MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zawisza zremisował z Sandecją [relacja, zdjęcia, wideo]

DARIUSZ KNOPIK , MARTA ZALEWSKA
Choć bramkarz Sandecji Marek Kozioł tylko odprowadził piłkę wzrokiem, ta - po strzale Martinsa Ekwueme - jedynie otarła się o słupek. Akcji przyglądają się Jan Frohlich i Wahan Geworgjan.
Choć bramkarz Sandecji Marek Kozioł tylko odprowadził piłkę wzrokiem, ta - po strzale Martinsa Ekwueme - jedynie otarła się o słupek. Akcji przyglądają się Jan Frohlich i Wahan Geworgjan. fot. Jakub Stykowski
Trzech minut zabrakło piłkarzom Zawiszy Bydgoszcz, by triumfować na inaugurację I ligi. - Jestem strasznie wkurzony, że nie wygraliśmy - przyznał trener Janusz Kubot.

Zawisza Bydgoszcz - Sandecja Nowy Sącz

Pierwszy od 13 lat mecz na drugim w hierarchii szczeblu rozgrywkowym wywołał w Bydgoszczy spore zainteresowanie. Na trybunach pojawiło się około 7 tysięcy widzów. Obejrzeli całkiem interesujące spotkanie. Była duża zmienność akcji, mnóstwo walki, kilka sytuacji bramkowych i to co najważniejsze - gole. Do pełni szczęścia zabrakło tylko wygranej Zawiszy.

Szybko i do przodu

Tak jak zapowiadał trener Janusz Kubot, bydgoszczanie grali szybko i do przodu. Często jednym podaniem próbowali otworzyć sobie drogę do bramki. Raz za razem dalekie piłki do skrzydłowych: Adriana Błąda i Wahana Geworgjana posyłali Rafał Piętka i Martins Ekwueme. Filigranowy Błąd dryblingami siał niepokój w szeregach gości. Jednak klarownych okazji było niewiele. Miejscowi mieli kilka rzutów rożnych i wolnych, ale stałe fragmenty gry to na razie najsłabszy element w drużynie.

Z kolei ekipa trenera Mariusza Kurasa szanowała piłkę. Długo ją rozgrywała, starając się dojść do czystej pozycji strzeleckiej. Właśnie to rywale oddali pierwsi dwa groźne strzały, ale w obu przypadkach bez zarzutu spisał się Andrzej Witan. To, że zawodnicy z Nowego Sącza rzadko dochodzili do okazji było zasługą stoperów - Krzysztofa Hrymowicza i przede wszystkim Łukasza Skrzyńskiego. Ten ostatni został nowym kapitanem zespołu i już stał się mentalnym liderem na boisku. Ustawia kolegów, dyryguje nimi, łata dziury, jest przysłowiową "ostatnią instancją".

- Od oceniania gry jest trener i dziennikarze - odpowiedział na nasze pytanie jak mu się grało po ponad półrocznej przerwie. - Możecie nas chwalić albo krytykować. To wasze zadanie. My postaramy się wykonywać to, co do nas należy, jak najlepiej - zapewnił obrońca Zawiszy.

Dwie okazje

Jednak lepsze okazje do zdobycia bramki mieli gospodarze. W doliczonym czasie pierwszej połowy Geworgjan z 5 m, z narożnika pola bramkowego, uderzył minimalnie nad spojeniem słupka z poprzeczką. Chwilę po wznowieniu gry po przerwie na strzał z około 25 m zdecydował się Ekwueme, ale piłka tylko odbiła się od zewnętrznej części słupka i wyszła na aut.

Z każdą upływającą minutą na boisku zrobiło się coraz więcej miejsca. Zawiszanie momentami grali zbyt indywidualnie i za długo prowadzili piłkę. Tym samym dawali rywalom czas, by ci zorganizowali się w defensywie. Z kolei gracze Sandecji zaczęli szukać swojego asa atutowego - Arkadiusza Aleksandra. Czołowemu snajperowi ligi udało się raz dojść do strzału. Aleksander tylko dostawił nogę i już zrobiło się gorąco. Ale znowu na posterunku był Witan, który odbił piłkę.

Roszady dały gola

Trener Kubot zdecydował się na zmiany w składzie. Po wejściu Kamila Majkowskiego, który grał na prawym skrzydle, nastąpiły roszady w ustawieniu. Geworgjan przeniósł się na środek pomocy. W jego miejsce z prawej na lewą stronę powędrował Błąd.

I właśnie tam udało się temu ostatniemu uzyskać prowadzenie. Błąd wykorzystał niefrasobliwość Marcina Makucha. Zabrał mu piłkę i będąc "sam na sam" z Markiem Koziołem posłał piłkę do siatki.

Po zdobyciu bramki bydgoszczanie mądrze przesunęli ciężar gry na połowę rywali. Potrafili nawet przed kilkadziesiąt sekund przetrzymywać piłkę w okolicach pola karnego San-decji. Niestety, tej konsekwencji zabrakło. Jedyny raz obrońcy Zawiszy dali Aleksandrowi więcej swobody, a ten z około 20 m przymierzył dokładnie.

- Uderzył tak precyzyjnie, że nie miałem szans na skuteczną interwencję - tłumaczył bramkarz Zawiszy. - Piłka leciała nisko nad ziemią, blisko słupka. Wyciągnąłem się najmocniej jak mogłem, ale nie zdołałem jej dosięgnąć. Jestem zły, bo byliśmy bliscy wygranej i 3 punktów. Szkoda, że się nie udało dowieźć prowadzenia do końca - stwierdził.

Ograni pierwszoligowcy, jakimi są piłkarze Sandecji, już z trudem wywalczonego jednego punktu, z ręki nie wypuścili. - Powinniśmy się cieszyć z tego punktu, bo przegrywaliśmy - mówił "Pomorskiej" Tomasz Midzierski, stoper Sandecji, który wcześniej grał w Zawiszy. - Jednak zdołaliśmy się podnieść i doprowadzić do wyrównania. Tutaj jest bardzo trudny teren, dlatego cieszmy się z tego jednego punktu, choć mogliśmy też wygrać - dodał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska