ASTORIA BYDGOSZCZ - NYSA KŁODZKO 70:50 (16:10, 13:8, 23:20, 18:12)
ASTORIA: Lewandowski 11, 6 as., Szyttenholm 11, 6 zb., Robak 10 (2), 5 zb., 4 as., Laydych 9, Mazur 6 (1), 4 prz. oraz Grod 11, 6 zb., Barszczyk 6, 8 zb., Kutta 3, Fatz 3, Senski 0, Łucka 0, Przybylski 0.
NYSA: Weiss 12 (1), Stępień 6, 5 zb., Płatek 6, 5 zb., Bluma 4, 5 zb., 3 as., Lipiński 0, 7 zb. oraz Bartkowiak 10, 9 zb., Kowalski 6 (2), Wojciechowski 6, Radwański 0, Włodarczyk 0.
Na pomeczowej konferencji obaj trenerzy... przepraszali za pierwszą połowę. Wynik 29:18 mógł sugerować, że skończyła się 1. kwarta. To efekt aż 18 błędów z obu stron (12 gości) i fatalnej skuteczności na poziomie 36 i 24 proc. Do tego gospodarze spudłowali wszystkie 12 rzutów za 3, a goście 8. Miejscowi byli jednak bardziej zdeterminowani i mieli więcej doświadczonych graczy. Od 0:4 wygrali kilkuminutowy fragment 14:2. Po 5 minutach 2. kwarty oba zespoły miały na koncie 4 pkt., ale przewaga Astorii wciąż oscylowała wokół 10 "oczek".
Po zmianie stron Nysa zeszła na 33:29 po akcji Bartkowiaka , ale to był ostatni zryw gości. Wpadła "3" Robaka, Grod trafił z faulem i po kontrze, drugą "3" dołożył Mazur i zrobiło się 45:31. Rywale okupili ambitną grę faulami (3 graczy miało po 4), a gdy kolejne akcje skończyli Szyttenholm i Barszczyk przewaga urosła do ponad 20 pkt. (65:44).
- Mamy kłopoty na wyjazdach, przede wszystkim z dyscypliną. Musimy uczyć się tej ligi, mądrości w grze. Tego oraz skuteczności nam zabrakło - przyznał Marcin Radomski, trener ekipy z Kłodzka.
- W pierwszej połowie nie siedział nam rzut, dlatego się męczyliśmy, ale w sumie cieszy zwycięstwo i dobra, zespołowa gra w drugiej połowie oraz indywidualne występy niektórych graczy. Katastrofa to wolne, chyba muszę wprowadzić jakieś kary... - mówił z przymrużeniem oka Przemysław Gierszewski, szkoleniowiec Astorii.
- No fakt, że wolne i "trójki" to nie była nasza mocna strona, a kibice mieli pewnie mieszane uczucia, ale trzeba umieć czasami brzydko wygrać. Cieszy, że zatrzymaliśmy rywali na 50 punktach. Do obrony nie mam większych zastrzeżeń - dodał Paweł Lewandowski.
Notabene, autor akcji, dla której warto było wybrać się na to spotkanie. W 36. minucie "Lewy" wybił na środku boiska piłkę rywalowi z rąk, ta jednak leciała za linię końcową pod koszem Nysy. Paweł ruszył w pogoń, zdołał ją wyrzucić w górę na boisko, po czym wpadł w stoły dla prasy. Tym wyrzutem omal... nie zdobył kosza (piłka otarła się o obręcz). Najszybciej dopadł do niej Laydych, który po zwodzie... podał piłkę wracającemu zza boiska Lewandowskiemu. Ten wpadł między dwóch obrońców i typową "wkrętką" i rzutem o tablicę zdobył punkty!
Na koniec warto podkreślić, że Astoria trafiła 3/19 za 3 i 15/31 za 1, ale w pozostałych elementach przewyższała rywali, znów zagrała jako zespół (punktowało 9 graczy) i zmusiła Nysę do 22 strat, po których zdobyła aż 23 pkt., tracąc 5.