Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zobacz, jak wygląda świat z wysokości 30 kilometrów. Balon wleciał w stratosferę [zdjęcia, wideo]

witold.opic@pomorska.pl
[email protected]
Robert Grochalski chwilę przed startem
Robert Grochalski chwilę przed startem Witold Opic
Patrzyliśmy chwilę, jak znika nad nami. Minutę, może półtorej, potem zaczęliśmy powoli się pakować. Balon stratosferyczny, który poleciał przed chwilą w niebo z inowrocławskiego lotniska miał na ziemi z powrotem znaleźć się za cztery godziny.

Dwie, dwie i pół godziny miał się wznosić z prędkością 5 m/s potem półtorej godziny opadać. Prognozy meteorologiczne mówiły, że możemy się go na ziemi spodziewać gdzieś pomiędzy Łowiczem o Sochaczewem, może kilka kilometrów bardziej na północ, w okolicach linii Wisły. Wypełniony wodorem mknął w górę popychany przez wiejący w górze wiatr. Dla Roberta Grochalskiego to czwarta taka próba. Za pierwszym razem, w 2013 roku balon powędrował na wysokość prawie 35 kilometrów. - Szczęście początkującego – bagatelizował. Kolejne próby nie były tak udane. Chyba. A może były. Trudno powiedzieć. Coś zawsze zaszwankowało i nie było możliwości odczytania dokładnych wyników. Start do poprzednich wypraw miał miejsce w Borach Tucholskich, balon leciał wtedy zawsze na północ, lądował w okolicach Malborka albo na Żuławach. - Rok temu brakowało zaledwie 10 kilometrów, by wpadł do Zalewu Wiślanego, z trudem udało się go odzyskać. Wraz z Jackiem brodziliśmy po bagnach, ale udało się – mówi Robert. Jacek pomaga Robertowi od pierwszej wyprawy, doradzi, pomoże, bywa dobrym duchem. Duchem sprawczym od samego początku jest jednak Robert. Kiedy się to zaczęło? Skąd? Pewnie w dzieciństwie – może w przedszkolu, może szkole średniej. Z młodzieńczych marzeń o zdobywaniu kosmosu i o podróżowaniu. Robert, jest informatykiem, mieszka w Bydgoszczy, ojcem czwórki dzieci. - Co na to żona? - Wspiera – mówi krótko.

Zobacz, jak wygląda świat z wysokości 30 kilometrów. Balon wleciał w stratosferę [zdjęcia, wideo]
Robert Grochalski

W czwórkę (z nami jest też nastoletni syn Roberta – Karol) zebraliśmy rzeczy. Pustą butlę po wodorze schowaliśmy w hangarze. Balon odleciał pół godziny wcześniej. W podczepionej kapsule nie brakuje elektroniki, aparat fotograficzny, kamera, czujniki, GPS. Wszystko szczelnie zamknięte. Pod spodem powiewa własnoręcznie zrobiony spadochron. Robert ma sporo talentów, umiejętność zjednywania do siebie ludzi oraz ogromną wiedzę. Fizyka, elektrotechnika, meteorologia, matematyka. I pewnie jeszcze jakieś o których nie mówi, gdyż z natury jest raczej skromnym człowiekiem.

Godzina 5. 30. Słońce wzeszło, przechodząca obok droga Inowrocław – Toruń zaczyna budzić się powoli do życia, za kilka godzin lotnisko wypełni tłum inowrocławian świętujących dni miasta. Na płycie pojawiliśmy się chwilę po trzeciej, ponad dwie godziny trwały przygotowania. Robert punkt po punkcie, powoli i rozważnie realizował swój plan. Kilkanaście minut przed lotem zgłoszenie do Służby informacji Powietrznej. Jest zezwolenie. - Zobacz, pokazuje mi – po jakimś czasie tor lotu. - Jest już w okolicach Włocławka. My w tym czasie ledwo dojeżdżamy do Torunia, wkrótce znajdziemy się na autostradzie. - Balon powinien być na wysokości ponad 10 kilometrów. - Idziemy na rekord? – dopytuję. - Jeśli przekroczy 30 kilometrów będę szczęśliwy – Robert tonuje mój entuzjazm.

Rekord Polski wynosi grubo ponad 40 kilometrów, chociaż Japończycy wznieśli się na prawie 54. To jednak nie był już amatorski lot a raczej wyprawa naukowa. Strona fundacji Copernicus podaje, że najwyżej w Polsce stratosferyczny balon wzniósł się na 42.650 metrów. Robert Grochalski na tej nieoficjalnej liście jest na czwartym miejscu. - 1 czerwca 2013 roku jego balon wzniósł się na wysokość 34.590 metrów. Na świecie wśród amatorów najwyżej balon wzniósł się na 44 kilometry i 300 metrów.

Co roku ulepsza, dodaje, szuka inspiracji. - Ten ognioodporny kombinezon kupiłem w zeszłym roku. Po co? W razie, gdyby coś poszło nie tak i zapalił się wodór w powłoce lateksowej.

Za Łowiczem zatrzymujemy się na śniadanie, dawno minęła trzecia godzina lotu, balon powinien już spadać, lateksowa powłoka zakupiona w Anglii ma gwarancję na 30 kilometrów, Zdenerwowanie rysuje się w ruchach Roberta, chociaż stara się nie zdradzać z tym. Co chwilę spogląda na GPS-a w oczekiwaniu na wiadomość, coraz częściej milczy. Balon jest ubezpieczony, Robert nie zapomniał o żadnym elemencie ale zaczyna zachodzić obawa, że jeśli nie dostaniemy sygnału w najbliższym czasie będziemy musieli wjechać dumnie do.... Warszawy. A tego chcielibyśmy raczej uniknąć.

W końcu jest sygnał GPS. Orzeł wylądował. Cisza, sprawdzanie danych, porównywanie, sprawdzanie, konsternacja. Brwinów.

Jest godzina dziewiąta z minutami, sobota, 11 czerwca 2016 roku. Może jeszcze ludzie nie wstali, może nikt nie zaważył. Sprawdzamy w internecie jak wygląda okolica. Osiedle jednorodzinnych domów. Nie zauważyć? Niemożliwe. Jedziemy pełni obaw po drogach Mazowsza. Żartujemy, chociaż do żartów nam w tym momencie nie jest. Telefon do Roberta. Odbiera. - A wylądował panu w ogródku, acha, na drzewie, tak, tak, już jedziemy, nie, nie, nie musi pan mówić, gdze mieszka, wiemy. Dobrze, że na kapsule była podwieszona kartka z adresem i numerem telefonu. Brwinów, 25 kilometrów od centrum Warszawy.

- Sąsiad zauważył – mówi sympatyczny sześćdziesięcioparolatek, gdy pojawiliśmy się na miejscu. - Zobacz, coś tam wisi. Rozejrzałem się i patrzę - mówi. Na drutach energetycznych wisi spadochron, obok pod drzewem jakaś skrzynka. - Patrz, kamera cię obserwuje. I wtedy zadzwoniłem.

Ps. Według wskazań GPS balon osiągnął wysokość 32 km 974 metrów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska