Mają troje własnych dzieci, a od roku pięcioro cudzych. Sąd powierzył im je, by nie tylko zapewnili im dach nad głową i ciepły posiłek, ale również uwagę i dobre słowo.
Przeczytaj również: Przeszli szkolenia, ale rodziną zastępczą nie zostali. Mają żal
Czy tak było? Co do tego są poważne wątpliwości. Przeszli szkolenie i sito weryfikacyjne przygotowane przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Chojnicach. Z czasem osoba z sąsiedztwa zorientowała się, że dzieci nie są traktowane tak, jak na to zasługują i zgłosiła swoje obserwacje do PCPR. Także z relacji koordynatora pieczy zastępczej wynikało, że w tej rodzinie jest coś nie tak.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
- Zdecydowaliśmy się przyjrzeć tej rodzinie bliżej - mówi Andrzej Gąsiorowski, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy w Rodzinie. - Dowiedzieliśmy się, że dzieci przyjęte do rodziny nie są traktowane sprawiedliwie. Nie traktowano ich równo w porównaniu do tych biologicznych. Miały więcej obowiązków w gospodarstwie domowym, co jest nie do przyjęcia.
Czy dzieci karano cieleśnie? Dyrektor Gąsiorowski zastanawia się chwilę nad odpowiedzią, ale zaprzecza. Mówi, że kary były, lecz innego typu.
Wiadomości z Chojnic
Przeprowadzono rozmowy z psychologiem. Dzieci odpowiadały na pytania i pisały test. Wynik był jednoznaczny - ta rodzina nie funkcjonowała tak, jak powinna. PCPR skontaktował się z sędzią rodzinnym. Ustalono, że sytuacja nie jest na tyle groźna, by z dnia na dzień odbierać dzieci. Wybrano podpisanie kontraktu - zobowiązującej umowy. W porozumieniu wypunktowano, jakim obowiązkom muszą sprostać rodzice. Do końca stycznia są pod szczególnym nadzorem.
Zobacz także: Rodzice oddają dzieci do domu dziecka, bo są niegrzeczne
Raz w tygodniu odwiedza ich koordynatorka pieczy zastępczej i drugi pracownik jednostki. Z raportem zapozna się sędzia. Jeżeli nie będzie zastrzeżeń, dzieci nie trafią do innej rodziny, a urzędnicy nadal będą je odwiedzać. Jak się dowiedzieliśmy, gdy PCPR zapytał szkołę o opinię, ta nie była pozytywna. Wyszło na jaw, że dzieci nie jeżdżą na wycieczki szkolne i nie uczestniczą w imprezach szkolnych. Dzieci sygnalizowały też, że nie mają dostępu do internetu i do komputera.
Teraz ma to się zmienić. Jeżeli przyjedzie cyrk, to muszą się znaleźć pieniądze na bilety. Rodzinę zobowiązano też do umożliwienia dzieciom korzystania z komputera. A bywało, że gdy w szkole zlecano przygotowanie prac domowych, nie miały takiej możliwości.
Czytaj też: Adopcja. Chore dzieci czekają dłużej na dom
Czytaj e-wydanie »