Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

5 byłych pracowników baru w Bydgoszczy żąda zaległych pensji. Była szefowa mówi, że im wypłaciła

Katarzyna Piojda
Katarzyna Piojda
Byli już pracownicy (łącznie jest ich pięcioro) utrzymują, że szefowa nie wypłaciła im wynagrodzeń. Ona twierdzi, że pieniądze przekazała.
Byli już pracownicy (łącznie jest ich pięcioro) utrzymują, że szefowa nie wypłaciła im wynagrodzeń. Ona twierdzi, że pieniądze przekazała. Tomasz Bolt/zdjęcie ilustracyjne
- Pracowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie, ale szefowa nam nie zapłaciła - mówi pięcioro byłych już pracowników baru szybkiej obsługi w Bydgoszczy. A właścicielka lokalu obwinia byłą kadrę.

Zobacz wideo: 500 plus. Od lutego 2022 nowy nabór - wnioski tylko online

od 16 lat

Młody bydgoszczanin uważa się za jednego z poszkodowanych. - Jesienią 2021 pojawiło się ogłoszenie - wspomina. - Nowy lokal gastronomiczny szukał obsługi do kuchni. Mam doświadczenie w zawodzie. Zgłosiłem się. To była praca na umowę zlecenie, za najniższą możliwą stawkę, obowiązującą w tamtym roku, czyli 18,30 złotych brutto na godzinę. Wychodziło około 12 zł na rękę.
Tyle że - jak zaznacza czytelnik - nie otrzymał nawet złotówki.

- Ani ja, ani cztery inne osoby, które w tym samym czasie zostały zatrudnione. Miałem wypadek przy pracy. Uciąłem się w palec. Rana była tak głęboka, że trafiłem do lekarza. Potem do firmy już nie wróciłem. Przed gwiazdką 2021 powinienem dostać wypłatę, jakieś 800 zł na rękę. Do teraz przelewu brak.

Koleżanka z byłej pracy potwierdza jego wersję. - Pracowałam niecały miesiąc, prawie codziennie dłużej niż 8 godzin. Mój rekord wyniósł 15 godzin. Wciąż czekam na zaległą pensję, czyli około 1700 zł netto - opowiada ona.

Ekskadra miała różny staż w barze. Najkrótszy wynosił trzy dni. Najdłużej pracująca osoba zwolniła się po półtora miesiącu.
Ukrainka, jedna z byłych zatrudnionych w barze, wytrzymała niecały miesiąc. Opowiada: - Zanim rozpoczęliśmy pracę, wręczono nam kwestionariusze. Mieliśmy podać m.in. numery kont, na które będzie wpływać pensja. Umowy zlecenia każdy z nas jednak dostał z poślizgiem.

Kolega, który pracował z nią w obsłudze kuchennej i kelnerskiej, dodaje: - Odszedłem stamtąd po przepracowaniu półtora tygodnia, a jeszcze kadrowa nie przygotowała dla mnie umowy. Minął kolejny tydzień i dopiero ją otrzymałem.

Podpisy w samochodzie

Wypłaty, jak mówi, tak samo nie otrzymał. - Któregoś dnia, jak jeszcze pracowałem, podjechała szefowa, poprosiła mnie do samochodu. Kazała podpisać zgodę na wykonanie przelewu. Inaczej nie dostałbym pieniędzy. Spieszyło się jej, więc podpisałem bez wnikliwego przeczytania umowy. Odjechała, nie zostawiając kopii kartki. Okazało się, że ten dokument to było potwierdzenie odbioru pensji w gotówce. Przecież ja żadnych pieniędzy nie odebrałem!

Następna pracownica też złożyła podpisy w aucie. - Tam szefowa ponownie wspominała, że zrobi nam przelewy.
Ukrainka akurat dokument dostała w siedzibie firmy, chociaż, jak przyznaje, niektórych zapisów nie rozumiała. Oprócz tej trójki, w lokalu było zatrudnionych dwóch pracowników. Oni także skarżą się na brak wynagrodzeń.

Ponoć gotówka

A ich dawna pracodawczyni skarży się na zespół. - Nie mam pojęcia, dlaczego na mnie się uwziął - odpowiada właścicielka lokalu. - Zgodnie z umową, pieniądze zostały każdemu wypłacone do ręki.

Widzimy umowę. Jeden z zapisów brzmi: „Wynagrodzenie płatne będzie w siedzibie zleceniodawcy do 10-go dnia każdego miesiąca kalendarzowego, następującego po miesiącu, w którym zleceniobiorca wykonywał czynności (...)”.

Bydgoszczanin zaznacza: - We wspomnianych formularzach, które był potrzebne do zatrudnienia, musieliśmy podać numery kont i wszystkie inne dane. Właścicielka firmy celowo wprowadziła nas w błąd. Nie dała umów pierwszego dnia pracy lub wcześniej, tłumacząc, że miała dużo innych rzeczy na głowie. Teraz wykorzystuje przebieg zdarzenia na naszą niekorzyść. Skoro pięć osób mówi, że nie doczekało się wypłat, to znaczy, że to prawda. Nie robilibyśmy zamieszania i nie szlibyśmy grupą do inspekcji pracy, gdyby to było kłamstwo.

Państwowa Inspekcja Pracy - Okręgowy Inspektorat Pracy w Bydgoszczy przyjęła zgłoszenie od kadry lokalu. Trzeba czekać na ustalenia inspektorów.
Szefowa lokalu czekać nie zamierza. Jedną sprawę odnośnie kradzieży, dokonanej przez pracownika, zgłosiła na policji już wcześniej.

Teraz chce zrobić to samo odnośnie drugiego pracownika. - Jeden z nich miał przygotowanych 11 porcji jedzenia w torbie. Nie zdążył ich wynieść. Gdy zapytałam, dlaczego je spakował, odpowiedział, że był głodny.

Mężczyzna przekonuje o swojej niewinności. - W barze zainstalowano kamery. Zarejestrowałyby moment kradzieży, a tak się nie stało.

Pikieta przed firmą

W województwie kujawsko-pomorskim bywały przypadki, gdy pracownicy miesiącami czekali na wypłaty. Głośno było chociażby o firmie Micros z Bydgoszczy. Opóźnienia przekraczały trzy miesiące. Wreszcie pracownicy wyszli na ulicę, siłą chcieli wtargnąć do biurowca. Przyjechała policja. Prezes się nie pojawił. Za pośrednictwem jednego z kierowników przepraszał tłum. W toruńskim zakładzie Torpo szwaczki ponad kwartał czekały na pieniądze. Zakład zalegał w sumie 200 osobom.

- Będziemy tak długo walczyć, aż udowodnimy nasze straty - zapowiada piątka byłych pracowników baru w Bydgoszczy.

Właścicielka lokalu kończy: - Przyjęłam nową ekipę. Odkąd ona jest, utargi wzrosły sześciokrotnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska