Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aparat bezpieczeństwa na Kujawach i Pomorzu w 1945 roku czyli... bez agentów nic by nie zrobili. Prawda o utrwalaczach władzy ludowej zapisana w dokumentach

Rozmawiała Hanka Sowińska [email protected] 52 326 31 33
Piotr Rybarczyk, historyk-archiwista, pracownik Wydziału Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów w Delegaturze Instytutu Pamięci Narodowej w Bydgoszczy, współautor książki "Rok pierwszy. Powstanie i działalność aparatu bezpieczeństwa publicznego na Pomorzu i Kujawach (luty-grudzień 1945)"
Piotr Rybarczyk, historyk-archiwista, pracownik Wydziału Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów w Delegaturze Instytutu Pamięci Narodowej w Bydgoszczy, współautor książki "Rok pierwszy. Powstanie i działalność aparatu bezpieczeństwa publicznego na Pomorzu i Kujawach (luty-grudzień 1945)" Fot. Tomek Czachorowski
Rozmowa z Piotrem Rybarczykiem, historykiem-archiwistą, pracownikiem Wydziału Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów w Delegaturze Instytutu Pamięci Narodowej w Bydgoszczy, współautorem książki "Rok pierwszy. Powstanie i działalność aparatu bezpieczeństwa publicznego na Pomorzu i Kujawach (luty-grudzień 1945)"
Okładka książki "Rok pierwszy...". Jak mówi Piotr Rybarczyk jest to publikacja w całości przygotowana przez pracowników pionu archiwalnego
Okładka książki "Rok pierwszy...". Jak mówi Piotr Rybarczyk jest to publikacja w całości przygotowana przez pracowników pionu archiwalnego bydgoskiej delegatury. Ukazała się w serii "Dokumenty". Wcześniej taka pozycja wyszła w Lublinie i w Rzeszowie. - Jednak tamte wydawnictwa przygotowali pracownicy Biura Edukacji Publicznej. "Rok pierwszy", traktujący o Kujawach i Pomorzu, jest wyjątkowy; w całości jest dziełem pracowników pionu archiwalnego. To także ewenement w skali IPN. Tworzyły go osoby, które mają stały kontakt z archiwaliami - robią kwerendy, opracowują. To są także historycy - podkreśla Rybarczyk.

Okładka książki "Rok pierwszy...". Jak mówi Piotr Rybarczyk jest to publikacja w całości przygotowana przez pracowników pionu archiwalnego bydgoskiej delegatury. Ukazała się w serii "Dokumenty". Wcześniej taka pozycja wyszła w Lublinie i w Rzeszowie. - Jednak tamte wydawnictwa przygotowali pracownicy Biura Edukacji Publicznej. "Rok pierwszy", traktujący o Kujawach i Pomorzu, jest wyjątkowy; w całości jest dziełem pracowników pionu archiwalnego. To także ewenement w skali IPN. Tworzyły go osoby, które mają stały kontakt z archiwaliami - robią kwerendy, opracowują. To są także historycy - podkreśla Rybarczyk.

- Dziś w bydgoskiej Wyższej Szkole Gospodarki odbędzie się promocja najnowszej publikacji IPN, wydanej w serii "Dokumenty". Zawiera ona obszerny wybór materiałów dotyczących pierwszych miesięcy funkcjonowania ubecji na Kujawach i Pomorzu. Jak wyglądał ów "rok pierwszy" - rok organizacji i utrwalania aparatu represji?
- Pierwsza połowa 1945 roku to - jak powiadają niektórzy historycy - okres wyzwalania przez zniewalanie. W tym czasie aparat bezpieczeństwa publicznego miał, teoretycznie, za zadanie utrzymywać porządek, po przejściu frontu, miał walczyć z grasującymi bandami kryminalistów. Okazuje się jednak, a widać to w dokumentach, że ów aparat głównie parał się wyłapywaniem, aresztowaniem, przeprowadzaniem śledztw i egzekucjami przeciwników narzuconego systemu. Walczył z ludźmi, którzy przez pięć ostatnich lat walczyli z niemieckim okupantem, niszczył struktury Armii Krajowej, jak również struktury organizacji o innej politycznej proweniencji. Aparatowi bezpieczeństwa nie chodziło oto, by się ludziom lepiej żyło, żeby funkcjonowały zakłady pracy. Owszem - firmami też się interesowano, ale po to, by tworzyć agenturę. Funkcjonariusze urzędów bezpieczeństwa przede wszystkim chcieli wiedzieć, kto uruchamia zakłady pracy. Najbardziej interesowało ich to, jakiej proweniencji politycznej byli ci ludzie.

