Z naszych informacji wynika, że na ostatnim posiedzeniu udziałowców Speedway Ekstra-ligi "zamachu stanu" próbował dokonać Polski Związek Motorowy. Prezes Andrzej Witkowski chciał stworzyć w spółce stanowisko wiceprezesa ds. sportowych, którego sam powoła i którego w praktyce będzie kontrolował. Prezesi klubów odrzucili jednak ten wniosek, a szef PZMot. wściekły opuścił obrady.
Zamęt i zamieszanie
Być może należy żałować, że plany motorowej centrali nie powiodły się. Nowy pracownik spółki miały nadzorować cały pion sportowy w ekstralidze żużlowej, a więc także regulaminy rozgrywek. Z tą dziedziną udziałowcy od dawna sobie nie radzą. Projekty zmian w rozgrywkach są na zmianę tworzone i wrzucane do kosza, zasady i przepisy zmieniane są co kilka miesięcy, wprowadzając jedynie zamęt i zamieszanie.
Liga i cała dyscyplina od 2 lat traci na popularności, a kibice dawno przestali się orientować w regulaminowych zawiłościach. Dali temu wyraz na niedawnej debacie w Toruniu. - Raz mamy jednego juniora, raz dwóch, najpierw wprowadzamy limit średniej, rok później ograniczamy liczbę obcokrajowców. Przed każdym sezonem trzeba uczyć się zasad od nowa - mówił jeden z kibiców Unibaksu.
Spółka nic nie pomogła
Bałagan w SE ma jeden najważniejszy powód - specyficzna organizacja spółki zarządzającej ligą. Została stworzona przed dekadą i miała zapewnić profesjonalne i biznesowe zarządzanie ekstraligą (w odróżnieniu od PZMot, który działa jako stowarzyszenie).
Dziś już wiadomo, że to się nie udało. Prezes spółki Ryszard Kowalski nie ma żadnej mocy decyzyjnej, o wszystkich najważniejszych sprawach decydują bowiem głosowania wszystkich udziałowców. Trudno w takiej rzeczywistości przygotować i potem konsekwentnie realizować strategię rozwoju dyscypliny (choćby z tego powodu, że każdego roku zmienia się przynajmniej jeden udziałowiec).
Pojedynczo prezesi klubów przyznają, że sposób zarządzania spółką nie zdaje egzaminu. Potwierdził to na debacie z kibicami także Wojciech Stępniewski, prezes Unibaksu. - Zgadzam się z wszystkim zarzutami, ale taki model funkcjonowania spółki wybrały wszystkie kluby i jeden sprzeciw niczego nie zmieni - tłumaczył.
Nie będzie rozwoju
To wygodna wymówka dla prezesa każdego klubu. W efekcie wszelkie zmiany w organizacji SE są blokowane i wniosek musi być jeden: działaczom organizacyjny bezwład najwyraźniej odpowiada.
Dziś najpoważniejszym problemem żużla nie jest liczba ekip w ekstralidze czy KSM. Nim pozostaje wciąż mało czytelny i przede wszystkim nieskuteczny sposób zarządzania spółką, bez silnego menadżera, z 8 prezesami, którzy łatwo ulegają partykularnym interesom. Dopóki to się nie zmieni, żużel nie będzie miał szans na dynamiczny, harmonijny rozwój