Gdyby dziś sondować głównego kandydata do mistrzostwa Polski, to z pewnością zwyciężyłby w głosowaniu Anwil. Włocławianie od pierwszego meczu imponują stylem i wynikami, mają w składzie największą gwiazdę Orlen Basket Ligi i wciąż jeszcze rezerwy do wykorzystania. W trzech pierwszych meczach sezonu Anwil pewnie pokonał Trefla Sopot, rozgromił w Łańcucie Sokoła i ograł wcześniej także niepokonany MKS Dąbrowa Górnicza.
- Mamy jeszcze sporo nauki przed sobą, niektórzy gracze maja problemy ze schematami defensywnymi. To wszystko jest procesem i potrzebujemy czasu, aby to poustawiać - podkreśla trener Przemysław Frasunkiewicz. - Nie mamy jednak złych ludzi w zespole, którzy myślą wyłącznie o sobie. Nie może się powtórzyć, że kończymy mecz w 32 minucie, jak ostatnio z Dąbrową Górniczą, ale to także dla nas cenna lekcja. Zawodnicy do tej pory funkcjonowali w różnych systemach i tego nie zrobi się w pięć minut. Idziemy w dobrym kierunku i możemy być umiarkowanie zadowoleni.
Gwiazdą pierwszej wielkości i to nie tylko Anwilu jest Victor Sanders. To jeden z najwyższych kontraktów w klubie w ostatnich latach, ale Amerykanin w każdym meczu udowadnia, że wart jest każdego wydanego dolara. - To ogromny komfort posiadanie takiego gracza, który nie musi wychodzić w pierwszej piątce, wychodzi z ławki i prowadzi ofens drużyny - przyznaje Frasunkiewicz.
Szkoleniowiec podkreśla jednak, że jest zadowolony z gry całej drużyny. - Nie panikujemy w stresowych sytuacjach, są gracze, którzy potrafią przytrzymać piłkę i rozegrać końcówkę. Gramy zespołowo, mamy bardzo dobry podział ról. Nie popadajmy jednak w hurraoptymizm, to jeszcze nie mistrzostwo świata i na pewno nadejdą słabsze momenty - przestrzega szkoleniowiec.
Ewentualne kryzysy łatwiej będzie pokonać dzięki głębi składu i szerokiej rotacji. Zwłaszcza na obwodzie Anwil ma mnóstwo wariantów po powrocie do gry Kamila Łączyńskiego. Wkrótce trzeba będzie podjąć decyzję, czy zatrzymać na dłużej Jakuba Schenka, który podpisał krótkoterminowy kontrakt.
- Zawsze jest dylemat czy inwestować pieniądze w ośmiu graczy czy wybrać nieco tańszych, ale dziesięciu czy jedenastu. My wyciągnęliśmy wnioski z tego, co się wydarzyło w poprzednim sezonie. Jeśli ktoś zagra minutę, to także jest potrzebny drużynie. Nie jestem specjalnie przywiązany do pozycji, uznaję w zasadzie trzy: ballhandlerzy, skrzydłowi i wysocy. Lubię mieć problem wyboru wielu graczy na poszczególne pozycje - podkreśla Frasunkiewicz.
Jeśli szukać jakiegoś znaku zapytania w drużynie, to byłby to Tanner Groves, który na razie ma kłopoty z adaptacją do europejskiego basketu. Trener Frasunkiewicz od razu jednak przywołuje przykład Malika Williamsa z ubiegłego sezon. - Przez pierwsze trzy tygodnie wyglądał na treningach tak źle, że zacząłem wątpić czy coś z tego będzie. Pracował jednak z trenerami, z kolegami z zespołu i doszedł do odpowiedniego poziomu. Wstrzymałbym się więc teraz także z ocenami. Wysocy gracze po uniwersytecie potrzebują więcej czasu, aby koszykówkę zrozumieć. Nie jestem fanem szybkiego oceniania i skreślania ich z drużyny- podkreśla Frasunkiewicz.