- Czy pierwszy rok należał do bardzo krwawych? Co na ten temat mówią dokumenty?

- To jest początek czegoś, co jedni historycy nazywają wojną domową, inni walką o utrwalenie władzy ludowej. 1945 to rzeczywiście trudny rok. Po jednej i drugiej stronie pada najwięcej ofiar. Giną także funkcjonariusze UB. Śmierć spotyka ich nie tylko w walce, ale także w egzekucjach. To też jest faktem. Trzeba jednak pamiętać, że ktoś zaczął tę wojnę, a ktoś walczył o wolną Polskę. Racja była po stronie AK.

- Jesienią 1945 roku na Pomorzu znalazł się mjr Zygmunt Szendzielarz, ps. Łupaszka, dowódca V Wileńskiej Brygady AK. Reaktywuje oddział i rusza do walki, tym razem z funkcjonariuszami UB. Czy ślady "Łupaszki" też znajdziemy w tej publikacji?
- V Brygada przystępuje do walki wiosną 1946 r. Ten tom zawiera przed wszystkim dokumenty o oddziale Jerzego Gadzinowskiego "Szarego", który działał w naszym regionie. Materiały ubecji pokazują próby rozpracowania tego oddziału. I - niestety - sukcesy UB, dzięki coraz bardziej rozbudowanej sieci agenturalnej.
Słowo agentura w tej książce pada bardzo często, bo to było "podstawowe narzędzie" pracy tajnych służb aż do roku 1990. Osobowe źródła informacji, przenikanie do środowisk opozycyjnych i konspiracyjnych przez agenturę to była podstawa.

- Rok 1945 to czas tworzenia struktur aparatu bezpieczeństwa. Szeregi UB zasilają bardzo młodzi ludzie, przybysze z innych regionów Polski, bardzo kiepsko wykształceni. We wstępie do książki podaje pan przykład Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Chełmnie. Na 23 zatrudnione tam osoby, tylko jedna miała wyższe wykształcenie, a ponad 50 proc. "zaliczyło" tylko podstawówkę.
- Aparat bezpieczeństwa tworzony był przez grupy operacyjne, które zajmowały się organizacją Wojewódzkich Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego. Ze stolicy województwa grupy szły dalej organizując powiatowe urzędy. Grupy operacyjne były tworzone w tzw. Polsce lubelskiej. Większość funkcjonariuszy, którzy na Kujawach i Pomorzu zajmowali się organizacją aparatu bezpieczeństwa wywodziła się z Lublina. te grupy nie były jednak liczne. Dlatego zachodziła konieczność werbowania pracowników na miejscu. Tu wielką rolę odegrała Polska Partia Robotnicza, która od początku była patronem bezpieki i dostarczała kadr. Mówiąc o PPR warto odwołać się do sytuacji sprzed 1939 roku. Ruch robotniczy i komunistyczny najbardziej rozwinięty był w kilku powiatach, m.in. włocławskim i rypińskim. Stamtąd właśnie ówczesny naczelnik wydziału personalnego WUBP Wacław Czapski werbował nowych pracowników. A braki personalne były ogromne. O tym jest mowa w bardzo wielu dokumentach. Funkcjonariusze skarżyli się, że nie wiedzą, gdzie mają włożyć ręce, tyle mieli roboty. Dlatego sam szef parał się zajęciami, które należały do maszynistki czy kierownika jakiejś sekcji. Powodem braków kadrowych było to, że funkcjonariusze UB ginęli. Dziś na promocji książki przedstawię dane dotyczące tzw. utrwalaczy władzy ludowej. Z moich badań wynika, że w latach 1945 -1949 zginęło ponad 200 funkcjonariuszy.

