Krzysztof Aleksandrowicz z Bratwina z ciężkim sercem spogląda na swoje uprawy, a właściwie na to, co z nich w zostało. - Straciłem może nawet 100 tys. zł - ubolewa rolnik. - Z czterech hektarów kapusty nie zostało praktycznie nic. Wszystkie główki są podzióbane albo zjedzone w połowie. W każdym razie nadają się tylko na kompost. Ale czemu tu się dziwić, jak bywały dni, gdy żerowało 300 ptaków - szacuje. - Teraz regularnie przylatuje 50-60.
Strata jest dla niego tym dotkliwsza, że na wiosnę większość młodych roślin wymarzła. Pole trzeba było obsiać ponownie. Aleksandrowicz liczył, że część szkód spowodowanych przez żurawie zrekompensuje odszkodowanie, na jakie w podobnych przypadkach mogą liczyć rolnicy.
Ponieważ w grę wchodzą zniszczenia, za którymi stoi zwierzę podlegające ochronione, o wypłacie mogłaby zadecydować Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Bydgoszczy. I zapewne stałoby się tak, gdyby na polu pałaszowały: żubry, wilki, rysie, niedźwiedzie lub bobry. - Ustawodawca nie przewidział rekompensaty za straty spowodowane przez żurawie - tłumaczy Michał Dąbrowski, naczelnik Wydziału Ochrony Przyrody i Obszarów Natura 2000 RDOŚ w Bydgoszczy. - Być może dlatego, że wcześniej nigdy nie stwarzały one żadnych problemów.
Tak też było, gdy Aleksandrowicz zwrócił ze swoją sprawą do jednego z urzędów. - Usłyszałem, że żurawie kapusty nie jedzą - wspomina. - Zaproponowałem więc, aby ten pan przyjechał na moje pole i przekonał się, że jest inaczej.
Jedyne, o co może się ubiegać rolnik z Bratwina, to zgoda na płoszenie. Tyle, że w tym roku nie ma sensu o nią występować, bo ptaki za chwilę odlecą do ciepłych krajów.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Czytaj e-wydanie »