Rokitka skryta pod warstwą lodu
Taka jest Rokitka na jej najpiękniejszym, przełomowym odcinku pomiędzy Sadkami a Samostrzelem, gdzie w minioną sobotę wybrała się grupa Kayak Extreme Team "Orzeł" Bydgoszcz.
Na lodzie w Sadkach
Rokitka płynąca spokojnie pośród pól Krajny skrywa się pod warstwą lodu. Toteż wody trzeba szukać w centrum Sadek, gdzie nurt jest już szybszy.
Nie zamarznięty odcinek znajdujemy kilkadziesiąt metrów powyżej mostu na drodze krajowej nr 10. Tu zatem schodzimy na rzekę.
Schodzimy? To lekka przesada! Technika wodowania kajaka górskiego, który sprawdza się doskonale w tzw. kajakarstwie zwałkowym (pokonywanie rzek zawalonych drzewami), polega na zjeździe z brzegu do wody. To znacznie wygodniejsze niż wsiadanie do kokpitu na wodzie. Na brzegu kajak jest stabilny, można spokojnie zapiać fartuch i hajda do wody, choćby brzeg był wysoki jak diabli! Zjeżdżamy zatem po śniegu wprost na lód, z którego trzeba ześlizgnąć się do wody.
Za zakrętem przed mostem Rokitka znów jest zamarznięta, więc trzeba się zmierzyć z chłodnym problemem. Łukasz Filipiak zawzięcie rąbie lód wiosłem, ale to jest drewniane, niezbyt do twardej roboty stworzone. Dlatego - jako że podobnych rąbanek na kolejnych odcinkach zimowej Rokitki jest bez liku - pióro wiosła dzielnego wodniaka pęka. Łamie się też w połowie wiosło Roberta Bazeli - szefa klubowej wyprawy "Orła".
Zimowe mieszanie wody z typowym kajakowaniem niewiele ma wspólnego: rzeka zamarza od brzegów, zostawiając pośrodku wąską rynnę i tylko nią można płynąć. Tak się płynie przez Sadki i poniżej tej gminnej wsi, gdzie Rokitka wpada w głęboki i kręty wąwóz. To właśnie dla tych wrażeń warto przyjechać w tę malowaną zimową aurą okolicę.
Kościół na wzgórzu
Ale nie tylko dla nich, bo i same Sadki warte są poznania i choćby krótkiej notki krajoznawczej na łamach.
Tym bardziej, że widok wznoszącego się na lewym, wyniosłym brzegu kościoła pw. św. Wojciecha będzie nam towarzyszył przynajmniej przez godzinę. Tak długo pokonuje się ostre meandry i całkowicie zamarznięte odcinki.
Dlaczego kościół nosi wezwanie św. Wojciecha? Miejscowe podania głoszą, że w roku 997 na wzgórzu nad Rokitką , w drodze do Gniezna, złożono ciało biskupa, zamordowanego podczas misji w Prusach. Bolesław Chrobry kazał w tym miejscu zbudować kościół pod wezwaniem świętego.
Oczywiście obecny kościół nie jest tym samym, który pamięta czasy piastowskie, ale kontynuuje tradycję wcześniejszych, drewnianych świątyń. Budowę murowanego kościoła podjęto w roku 1748 z inicjatywy i funduszy Wojciecha Bnińskiego z pobliskiego Samostrzela, gdzie znajdowała się rezydencja rodu, dziedzica okolicznych majątków. Wnętrze kościoła reprezentuje styl barokowy.
W wąwozie
Rokitka spiesząca ku Noteci w Pradolinę Toruńsko - Eberswaldzką coraz głębiej wcina się w krawędź wysoczyzny.
Gdy brzegi wąwozu Rokitki wznoszą się nawet kilkadziesiąt metrów ponad jej nurt, władzę nad przepastną doliną obejmuje Matka Natura.
- Toż to kraina Królowej Śniegu - zachwyca się białym pejzażem Łukasz Filipiak. Wtórują mu Krzysztof Dybowski i jego syn Jan. Wiesław Janowski stwierdza, że to najpiękniejszy spływ w jego życiu, a Adam Słojewski - co prawda też zachwycony - jednak chce płynąć jak najszybciej, bo woda cieknie mu przez fartuch po niższych partiach pleców. Wstrząsające doznania...
Tuż przed Samostrzelem, gdzie rzeka spowalnia nurt, lód skuwa całą jej szerokość. Nie ma rady - trzeba wyjść na brzeg i dalej ciągnąć kajaki. Na lewym brzegu pojawia się szkoła rolnicza, na prawym - stary browar i wspaniały, choć zaniedbany i opuszczony pałac Bnińskich. Tam też kończymy naszą niezwykłą przygodę. Dzika Rokitka została oswojona.