- Przeglądając książkę natrafiłam na niezwykle dramatyczne raporty dotyczące przestępstw popełnianych przez żołnierzy radzieckich. Dokument wysłany z PUBP w Wyrzysku w czerwcu 1945 r. mówi o gwałcie na kobiecie i pięcioletniej dziewczynce. Inny informuje o celowym najechaniu samochodem przez czerwonoarmistów Wacławy Jankowskiej, nauczycielki z Karnkowa, która zginęła na miejscu. To w zasadzie materiał dla prokuratora.
- Ocena działalności aparatu bezpieczeństwa jest jednoznaczna. W "Roku pierwszym" jest także kilka meldunków Filipa Freyera, pracownika sekcji śledczej w PUBP w Świeciu. Opisuje w nich, jak działali żołnierze Armii Czerwonej. Informuje o gwałtach, grabieżach. Freyer był szarym pracownikiem sekcji śledczej, a więc komórki zbrodniczej, a mimo to zwraca uwagę na działalność czerwonoarmistów i tzw. sowietników czyli doradców i pełnomocników radzieckich, którzy byli nie tylko w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, wojewódzkich urzędach bezpieczeństwa. ale także przy powiatowych. Zwraca uwagę na tuszowanie tych spraw przez doradców. W sierpniu 1945 r. Filip Freyer zostaje zwolniony ze służby, bo - jak uzasadniono - pracował w Wydziale Informacji Polskiej Marynarki Wojennej w Gdyni. W 1948 r. zostaje skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Bydgoszczy na 8 lat więzienia, potem wyrok zostaje skrócony do 6 lat. Wyszedł na wolność w 1953 r. To pokazuje dość charakterystyczną rzecz - jeśli do aparatu trafiały rzeczywiście osoby ideowe to szybko stawały się niewygodne. Nie wypełniali poleceń, za dużo wiedzieli, a przede wszystkim uderzali w sojusznika. Losy tych ludzi były bardzo różne.
- Czy robiąc kwerendę pan i pańscy koledzy znaleźliście nazwiska członków podziemia - ludzi specjalnie skierowanych do pracy w aparacie bezpieczeństwa?
- Tak, są takie przypadki. Jednak osoby skierowane do UB przez szefów konspiracji nie zajmowały eksponowanych stanowisk, ale może dzięki temu przez jakiś czas udawało im się tam pracować. Przykładem pierwszy komendant milicji w Toruniu Sylwan Stankiewicz, jak również pierwszy szef sekretariatu WUBP Aleksy Jagodziński. Te osoby nie pełniły funkcji operacyjnych, ale dzięki temu, że były w strukturach aparatu bezpieczeństwa miały możliwość informowania swoich o ważnych sprawach. Szczególnie Jagodziński miał taką możliwość, bo przez jego ręce przechodziły dokumenty o planowanych działaniach.

- Jakich dokumentów, jeśli chodzi o pierwszy rok działalności aparatu bezpieczeństwa na Kujawach i Pomorzu, zachowało się najwięcej?
- Przede wszystkim różnego rodzaju raporty, sprawozdania i meldunki. Z 1945 r. znacznie mniej jest rozpracowań obiektowych. Trzeba też pamiętać, że dokumenty były w niewłaściwy sposób przechowywane. Ale zachowany materiał i tak pokazuje główne kierunki działań i bardzo wiele przestępstw popełnianych przez funkcjonariuszy UB. One też charakteryzują tych ludzi. Mocną stroną tej książki są dokumenty publikowane - w większości przypadków - w całości i bez ingerencji. Te, których dokonaliśmy, są czysto techniczne. Dlatego osoby, które zechcą do tej publikacji zajrzeć poznają nie tylko treść dokumentów, ale także mentalność funkcjonariuszy.

- Książka zawiera także wykaz osób zatrudnionych w ówczesnym aparacie ucisku. Są także zdjęcie utrwalaczy władzy. Chciałoby się powiedzieć - nareszcie wyszli z ukrycia. Poczet ubeków otwiera Hipolit Duljasz, szef WUBP w Bydgoszczy. Z wydanej w 2006 r. publikacji IPN "Aparat bezpieczeństwa w Polsce" wiem, że miał na sumieniu kradzieże mienia poniemieckiego. Apetyty Duljasza nie podobały się nawet jego przełożonym. Pod koniec 1945 r. skończyła się jego kariera w Bydgoszczy.
- To był jeden z powodów. "Góra partyjna" uznała, że Duljasz nie do końca wypełnia swoje zadania. Postawiono na innego, sprawnego organizatora ubecji ze śląska - Józefa Jurkowskiego. Jego późniejsza kariera dowiodła, że był lepszym organizatorem. Jednak Duljaszowi krzywdy nie zrobiono. Został szefem więziennictwa. Ale takie tasowania były wówczas na porządku dziennym. Co do przywłaszczania mienia poniemieckiego - to też nie było nic nadzwyczajnego. Wielu tak robiło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska