Parking przy ul. Tadeusza Boya-Żeleńskiego nie jest zwykłym parkingiem. Trafiają tu auta zatrzymane przez policję.
- Na mocy umowy z KWP przechowujemy zarówno auta powypadkowe i kompletne wraki, jak i w pełni sprawne, ale pochodzące z kradzieży lub odebrane pijanym kierowcom - informuje Stanisław Wierzchowski, wiceprezes Międzywojewódzkiej Spółdzielni Usługowej (MSU) w Bydgoszczy, do której należy parking.
- Kierujemy pojazd na specjalny parking w każdym przypadku konieczności zabezpieczenia go dla potrzeb postępowania karnego - uściśla Monika Chlebicz, rzecznik KWP.
W święta parking pęka w szwach
Zdarza się, że na plac przy ul. Boya-Żeleńskiego trafiają nawet pojedyncze części, skonfiskowane przy okazji wykrycia tzw. dziupli.
Zazwyczaj na parkingu stoi nie więcej niż pięćdziesiąt. zabezpieczonych samochodów. Są jednak okresy, gdy trafia ich tu znacznie więcej.
- W ubiegłoroczny długi weekend przy okazji święta zmarłych policja zatrzymała tylu pijanych kierowców, że przy Boya-Żeleńskiego ich auta już się nie mieściły (jest tu 80 miejsc - red.) i część musieliśmy przewozić na drugi podobny parking, przy ul. Andersa w Fordonie - wspomina wiceprezes MSU.
Nie chce podać dobowych stawek za postój - zasłaniając się tajemnicą - ale przyznaje, że parkowanie tu tanie nie jest.
- Koszt znacznie przewyższa średnią opłatę za normalny parking (15-20 zł/dobę - red.) - wskazuje Stanisław Wierzchowski.
Trabant za kilka tysięcy
Dlatego zdarza się, że właściciele nie odbierają samochodów.
- Mamy w tej chwili kilkanaście pojazdów, po które nikt się nie zgłasza i nikt już raczej tego nie zrobi, bo koszt postoju wielokrotnie przekroczył ich wartość - mówi przedstawiciel MSU i podaje przykłady wartych kilkaset złotych maluchów i trabanta.
- Trabant stoi na naszym parkingu już ponad rok, więc właściciel musiałby wydać fortunę na jego odbiór - śmieje się prezes Wierzchowski.
Aż się rozłożą...
Zapomniane auta prawdopodobnie stać będą na placu póki się nie rozsypią, bo właściciel parkingu nie ma prawa nic z nimi zrobić.
- Poza tym złomowanie też kosztuje, a kto nam za to zwróci? - pyta retorycznie Stanisław Wierzchowski.
Część kosztów postoju pokrywa policja.
- Płacimy tylko do czasu, aż pojazd zostanie formalnie uznany za dowód rzeczowy w sprawie - zastrzega jednak Monika Chlebicz z KWP.
Za pozostały okres należność powinien uregulować właściciel auta. Nie można go jednak zmusić do jego odbioru.
- W takich przypadkach o losach pojazdów zabezpieczonych na parkingu decydują sądy i prokuratury, które są ostatecznie ich dysponentem - podaje rzeczniczka wojewódzkiej policji.