Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ZUS dał rentę. Daniel z Barcina umarł. ZUS rentę odebrał

Joanna Bejma
Żona Małgorzata przeżyła szok, kiedy po jego śmierci dowiedziała się, że nie przysługuje jej renta. Walczy o nią. Musi. Nie ma pracy, a została z dwójką dzieci.
Żona Małgorzata przeżyła szok, kiedy po jego śmierci dowiedziała się, że nie przysługuje jej renta. Walczy o nią. Musi. Nie ma pracy, a została z dwójką dzieci.
Daniel cierpiał. Nie jadł, nie pił, nie widział. Ale cierpiał w gronie rodziny. Żona Małgorzata przeżyła szok, kiedy po jego śmierci dowiedziała się, że nie przysługuje jej renta. Walczy o nią. Musi. Nie ma pracy, a została z dwójką dzieci.

Pobrali się w styczniu 1999 roku. Małgorzata wiedziała, że Daniel ma stwardnienie rozsiane. Diagnozę poznał tuż przed ślubem. Starali się żyć jak normalne małżeństwo. Ona pracowała, on - mimo trudności - również. Był portierem w szpitalu w Żninie. Żadna ciężka robota. A jednak. Kiedy ręce odmawiały posłuszeństwa, Daniel miał coraz większe trudności z podnoszeniem szlabanu.

Ze stwardnieniem zmagał się prawie 20 lat. Na koniec nie jadł, nie pił, nie widział, nie mówił. Właściwie to był, i tylko był... Zmarł w styczniu tego roku. Miał 38 lat. Małgorzata została sama z dwójką dzieci, 11-letnią Julką i 9-letnim Dawidkiem. Przeżyła szok, kiedy dowiedziała się, że nie przysługuje im renta rodzinna!

Zaczęło się w 1995 roku. Daniel miał 18 lat. Nagle stracił wzrok w jednym oku i powłóczył nogą. Trzy lata później dowiedział się, że to stwardnienie. - Ja się w nim zakochałam. Serce nie sługa. Był chory. Wiedziałam o tym, ale patrzyłam na jego wnętrze. To był naprawdę dobry i wartościowy człowiek. Postanowiłam, że będziemy razem - wspomina Małgorzata Turzyńska-Szczepańska, mieszkanka Barcina.
Choroba była bardzo agresywna. - Ona wręcz galopowała - przyznaje Małgorzata. - Nie było żadnych remisji. Już w 2000 roku Daniel musiał przesiąść się na wózek inwalidzki - dodaje.

Starała się, jak mogła. Chciała, by Daniel, dzieci i ona byli prawdziwą rodziną. Dawid i Julka wiedzieli, że mają ciężko chorego ojca, żyli z tą świadomością od urodzenia. On mimo choroby był ciekaw, co wydarzyło się u dzieciaków w przedszkolu, a potem w szkole. Te jak tylko usłyszały, czy zobaczyły coś ciekawego, dzieliły się z nim nowinami. Czytały mu, śpiewały, recytowały wyuczone wierszyki. Wiedziały, że sprawiają mu tym przyjemność. A gdy trzeba było, pomagały go karmić, kąpać, a nawet odessać ślinę.

Więcej wiadomości ze Żnina na www.pomorska.pl/znin

A Małgorzata? Przecież mogła sobie ulżyć. Mąż potrzebował całodobowej opieki. Są ośrodki, w których by mu ją zapewniono. - Miałam chwile zwątpienia - przyznaje. - Szczególnie na początku, kiedy dzieci były malutkie. U Daniela nasiliła się wtedy spastyka, czyli skurcze mięśni. Budził mnie po kilka razy w nocy. Ciągle musiałam go przekładać. Rano byłam wrakiem człowieka - wspomina.

Dała radę! Chciała zająć się nim w domu. Pomagała jej pielęgniarka paliatywna. Sąsiedzi widzieli, jak kobieta stawia czoła chorobie. Mieszkają na parterze. Przy balkonie jest specjalny podjazd. Kiedy mąż mógł jeszcze siedzieć w wózku, nieraz widzieli jak żona wyprowadza go na spacery, potem jak przewija czy karmi, czyta mu książki i po prostu z nim jest.

Lekarze, którzy badali Daniela, nie mieli wątpliwości, że nie nadaje się do pracy. Ich zdaniem był "trwale całkowicie niezdolny do pracy". Zakład Ubezpieczeń Społecznych przyznał barcinianinowi rentę. Bez żadnych uwag. Cztery lata przed śmiercią męża Małgorzata odeszła z pracy. Dostała świadczenie pielęgnacyjne. - Kiedy po śmierci Daniela dowiedziałam się, że mi i dzieciom nie przysługuje renta rodzinna, nogi się pode mną ugięły.
Okazało się, że przez 15 lat Daniel otrzymywał świadczenie, a nie powinien go dostawać. ZUS tłumaczył, że zmarły na dzień złożenia wniosku o rentę miał ukończone 23 lata i nie spełniał przesłanki posiadania trzech lat okresów składkowych i nieskładkowych. Daniel przepracował jedynie rok, 10 miesięcy i 22 dni. Świadczenie przyznano na skutek "błędu organu rentowego".

- Jak czytam te pisma, to chce mi się płakać. Gdybym wiedziała, że mąż powinien przepracować aż trzy lata, to bym go na plecach do pracy nosiła, żeby tylko miał to świadczenie. Przez ten cały czas żyłam w przeświadczeniu, że skoro otrzymuje rentę, to wszystko jest w porządku. A tu taki cios - mówi załamana.

