zabrakło kilku ciepłych słów. Nie zmienia to faktu, że pacjent nigdy nie decyduje o sposobie leczenia.
Krzysztof Motyl zapowiada jednak, że porozmawia z ginekologiem o relacji lekarz-pacjent.