- Ile musi być jeszcze zabójstw, ile noworodków znalezionych w szafach, ile dzieci pod opieką pijanych rodziców, żebyśmy podjęli wreszcie skuteczne rozwiązania? - pytała podczas poniedziałkowej sesji włocławskiej Rady Miasta Małgorzata Kowalczyk-Przybytek. Na wciąż nie rozwiązany problem alkoholizmu w mieście zwracała uwagę radna również radna Dorota Dzięgelewska.
Andrzej Kazimierczak, radny Platformy Obywatelskiej, nie po raz pierwszy wspomina o gigantycznych wydatkach na izbę wytrzeźwień, sięgających blisko miliona złotych! Ich najważniejszym składnikiem są koszty osobowe, do tego dochodzą usługi medyczne, telefony, internet, leki i materiały opatrunkowe oraz mnóstwo innych składników. Tymczasem profilaktyczna działalność izby to bardziej życzenia niż rzeczywistość.
- Naszym podopiecznym proponujemy rozmowy ze specjalistami, ale raczej niechętnie korzystają z tej możliwości - przyznaje Piotr Stolcman, dyrektor włocławskiej izby. Trudno się temu dziwić, analizując społeczny przekrój 3,5 tysiąca do 4 tysięcy osób, trafiających do izby w ciągu roku. To w zdecydowanej większości mężczyźni bez żadnych środków utrzymania - ponad 1000 osób, bezrobotni na zasiłku oraz emeryci i renciści - po sto osób.
Koszt pobytu wynosi 245 złotych. Sporo, zważywszy, że chodzi o nocleg bez śniadania. Równocześnie tak zwana ściągalność należności oscyluje w granicach 35 procent. To oznacza olbrzymie zadłużenie, wynoszące obecnie 3 miliony 436 tysięcy złotych. Do tego dochodzą koszty egzekucji, z góry skazanej na niepowodzenie. Bywa, że ta sama osoba trafia do izby co kilka dni. Rekordzista spędził w placówce 47 nocy w ciągu jednego półrocza.
Czy pieniędzy, przeznaczonych na funkcjonowanie izby, nie można przeznaczyć na bardziej skuteczną walkę z alkoholizmem, na przykład, na tworzenie ośrodków odwykowych? - Są w Polsce miasta nie posiadające izb wytrzeźwień, takie placówki nie są znane w krajach Europy Zachodniej - przekonuje radny Andrzej Kazimierczak.
Od lat włocławska izba nie przyjmuje kobiet, nietrzeźwe panie odwożone są do domów, lub trafiają do pomieszczeń dla osób zatrzymanych w budynkach policji. Czy podobnych rozwiązań nie można zastosować w stosunku do mężczyzn, zamiast za ciężkie pieniądze brnąć w antyalkoholową fikcję?