W styczniu burmistrz Matczak przedstawił radnym harmonogram zmian w oświacie. Mają one jeden cel - redukcja kosztów. Gmina zamierza zaoszczędzić blisko 900 tysięcy złotych.
Zapowiedź zmian wzbudziła niepokój wśród pracowników, którzy nie są pewni czy zachowają etaty. Tymczasem od stycznia burmistrz nie przedstawił konkretnych zmian, a zapowiadał m.in. połączenie gimnazjum, szkoły podstawowej nr 1 i przedszkola nr 1 w jeden zespół szkół. Projekt uchwały w tej sprawie miał być gotowy w lutym lub marcu. Burmistrz Ewaryst Matczak był jednak na kilkutygodniowym urlopie i dyskusja o szkołach ucichła.
Ruszyła lawina pytań
O plany zmian w oświacie pytała jednak wczoraj na sesji Dorota Repulak, radna, a w przeszłości nauczycielka.
- Nie mogę wyzbyć się wrażenia, że próbom reformowania oświaty towarzyszy pewien rodzaj iluzji - mówi radna. - Ta iluzja ma z jednej strony utwierdzić nas w przekonaniu, że wszyscy radni mają pełną świadomość, że trzeba "coś" z tą oświatą zrobić.
Dorota Repulak przypomniała, że o potrzebie zmian mówiła inna radna i zarazem szefowa ZNP - Irena Pułkownik. Przypomina przy tym, że propozycje zmian nie wywołują entuzjazmu radnych, ani środowisk, których mają dotknąć.
Jak mówi radna cała sytuacja wywołała lawinę pytań: - Czy to prawda, że będą zwolnienia nauczycieli, jeżeli tak to kto będzie zwalniany w pierwszej kolejności - czy osoby mające uprawnienia emerytalne, które nadal pracują? Czy może osoby, które takich uprawnień jeszcze nie posiadają? I kogo w tej sytuacji będą broniły związki zawodowe?
Dorota Repulak zaapelowała do burmistrza, aby rozładował złą atmosferę, uspokoił środowisko i powiedział, jakie zmiany nastąpią.
- Tworzenie tylko wrażenia, że takowe zmiany są konieczne, bez ich urzeczywistnienia - poddaje pod wątpliwość ich wiarygodność i skutkuje niepotrzebnym niepokojem - mówi Dorota Repulak.
Zrobią miejsce młodszym
Ewaryst Matczak na razie potwierdza jedynie: - Zmiany w oświacie nie obędą się bez redukcji.
I podkreśla, że chce zacząć od nauczycieli, którzy mają uprawnienia emerytalne. A takich jest kilkunastu.
- Jeśli oni odejdą, jesteśmy w stanie innych pracowników "zagospodarować" i zmiany odbędą się w miarę bezboleśnie - mówi burmistrz.