
Na wietrze załopotała flaga Bydgoszczy. Zbliżamy się do miasta.
Co tam się działo! - wzdycha i radzi, by ostrzeżec spływowiczów jeszcze na postoju.
Aleksander Doba z Polic, który również moczył wtedy wiosło, potwierdza. Choć zastanawia się, z jakiego właściwie powodu kajakarze wpadali do wody, skoro przeszkód nie było? Bo czy tych kilka drzew leżących przy brzegach można za takowe uznać?
Spotkanie pod zaporą
Ale to dopiero przed nami - uczestnikami 42. Międzynarodowego Zimowego Spływu Kajakowego Energetyków na Brdzie, sztandarowej imprezy turystycznej Zespołu Elektrociepłowni SA w Bydgoszczy i Federacji Sportowej "Energetyk". Na razie, pod zaporą w Mylofie, witamy się z przyjaciółmi z całej Polski, Niemiec i Rosji. Jest nas 56. Jaka szkoda, że zima w tym roku odpuściła. Przecież także dla niej przyjeżdża się na ten spływ.
Tym razem na czele spływu staje Grzegorz Rajewski. Komandor musi panować nad wszystkim, dlatego występuje w "wersji lądowej" - tak, by w razie konieczności dojechać na miejsce zdarzenia samochodem. Na wodzie zaś dowodzi główny pilot, czyli ten, który ma bezpiecznie przeprowadzić wodniaków całą 64 - kilometrową trasą aż do Bydgoszczy. Nieskromnie donosząc - to autor tejże publikacji.
Ruszamy na sygnał trębacza - Jacka Skrabulskiego ze Szczecina, który instrument odkłada tylko po to, by trochę powiosłować. Idzie nam gładko - woda jest łaskawa przy mylofskich rurach (zrzut wody z zakładu hodowli pstrąga) - spieniony strumień uderzył w burty kajaków, ale jakby brakło mu sił. Dawniej "trup" kładł się tu gęsto i trzeba było wyławiać nieszczęsnych za kołnierze.
Także pod mostem kolejowym przed Rytlem bywa niebezpiecznie, ale i teraz ofiar Brda się nie domaga. Za to przed nami kilka ostrych zakrętów i już wyłaniają się zabudowania tej dużej borowiackiej wsi. Za nią zaś biwak leśny i jedyny tego dnia popas.
Pokrzepieni spływamy żwawo. To samo serce borów - krainy połyskującego błękitem zimorodka, który niczym forpoczta, oznajmia przyrodzie, że oto płyniemy. I już się wydaje, że rzeka oszczędzi nam oglądania kajakarzy w kąpieli, gdy jedna z załóg, przyparta do leżącego w nurcie drzewa, przegrywa heroiczną walkę. Szczęściem, w pobliżu brzegu i na oczach ratowników.
Meta 20-kilometrowego odcinka już niedaleko - zaraz za mostem w Nadolnej Karczmie, odtrąbiona triumfalnie przez Jacka Skrabulskiego.
Rezerwat w dolinie
Drugi etap jest długi (28,5 km). Naszym najbliższym celem jest śródleśna osada Woziwoda (7,5 km), gdzie siły trzeba zebrać przed zanurzeniem się w jeszcze głębsze lasy.
I tu Stanisława Marek z Piły, nestorka polskiego kajakarstwa, ostrzega przed tym, co spotkało kilku uczestników ubiegłotygodniowego spływu. Olek Doba, nasz najsłynniejszy kajakarz morski, potwierdza.
Kilka kilometrów dalej dwa leżące w rzece drzewa i silny prąd zmuszają do karkołomnego manewru w kształcie litery "S". Ostrzegawczy gwizdek i krótki instruktaż, w jaki sposób sforsować przeszkodę - dryfując rufą, potem odpadając dziobem ku lewemu brzegowi i wiosłując pod prąd, by go zrównoważyć.
Wszyscy szczęśliwie dopływamy do Płaskosza, chwila przerwy przy ogniu i dalej do Rudzkiego Mostu. Sędziowie już włączają stopery, już pierwsi zawodnicy ruszyli.
Wodny sprint

W Płaskoszu zapłonęło ognisko
W kategorii K-2 zwyciężają Maciej Juhnke i Gabriel Chęsy (33,48 min.). W mikstach klasą dla siebie są Stanisława Marek i Zbigniew Szynkielewicz (36,20 min.), zaś w jedynkach - Sławomir Scheffs (36,38 min.).
Emocje w Piekiełku
Ostatni dzień spływu w słoneczną niedzielę 10 lutego zwiastuje największe emocje. To przecież słynne Piekiełko rozciągające się w kanionie pomiędzy Rudzkim Mostem a Piłą Młyn (8,5 km).
To, co natura stworzyła na naszym Pomorzu najpiękniejszego, zdaje się uosabiać właśnie uroczysko Piekiełko. Woda bystra niczym w górskim potoku, podmywa urwiste brzegi, kluczy i zwodzi kajakarzy pomiędzy leżącymi w nurcie drzewami. To piękno wymaga jednak nie tylko niemego zachwytu, ale i umiejętności. Jednak mamy wywotkę - dwaj rozbitkowie (ci sami, którzy kąpali się przed Nadolną Karczmą) szybko gramolą się na ląd, nawet nie korzystając z pomocy ratowników.
Na mecie w przystani TKKF "Elektron" w Bydgoszczy czekała gorąca grochówka, kawa, słodkości. I dzienikarze, a między nimi uwijał się Wojciech Sobociński, dziennikarz Radia PiK, który od lat uczestniczy w zimowej Brdzie, najpierw w kajaku, później z mikrofonem.
Puchary
W drużynowej klasyfikacji najwięcej punktów zebrało Regionalne Towarzystwo Wioślarskie "Bydgostia". Za nim uplasowały się: KTK "Arka V" Bydgoszcz, ZEC Bydgoszcz, "Remus" Gdynia i "LES - Higiena" Bydgoszcz. W klasyfikacji indywidualnej najlepsi okazali się: Stanisława Marek, Zbigniew Szynkielewicz i Sławomir Scheffs.