Program realizowany jest przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. - Asystenci docierają do domów, w których rodzice czy opiekunowie nie potrafią poradzić sobie z wychowaniem potomstwa - wyjaśnia Danuta Warczak, dyrektor MOPS. - Mają jedno zadanie: tak pomóc rodzinie, żeby dzieci nie zostały odebrane rodzicom i nie musiały trafić do domu dziecka albo innej placówki.
Działają przy ośrodku
Na terenie miasta jest już 30 asystentów. Działają przy każdym rejonowym ośrodku pomocy społecznej, z wyjątkiem tego na Kapuściskach. W ROPS na Szwederowie jest dziesięciu asystentów, na Błoniu - siedmiu. To najczęściej pracownicy socjalni, którzy przez osiem godzin pracują w ośrodku na etacie, a potem zamieniają się w asystentów i pracują na zlecenie.
Pani Mirosława w ROPS na Błoniu do południa pracuje jako pracownica socjalna: przeprowadza wywiady środowiskowe wśród swoich podopiecznych, a resztę czasu spędza za biurkiem. Kiedy inni kończą pracę, ona ją zmienia. - Z tej biurowej na... asystencką - mówi. - Pracuję jako asystentka od miesiąca. Pomagam samotnemu ojcu wychować 14-letniego syna. Mężczyzna został przed sześcioma laty wdowcem.
Kiedyś prowadził własną firmę, ale po śmierci żony zamknął interes. Teraz nie ma pracy. Często nie potrafi znaleźć wspólnego języka z synem. Chłopak jest zbuntowanym nastolatkiem, który lubi się przeciwstawiać. Próbuję naprawić ich relacje.
Lekcja gospodarności
Pani Mirka pomaga gimnazjaliście w lekcjach. - Oprócz tego robię generalne porządki w ich domu, zakupy. Ojca uczę gotować, gospodarować pieniędzmi.
Kobieta pojawia się u rodziny dwa, trzy razy w tygodniu, na dwie trzy godziny dziennie, zazwyczaj po południu. - Czasem zwalniam się z pracy z ośrodka, żeby załatwić sprawy dla tej rodziny, na przykład zanieść wniosek do urzędu miasta, porobić opłaty.
Pani Mirosławie praca podoba się. - Jest inna od tej, którą dotychczas wykonywałam - twierdzi. - Tutaj mam bliższy kontakt z rodziną, częściej ją odwiedzam, więc lepiej wiem, w czym powinnam pomóc.
Czy czuje się zmęczona, bo pracuje po kilkanaście godzin dziennie? - Nie, przynajmniej na razie. Kiedy sprzątam albo gotuję, nie mam czasu spoglądać na zegarek. Poza tym czasem możemy się razem pożartować, pośmiać, po prostu pogadać. Poznałam już całą rodzinę moich podopiecznych.