Pani Ewa mieszka przy ul. Narutowicza i opiekuje się bezdomnymi kotami z okolicy. - Tego konkretnego zobaczyłam po raz pierwszy kilka tygodni temu. Był chudy, ale normalnie biegał. Dziesięć dni temu przestał już stawać na łapę - opowiada. Kotem zajęła się Fundacja Felis, trafił do Przychodni Weterynaryjnej Noe. - Okazało się, że został postrzelony w wiatrówki, śrut utkwił w kręgosłupie - informuje Katarzyna Drelich z fundacji. Wczoraj zwierzę zostało zoperowane. - Śrut uciskał rdzeń kręgowy, trzeba było go usunąć, bo kot bardzo by cierpiał - podkreśla Aneta Koczmara, lekarz weterynarii z Noe.
Zwykła głupota
Przypadek nie jest odosobniony. Na przystanku na ul. Zbożowej ktoś powiesił ogłoszenie, w którym ostrzega przed mieszkańcem ul. Lawendowej, który „permanentnie strzela z wiatrówki do psów i kotów”. Pani Sylwia z Czechowa relacjonuje, że w jej sąsiedztwie mieszka amator strzelania do zwierząt. Za cel wybrał sobie wrony.
- W ciągu półtora roku miałam trzy przypadki kotów postrzelonych z wiatrówki. Uważam, że to dużo - zaznacza Aneta Koczmara. - Jeden z takich pacjentów miał aż trzy śruty w czaszce, groziła mu m.in. utrata wzroku. Drugi, w efekcie urazu, miał niedowład tylnych kończyn - wylicza.
Pokaźny zbiór wyjętych ze zwierząt śrutów ma Wojciech Cichorzewski z przychodni Adal-Wet. - W mojej wieloletniej praktyce takie przypadki zdarzały się nieraz. Z tego co wiem ci, którzy strzelają, chcą w ten sposób przepłoszyć koty z działek - bo chodzą po grządkach, depczą truskawki. To zwykła głupota - nie ma wątpliwości Cichorzewski.
- Zdarza się, że przy okazji wykonywania innych zabiegów znajdujemy śrut tkwiący w tkance podskórnej zwierzęcia, właściciel najczęściej nawet o tym nie wie - tłumaczy Eleonora Oleszczuk z Lubelskiego Centrum Małych Zwierząt. - Kot może z tym żyć. Ale jeśli zostanie trafiony np. w płuca czy w serce, umrze.
Krzysztof Walczak, weterynarz z ul. Kruczkowskiego, przyznaje, że w ciągu ostatnich kilku lat przypadków strzelania do kotów zdarza się mniej. - Chyba poskutkowały częste interwencje policji - uważa. - Wcześniej sprawcami była nudząca się młodzież, ale też hodowcy gołębi, którzy w ten sposób chcieli odstraszać koty - wspomina.
- To nic innego jak znęcanie się nad zwierzętami - podkreśla Katarzyna Drelich.
Policja zachęca, żeby zgłaszać podobne przypadki. Informacje o przestępstwach i wykroczeniach przeciwko zwierzętom można przesyłać m.in. na specjalne adresy mailowe [email protected], [email protected].
- Pamiętajmy też, że mówimy o sytuacjach, które zagrażają nie tylko zwierzętom, ale też zdrowiu i życiu ludzi - podkreśla Renata Laszczka-Rusek, rzeczniczka KWP w Lublinie.
Możesz pomóc
Gdyby ktoś chciał pomóc w sfinansowaniu operacji postrzelonego kota z ulicy Narutowicza, może przesyłać pieniądze na konto Fundacji Felis: 82 1240 2496 1111 0010 0568 3416.
Zobacz także: Kiedy odrobaczać zwierzęta? Weterynarz radzi