Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znaleziona na ulicy

Katarzyna Piojda [email protected]
- Sebastianek jest dla mnie najważniejszy - mówi Ania, jego mama, która jeszcze rok temu błąkała się sama i głodna
- Sebastianek jest dla mnie najważniejszy - mówi Ania, jego mama, która jeszcze rok temu błąkała się sama i głodna Renata Włazik
- Będę pracować z dziećmi z patologicznych rodzin. Praktykę przecież mam - mówi gorzko Ania.

Trzeci dzień tułała się po ucieczce z domu dziecka. Siedziała nad rzeką, gdy zagadnęła kobietę: - Ma pani coś do jedzenia? Kobieta dała jej jeść. I dom. I miłość.

Ania z Bydgoszczy ma 16 lat. Ciemne, długie włosy. Szczupła, ale nie chuda, jak rok temu, kiedy ważyła 34 kilogramy przy 160 centymetrach wzrostu. Z wyglądu dziewczynka. Buzia nieumalowana, ładna cera, włosy w kitkę. Skromnie ubrana.
Kto by pomyślał, że dzisiaj mijają trzy tygodnie, odkąd urodziła.

Przeczytaj także: Sześciolatki do szkoły? To absurd! - mówią rodzice. I protestują

Troje albo czworo

Dziewczyna ma troje rodzeństwa. Może czworo.
- Myślałam, że jestem najstarsza. W szpitalu przypadkiem dowiedziałam się, że mam, a może miałam, starszą siostrę lub brata. Tak wynika z dokumentacji medycznej, że mama, zanim ja się urodziłam, już raz rodziła - opowiada Ania. - Mama nie chciała nic powiedzieć.
Tylko z jedną siostrą nastolatka utrzymuje kontakt. Z 10-letnią Zosią, najmłodszą z rodzeństwa. Środkowi - siostra i brat - są w rodzinach zastępczych. Anka nie wie, czy w Bydgoszczy, czy w Polsce, czy za granicą.
Wie tylko, że brata jej mama zostawiła zaraz po porodzie w szpitalu. Siostrę, tę środkową, zabrała z domu nowa rodzina, gdy dziewczynka miała miesiąc. Anka pamięta ten moment, jak przez mgłę. Sama wtedy miała pięć lat.

Siostra jak mama
Pamięta też, że odkąd przyszła na świat Zosia, to ona, Anka, pełniła rolę mamy.
- Miałam siedem lat, gdy urodziła się Zosia - wspomina dziewczyna. - Wtedy już mama była z innym tatą, nie moim prawdziwym. Mój biologiczny ojciec odszedł od nas, kiedy miałam dwa lata.
Ten drugi, tata Zosi, był dobry. - Nie pił, nie bił, nie awanturował się. Pracował, utrzymywał nas. To on wpłynął na mamę tak, że przestała pić.

Więcej wartościowych tekstów na www.pomorska.pl/premium

Skok po piwo

Matka Anki piła wtedy, gdy on wyjeżdżał na dwa dni lub dłużej. Kilka minut po tym, jak zamknął za sobą drzwi, mama mówiła do Ani: - Ty, skoczysz mi po piwo?
I Ania po piwo skakała, bo przecież chciała, żeby mamusia była z niej zadowolona. Nie tylko po picie dla mamy chodziła. Przewijała Zosię, uczyła ją chodzić, robiła jej chlebek z masełkiem, bo gdy taty nie było, lodówka pustoszała. No, chyba że w środku było piwo.
Tata wracał, piwo znikało. Mama zdążyła wytrzeźwieć. Gotowała obiad, zajmowała się młodszą córką. A starszą?
- Nie - odpowiada szybko Ania. - Ani razu nie zaprowadziła mnie do szkoły, nawet pierwszego dnia, gdy poszłam do pierwszej klasy. Nigdy mnie nie przytuliła, nie pocałowała, nie pogadała wieczorem, zanim zasnęłam. Nigdy nie byłyśmy razem na spacerze. Mamie nie pasowało.
Dziewczynka miała niespełna dziewięć lat, gdy sama chodziła po zakupy dla mamy, dla Zosi i dla siebie. Wtedy przejęła wszystkie obowiązki matki, bo tata zmarł na raka.

Tata w Niebie
Anka mówi, że gdy drugi tata poszedł do Nieba, dla jej siostry i dla niej na Ziemi zrobiło się piekło.
- Oprócz mojego prawdziwego taty i drugiego taty, który o nas dbał, mama miała jeszcze 13 facetów. Tylu ich naliczyłam. Nie uwzględniam tych takich nooo... na jedną noc.
Mieszkali w rozwalającej się kamienicy. Na dwóch pokojach. Anka z Zosią w tym mniejszym, mama z jakimś kolegą w tym większym.

Ta pani z opieki była fajna, ale ona niewiele mogła zrobić. Ja z siostrą się nie odzywałyśmy, jak przychodziła, bo mama nam zabraniała.

Nocne odgłosy
- Musiałyśmy siedzieć w naszym pokoju, a ona wchodziła z panem do swojego pokoju i po chwili było słychać dziwne odgłosy i mamy, i jego - przyznaje 17-latka. - Potem zasypiali. My dwie też.
Średnio co drugi dzień była w domu libacja. Mama i paru kolegów w jej pokoju, a Ania i Zosia - w swoim.
- Czasem sąsiedzi dzwonili na policję. Radiowóz podjeżdżał na podwórko, a koledzy mamy wyskakiwali przez okno. Mama miała ten system obcykany. Gdy funkcjonariusze pukali do drzwi, mama udawała, że właśnie się obudziła. No i policjanci odjeżdżali.
A pomoc społeczna? - Ta pani z opieki była fajna, ale ona niewiele mogła zrobić. Ja z siostrą się nie odzywałyśmy, jak przychodziła, bo mama nam zabraniała.
Ale socjalna sama wreszcie zauważyła, że coś nie gra. Zosię wzięła ciocia z wujkiem.

Na gigancie

Anki nie chcieli, bo za duża. Trafiła do domu dziecka. - Jedną noc tam byłam i uciekłam - przyznaje otwarcie. - Nie, że mi się tam nie podobało, bo tam byli fajni wychowawcy i inne dzieciaki też fajne. Po prostu nie spodobało mi się, że to nie dom.
Uciekła, chociaż do rodzinnego domu nie wróciła. - Bo nie było już tam Zosi - mówi Anka. - Spałam u koleżanek. Po parę dni u każdej.
Kłamała, że mama wie, gdzie córka się podziewa. Gdy rodzice koleżanki orientowali się, że matka Ani o niczym nie wie i nie ma z nią żadnego kontaktu, uciekała do innej koleżanki.

Czerwone światło
Policja jej szukała. - Dziwne były te poszukiwania. Raz mnie złapali. Kazali się zatrzymać. Podałam swoje prawdziwe dane. Myślałam, że zawiozą mnie z powrotem do domu dziecka. A oni upomnieli mnie, że przeszłam przez ulicę w niedozwolonym miejscu.
Nocleg u koleżanek zawsze sobie zorganizowała. Załatwić jedzenie młodej uciekinierce było ciężej. - Jak dzieciak jest sam i pyta o jedzenie, to jest podejrzane - uważa Ania. Ona o jedzenie nie prosiła.
Do czasu.

Coś do jedzenia

Był lipiec zeszłego roku. - Siedziałam nad rzeką i było mi niedobrze, bo od poprzedniego dnia nic nie jadłam. Przechodziła kobieta. Spojrzała na mniej jakoś tak, że sama nie wiem, dlaczego ją zapytałam o jedzenie.
Obie nie pamiętają, jak to dokładnie było, że 15 minut później były w domu kobiety. Ona siedziała przy stole, a pani robiła jej kanapki.

Ciocia Ewa
Ta pani to ciocia Ewa. Ma 55 lat, jest samotna. Syn już dawno wyfrunął z rodzinnego gniazdka. Ona została. - Sama też nie wiem, dlaczego zaprosiłam wtedy obcą dziewczynę do domu. Widać było po niej, że skądś uciekła. Po brudnych ciuchach, tłustych włosach, podkrążonych oczach.
Ciocia (wtedy jeszcze: pani Ewa) myślała, że pozwoli dziewczynie jeszcze wykąpać się i przenocować. Ale dziewczyna została.
Prawie rok, jak mieszkają razem. Już nie we dwójkę. We troje. Anka dokładnie trzy tygodnie temu urodziła Sebastiana. Mały jest zdrowy, jak ryba. Siłacz z niego. Podnosi główkę. Patrzy, jakby dobrze widział, a przecież dopiero zaczyna rozróżniać kontury. Spokojny, da się mamie wyspać.

Chłopak z sąsiedztwa
To była krótka znajomość. Ojciec Sebastiana ma 19 lat. Jest bezrobotny. - Chłopak z sąsiedztwa. Spotykaliśmy się przez miesiąc. Jesienią okazało się, że jestem w ciąży. Już się nie spotkamy. Mamy wspólnych znajomych. Powiedzieli mu, że ma syna, ale on się nie odezwał. Nie chcę go znać.
Tydzień temu sąd pozbawił biologicznych rodziców Anki praw rodzicielskich. Od teraz ciocia Ewa jest rodziną zastępczą dla Ani. W najbliższych dniach ustanowi ją też opiekunem prawnym nastolatki.
Jest biednie, bo żyją tylko z cioci emerytury. Domek nadaje się do remontu. Pralka automatyczna się zepsuła i piorą we frani. Przydałby się telewizor, odkurzacz, mleko NAN w proszku, pampersy, kosmetyki dla malucha. I jakiś stary komputer dla Ani. By jej pomógł w nauce.

Świadectwo z paskiem
Dziewczyna wcześniej dwa razy powtarzała szkołę. Wzięła się do lekcji, odkąd mieszka u cioci. I to z szokującym skutkiem. - Na koniec roku szkolnego mam średnią ocen 5,0 i świadectwo z paskiem.
- No, żebyś tylko tak dalej mi się uczyła - przestrzega ciocia Ewa, przytulając dziewczynę. - Ja Sebastianem będę się opiekowała, jak będziesz chodziła do szkoły.
- Oj, ciociu, będę - uśmiecha się Anka. - Mówiłam ci, że pójdę na studia, na pedagogikę i potem będę pracowała z dziećmi z trudnych rodzin. Praktykę mam, jak mało kto.
- Może pani dopisać, że dziękuję paniom Marzenie, Ani i Marcie z ośrodka pomocy społecznej na ulicy Toruńskiej, ich pani kierowniczce, pani sędzi Karolinie Bieńkowskiej, wychowawczyniom i nauczycielkom z domu dziecka i szkoły, i pani Reni Włazik, która nam pomaga? - pyta Anka.
Mogę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska