Strata do drugiej Wisły Płock wynosi aż 10 punktów. Do prowadzącej Arki Gdynia „oczko” więcej, a biorąc pod uwagę gorszy bilans bezpośrednich meczów, to strata jest jeszcze większa o punkt. Do zakończenia rozgrywek pozostało 8 spotkań, a właściwie 7, bo każdy z zespołów otrzyma jeszcze punkty walkowerem za nierozegrany mecz z Dolcanem Ząbki. Trudno przypuszczać, by rywali bydgoszczan dopadł kryzys tak duży, że roztrwoniliby tak wielką przewagę. Wobec takich strat nawet diametralna odmiana gry Zawiszy na plus na niewiele się zda.
Nie ma liderów
Zawisza swą postawą nie przekonuje od samego początku rundy wiosennej. Praktycznie w żadnym z dotychczasowych meczów niebiesko - czarni nie potrafili narzucić swoich warunków gry. Zdarzało się to tylko chwilami. Nie było w bydgoskiej drużynie nikogo kto pociągnąłby resztę zespołu do walki. Może i bydgoscy zawodnicy mają umiejętności czysto piłkarskie nawet wyższe niż pierwszoligowe, ale całkowicie nie potrafią ich sprzedać na boisku. Patrząc na poczynania zawiszan ma się wrażenie, że bardziej zmagają się ze sobą niż z rywalami. To, że nie potrafią po piłkarsku zdominować rywala powoduje u nich frustrację. Niby przewyższają przeciwników pod każdym względem, ale kompletnie tego nie widać w meczach.
Z mentalnością na bakier
Nie od dziś wiadomo, że na zapleczu ekstraklasy cechy wolicjonalne są tak samo ważne, a w niektórych momentach nawet ważniejsze niż umiejętności czysto futbolowe. Jeśli nie można pokonać rywala tak po piłkarsku, to trzeba okazać się od niego lepszym fizycznie.
Z tym zawodnicy Zawiszy mają duży problem. W zespole nie ma wojownika, który pociągnąłby zespół do walki. Rzucił hasło dorwania się przeciwnikowi do gardła, zagrał na pograniczu faulu nawet kosztem kartki, pokazał kto dyktuje warunki na boisku. Te braki unaocznił mecz z Bytovią. Warunki atmosferyczne (padający deszcz i mokra murawa) bardzo sprzyjały takiej postawie, ale niestety, kompletnie tego bydgoszczanie nie wykorzystali. Nie potrafili fizycznie stłamsić rywala. Tym bardziej, że to rywale byli w gorszej mentalnie sytuacji po laniu 0:3 od Chrobrego Głogów, a zawiszanie musieli być podbudowani tym, że ograli Rozwój Katowice na jego boisku 3:1 i to grając w osłabieniu przez blisko półgodziny.
Więcej wiadomości z Bydgoszczy na www.pomorska.pl/bydgoszcz
Nieodrobione lekcje
Patrząc na postawę zawiszan podczas meczu z Bytovią można było odnieść wrażenie, że bydgoszczanie nie odrobili przedmeczowych lekcji. Wiadomo, że silną stroną Bytovii i to praktycznie jedyną w ofensywie są stałe fragmenty gry. Niestety, niebiesko - czarni dali się dwa razy zaskoczyć. W najprostszy z możliwych sposobów stracili gole i to bardziej przez swoją niefrasobliwość oraz bierność niż z faktu, że zostali przez rywala oszukani.
Padający deszcz i mokre boisko sprzyjało oddawaniu strzałów z dystansu. Można zaskoczyć bramkarza, bo piłka dostaje poślizgu, może się też inaczej odbić niż na suchej murawie, a także zaliczyć jakiś rykoszet od obrońców. Niestety, bydgoscy zawodnicy nie próbowali uderzać z dalszej odległości, tylko z uporem grali metodą wielu podań, ułatwiając organizację w obronie zespołowi z Bytowa, który potrafi to robić. Poza tym nie od dziś wiadomo, że w deszczowej pogodzie łatwiej się bronić jeśli rywal gra wolno i schematycznie.
Poza tym, mecz z Bytovią po raz kolejny pokazał, że bydgoszczanie mają problem z wejściem w mecz. Pierwsza połowa była do zapomnienia. W drugiej też nie było lepiej i dopiero jak zawiszanie byli w osłabieniu, to zaczęli grać lepiej, ale niestety, wyniku nie potrafili odwrócić.
Analizując te wszystkie problemy Zawiszy trzeba powoli się żegnać z myślą o tym, że w przyszłym sezonie bydgoski zespół powróci do elity...