Decyzję ZUS barcinianka zaskarżyła do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, konkretnie VI Wydziału Pracy i Ubezpieczeń Społecznych.
Po rozpoznaniu sprawy sąd postanowił dopuścić dowód z opinii biegłych lekarzy sądowych: neurologa, ortopedy, psychiatry, psychologa i internisty na okoliczność m.in. czy niezdolność Daniela do pracy powstała przed dniem zgonu. Jeśli tak, należy wskazać dokładną datę powstania tej niezdolności. W przypadku pozytywnej odpowiedzi należy wskazać jakie choroby spowodowały niezdolność zmarłego do pracy. Opinię należy wydać na podstawie dokumentacji, znajdującej się w aktach. Biegli winni wskazać, czy zgadzają się z orzeczeniem wydanym przez lekarza orzecznika i komisję lekarską ZUS, jeśli nie, należy wskazać dlaczego. Termin oczekiwania na badanie przez biegłych lekarzy sądowych wynosi około 10 miesięcy.

- To dobiło mnie najbardziej. Dlaczego sąd potrzebuje aż tyle czasu, by stwierdzić coś, co jest oczywiste?! Dlaczego po raz kolejny ktoś ma rozpatrywać, czy mąż był chory czy nie? Przecież on był przykuty do wózka, potem do łóżka! Dla mnie to zupełnie niezrozumiała procedura - mówi Małgorzata. Zastanawia się, czy jest szansa na jej przyspieszenie.

Barcinianka nie może pogodzić się jeszcze z jednym faktem. - Ktoś w ZUS-ie popełnił błąd i przyznał mężowi rentę. Gdyby nie umarł - pewnie nadal, by ją otrzymywał. Czy ZUS będzie dociekał, kto go popełnił? Czy wyciągnie wobec tej osoby konsekwencje? Na razie to ponoszę je ja i moje dzieci - twierdzi Małgorzata.

Włodzimierz Hilla, rzecznik Sądu Okręgowego w Bydgoszczy przypomina, że sąd podejmuje suwerenne decyzje, które władny jest ustanawiać w ramach swoich niezawisłych decyzji procesowych. - Widocznie sąd uznał, że okoliczności te wymagają tego rodzaju ustaleń. Ponieważ idzie o opinie kilku biegłych, niewykluczone, że może to trochę potrwać. Niechybnie wstępnie tak oszacowano ten termin. Gdyby się okazało, że zbyt długi w stosunku do oczekiwań sądu, może on i winien ponaglać biegłych celem przyspieszenia wydania opinii. Środki oddziaływania sądu w tym względzie wprawdzie są, jednak mocno ograniczone - tłumaczy. - Sędziowie w tym wydziale są bardzo doświadczeni, więc mam podstawy sądzić, że wiedzą, co robią. Na marginesie. Określona "oczywistość" określonych okoliczności ujawni się dopiero w orzeczeniu końcowym - dodaje.
Alina Szałkowska, rzecznik prasowy bydgoskiego oddziału ZUS, wyjaśnia, że po przyznaniu - w wyniku błędu pracownika - prawa do renty z tytułu niezdolności do pracy małżonkowi Małgorzaty, ZUS nie analizował ponownie uprawnień do świadczenia. Prawo do renty ustało wraz ze śmiercią małżonka barcinianki.

Rozpatrując wniosek Małgorzaty o rentę rodzinną stało się uzasadnione zweryfikowanie uprawnień zmarłego do renty z tytułu niezdolności do pracy. Po analizie zgromadzonej dokumentacji ustalono, że osoba zmarła nie spełniała warunków wymaganych do uzyskania renty z tego tytułu. ZUS wydał decyzję odmawiającą prawa do renty rodzinnej. Barciniance przysługiwało prawo odwołania się do sądu, z którego skorzystała. Ten wyda wyrok wiążący dla ZUS. - Rozumiemy bardzo trudną sytuację pani Małgorzaty. Niestety, ZUS nie miał podstaw do przyznania renty rodzinnej, ponieważ zmarły w chwili śmierci nie spełniał warunków do przyznania świadczenia. W przypadku wyroku negatywnego dla pani Małgorzaty może ona ubiegać się o rentę rodzinną w drodze wyjątku. Świadczenie to przyznawane jest przez prezesa ZUS osobom, które wskutek szczególnych okoliczności nie spełniają ustawowych warunków wymaganych do uzyskania renty lub emerytury, nie mogą - ze względu na całkowitą niezdolność do pracy lub wiek - podjąć pracy lub działalności objętej ubezpieczeniem społecznym i nie mają niezbędnych środków utrzymania - informuje.

Musi zarabiać. Sprząta, myje okna, piecze chleb - Mam mętlik w głowie. Po tym wszystkim co mnie spotkało, mam wrażenie, jakby polskie instytucje nie ufały sobie nawzajem. Przez szereg lat różne komisje przejeżdżały do nas i orzekały, że mąż nie jest w stanie pracować i nie jest zdolny do samodzielnej egzystencji. Teraz sąd będzie jeszcze raz dociekał, czy tak było. Naprawdę tego nie rozumiem! - mówi barcinianka.

- A ZUS? Jeśli przeciętny obywatel spóźni się z czymkolwiek, opłatą, złożeniem dokumentu, zaraz musi za to odpowiadać. Jak instytucja popełni błąd - jest bezkarna. Ja, jako obywatel, nie czuję, że mam tu jakieś prawa. Mają je instytucje. Mój przykład pokazuje, że nic nie jest pewne.
Małgorzata musi jakoś żyć.

Zakasała rękawy. Do czasu, kiedy nie znajdzie pracy, chodzi po domach, sprząta, myje okna. Pracuje w zieleni miejskiej. Trochę pomaga rodzina i opieka społeczna. - Piekę też chleb i sprzedaję. Robię to w nocy, żeby na rano był świeży.
W sprawie barcinianki interweniować ma również Elżbieta Jaworowicz.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska