https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Znany radny po amputacji nogi: - Inwalidą będę tylko przez chwilę

(aga)
Zdzisław Lintowicz mówi, że nigdy nie zapomni pierwszego dnia po amputacji, ale nie pamięta daty tej operacji. - To było jakoś trzy tygodnie temu - opowiada. Teraz dochodzi do siebie na oddziale rehabilitacyjnym Nowego Szpitala w Świeciu.
Zdzisław Lintowicz mówi, że nigdy nie zapomni pierwszego dnia po amputacji, ale nie pamięta daty tej operacji. - To było jakoś trzy tygodnie temu - opowiada. Teraz dochodzi do siebie na oddziale rehabilitacyjnym Nowego Szpitala w Świeciu. Andrzej Bartniak
- Teraz to ja się dopiero wezmę za sprawy niepełnosprawnych! - zapowiada radny Lintowicz.

Informacja o tym, że Zdzisław Lintowicz stracił nogę, szybko obiegła Świecie. To radny znany z aktywności, przede wszystkim w stowarzyszeniu diabetyków, którego jest prezesem.

Lintowicz zna wielu chorych na cukrzycę, którzy przez tzw. stopę cukrzycową stracili kończynę. Poznał też takich, którym zakażenie biorące się od stopy odebrało życie. Lintowicz wiedział, jak mu zapobiegać, a mimo to choroba go przechytrzyła. - Cztery miesiące temu pękła mi pięta. Nie chciała się zagoić. Jeździłem po różnych specjalistach, bo rana sączyła się i stopa puchła. Na koniec trafiłem do prof. Jawienia w klinice Jurasza w Bydgoszczy i tam mi ją podleczyli - wspomina.

Ale około tydzień po powrocie do domu pięta zaczęła się odzywać. - Zrobiła się różowa, bolała. Gdy usłyszeli to w szpitalu, natychmiast kazali mi jechać na oddział. "Życie albo noga?", zapytali. Decyzję podjąłem szybko.
Pierwszego uczucia bez stopy nigdy nie zapomni, chociaż nie pamięta dokładnej daty, w której mu ją usunęli (około trzy tygodnie temu). - Dziwne uczucie. Człowiek nie ma stopy, a ją czuje. Zapiera się lewą nogą o łóżko i prawą też czuje, że się zaparł, chociaż jej już nie ma - opowiada. - Pierwszego dnia przeraziłem się, że teraz wszystko się zmieni. Byłem zdruzgotany. Ale już trzy dni później "zresetowałem mózg, wczytałem nowe dane" i powiedziałem sobie, że nie będę się poddawał. Zrozumiałem, że muszę żyć pełnią życia, przerobić samochód i nadal robić swoje. Czuję, że teraz to ja się dopiero wezmę za sprawy niepełnosprawnych!

Zwłaszcza za tych, którzy nie mają jednej kończyny albo więcej. - Niektórzy pochowali się w domach, obawiają się różnych barier. Będę im pomagał, żeby odzyskali radość życia. Już postanowiłem, że inwalidą będę tylko przez chwilę.

Zobacz także: Koszmarny finał cięcia drewna piłą. 49-latce przyszyto odciętą dłoń, ale straciła palce

Za bardzo lubiłem goloneczkę

Gdy lekarze zapytali Zdzisława Lintowicza, czy zgadza się na usunięcie nogi, miał w pamięci wiadomości świadczące o tym, że w Polsce nadużywa się amputacji kończyn cukrzykom. Przyczyną jest absurdalny licznik NFZ, który wypłaca szpitalom znacznie większą kwotę za amputację nogi niż za jej leczenie, które też trwa o wiele dłużej.

W 2013 roku temat podjęła większość ogólnopolskich serwisów informacyjnych. Wykazały one, że Polska jest liderem pod względem liczby amputacji. Na 100 tys. mieszkańców doszło u nas do ośmiu amputacji, podczas gdy w Danii tylko do dwóch, a w Hiszpanii do jednej. Wedle "Rzeczpospolitej", więcej kończyn niż w Polsce amputuje się jedynie na objętym wojną Bliskim Wschodzie.
- Myślę, że może mieć to związek ze zwyczajami Polaków, których sam jestem ofiarą - uważa Lintowicz. - Oprócz cukrzycy, mam miażdżycę. Niestety, na własne życzenie. Lubię zjeść boczek, tłustą goloneczkę z musztardą. Gdybym bardziej dbał o siebie, umiał z tłuszczu zrezygnować, moje naczynia krwionośne byłyby w lepszej formie. Lekarze próbowali je oczyścić, ale w końcu nic nie dało się zrobić. Zaufałem im, gdy ostrzegli mnie, że umrę, jeśli nie zgodzę się na amputację. Nie żałuję, że powiedziałem "tak", bo mój sąsiad ze szpitalnej sali zdecydował się za późno i już nie ma go wśród nas.
Teraz Zdzisław Lintowicz dochodzi do siebie na oddziale rehabilitacji w Nowym Szpitalu w Świeciu.

- Pięciogwiazdkowy hotel! Byłem w wielu szpitalach, nawet w MSW w Warszawie, ale czegoś takiego nigdzie nie widziałem! Cichutko, czyściutko, personel przemiły, cierpliwy, uśmiechnięty, wszyscy są bardzo życzliwi i grzeczni. Do tego to prawdziwi fachowcy, nawet ci najmłodsi. Obserwuję, jak ludzie wjeżdżają tu na łóżkach, a wychodzą na własnych nogach. Atmosfera jest tu tak przyjazna, że człowiek nabiera chęci do życia. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego miejsca. Mamy w Świeciu rehabilitację w pełnym znaczeniu tego słowa!

Czytaj e-wydanie »

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

N
Niepełnosprawny48

Nie wszystko da się zrobić w ciągu jednej i dwóch kadencji . Te sprawy niepełnosprawnych trwają lata , ponieważ w Polsce są to zaniedbania z czasów PRL lat 1960 . Niepełnosprawny

G
Gość

Panie Lintowicz, owszem mamy rehabilitację, ale niestety nie dla wszystkich! Zwykły śmiertelnik z bólami stawów czy kręgosłupa się tam nie dostanie, nawet po amputacji nie wszystkich kierują na ten odział. O przyjęciach decyduje jaśnie pan ordynator

Druga sprawa, niech Pan nie obiecuje, że zajmie się Pan sprawami niepełnosprawnych. Jak był problem miejsc parkingowych i rozszerzenia strefy 0 jak w innych miastach nie miał Pan nic do powiedzenia. To ,że niepełnosprawni są zawodowo dyskryminowani, mają problem z zatrudnieniem, boją się zakładach pracy dać orzeczenia i egzekwować swoje uprawnienia to zapewne Panu obcy problem i nic Pan o tym nie słyszał. Więc chyba te deklaracje nie mają większego sensu.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska