Anwil Włocławek - Sporting Lizbona 93:63 (30:20, 19:12, 20:14, 24:17)
Anwil: Petrasek 13 (1), Ongenda 11, Nelson 9 (2), Funderburk 11 (1), Michalak 6 oraz Gruszecki 16 (4), Turner 9 (1), Taylor 8 (2), Łączyński 5, Łazarski 3, Sulima 2.
Anwil był zdecydowanym faworytem starcia ze Sportingiem, który w poprzednim tygodniu przegrał nawet z BC Dnipro we własnej hali. Choć akurat z portugalskim zespołem jedyny mecz we Włocławku Anwil przegrał dwa lata temu.
Tym razem od początku w Hali Mistrzów jednak rządził jeden zespół, Anwil już w 4. minucie miał przewagę ponad 10 punktów, a potem prowadzili już 20:2. Goście nie byli w stanie dotrzymać kroku w tempie i intensywności gry, w tym czasie zaliczyli aż 13 strat, ale w końcu uporządkowali swoją grę i w 8. minucie było już tylko 25:17.
To było chwilowe jedynie spowolnienie, bo już pod koniec 2. kwarty przewaga została odbudowana do 20 pkt po akcji 2+1 Karola Gruszeckiego (10 pkt w 1. połowie). Sporting do przerwy trafił zaledwie 11 rzutów z gry i zaliczył aż 17 strat. Na tym tle wyróżniał się jedynie obwodowy Reginald Johnson (12 pkt i 5/9 z gry).
Po przerwie nic się nie zmieniło. Sporting nie miał żadnych argumentów, aby zagrozić bardzo konsekwentnie grającemu Anwilowi. Trener Selcuk Ernak mógł dowolnie rotować składem, a każde ustawienie świetnie radziło sobie na parkiecie. Przed ostatnią kwartą przewaga wynosiła 23 punkty.
To drugie zwycięstwo Anwilu w FIBA Europe Cup, a jego rozmiary też mogą być istotne w rywalizacji o miejsca w grupie D. Kolejny mecz 30 października z BC Dnipro także w Hali Mistrzów.
W innym meczu: Dinamo Sassari - BC Dnipro 94:62.
