Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bardzo niewygodny garnitur krawca z Mostowej w Toruniu

Adam Willma
Krótko przed wyborami w czerwcu 1989 roku współpraca z TW "Lee" została zakończona, a zobowiązanie do współpracy - zniszczone.
Krótko przed wyborami w czerwcu 1989 roku współpraca z TW "Lee" została zakończona, a zobowiązanie do współpracy - zniszczone. IPN
Jego zakład krawiecki przez dziesięciolecia uchodził w Toruniu za symbol najlepszej jakości. Ale pracownia na Mostowej skrywa też mroczną tajemnicę TW "Lee".

Tomasz Panecki do dziś prowadzi działalność, ale czasy dawnej prosperity może tylko powspominać. W małym sklepiku z garniturami, upchniętym gdzieś pomiędzy bloki, chce doczekać emerytury. Dżinsów nie ma w ofercie.

W połowie lat 80. markowe dżinsy były symbolem peweksowskiego luksusu. Skórzana naszywka z logo "Lee" przenosiła obywatela PRL do lepszego, kolorowego świata Zachodu. - Ale kryptonim "Lee" nie był moim pomysłem. Było mi to obojętne - mówi Tomasz Panecki. - To on zaproponował.

"On", czyli porucznik Zbigniew Brzeziński, funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa. - Po prostu kolega. Owszem, wiedziałem, że jest milicjantem - relacjonuje Panecki. - Byliśmy po imieniu, ale nie miałem pojęcia, czym dokładnie się zajmuje. Przychodził często do mnie (pracowałem wówczas na Mostowej), wychodziliśmy na piwo.

Warsztat na Mostowej zyskał markę za sprawą ojca Tomasza Paneckiego - Leona, który uchodził za niekoronowanego króla w swoim fachu. W 1985 roku Tomasz, z wykształcenia chemik, był współwłaścicielem zakładu.

Dla porucznika Brzezińskiego Panecki był wymarzonym kandydatem na współpracownika: "Jest człowiekiem inteligentnym, elokwentnym, oczytanym. Łatwo nawiązuje kontakty towarzyskie, jednocześnie nie prowadzi ożywionego życia towarzyskiego. Bardzo przywiązany do rodziny. Jego hobby stanowią sporty motorowodne, szczególnie jazda na nartach wodnych. Posiada komfortowo urządzone mieszkanie, samochód fiat 125p. Na koncie w PKO posiada 3,5 tys. DM".

Według Paneckiego bezpośrednim powodem wplątania się we współpracę była odmowa wydania paszportu na wyjazd do Niemiec.
Jak na standardy peerelowskie, Panecki często wyjeżdżał za granicę. Był u rodziny w USA, kilka razy w Bułgarii, ale w latach 80. paszport był mu potrzebny przede wszystkim na wyjazdy do Berlina Zachodniego, gdzie można było kupić dobrej jakości materiał: - Dziury zaopatrzeniowe były potężne. Było ogromne zapotrzebowanie na dżins. Rynek był tak głodny, że szło wszystko. Ale żeby wyjechać za granicę, musiałem mieć paszport i stąd ta rozmowa.

Panecki bagatelizuje propozycję współpracy, która otrzymał:- W tamtych wrednych czasach nikt nie dostał paszportu czegoś tam nie podpisując. Takich ludzi jak ja były setki tysięcy albo nawet miliony.

Porucznik Brzeziński przygotował się do pozyskania Paneckiego solidnie. Zgodnie z procedurą obmyślił scenariusz rozmowy, który przekazał do akceptacji przełożonym. "Poruszę temat działalności zachodnich służb wymierzonej w podstawowe interesy polityczne, gospodarcze i obronne PRL. Wykorzystam także fakt, że T.P. kilkakrotnie udzielił mi informacji na temat osób pozostających w naszym zainteresowaniu, co wskazywałoby na pewną gotowość do współpracy".

Rozmowa potoczyła się po myśli porucznika Brzezińskiego: "Po chwili namysłu zgodził się i dodał, że miał taką propozycję ze strony organów kontrwywiadu WSW, jednakże odmówił" - czytamy w specjalnie na tę okoliczność sporządzonym raporcie. "Zapytany o powód, odpowiedział, że na pozytywną odpowiedź na naszą propozycję wpływ ma to, że nigdy nie miał kłopotu z uzyskaniem paszportu (a często miał go przyspieszony) oraz fakt stopniowego angażowania do współpracy (prowadziłem z nim dialog operacyjny)".

Aby skontrolować wiarygodność TW "Lee" postanowiono w początkowym okresie konfrontować go z informacjami od innego TW - "Mikołaja".
Nowo pozyskany informator miał być wykorzystywany w sprawach "Zdrajcy", "Turysta", "Zachód", "Dorobkiewicz" i "Arizona", głownie do rozpoznania "środowiska uciekinierskiego" - Polaków, którzy wyjechali za granicę.

Funkcjonariusze napotkali jednak na poważny problem - Tomasz Panecki był członkiem partii, przypisanym do terenowej organizacji na Starówce. Zgodnie z wytycznymi, pozyskiwanie takich osób do współpracy było ostatecznością i wymagało zgody sekretarza wojewódzkiego PZPR. Taką zgodę udało im się j uzyskać.

To nie jedyny problem, z jakim musiała poradzić sobie bezpieka. O informacje udzielane przez Paneckiego zabiegali ciągle funkcjonariusze wojskowych służb (WSW) powodując poirytowanie wśród toruńskiej bezpieki.

Pierwsza własnoręcznie napisana przez "Lee" informacja z 13 grudnia 1985 roku dotyczy znajomego, który zabiegał, aby Panecki zabrał go samochodem do Niemiec: "Według mnie jest to człowiek fałszywy, wyrachowany, gotowy za pieniądze zrobić wszystko" - charakteryzuje mężczyznę "Lee". Postać B. bardzo zainteresowała przełożonych porucznika, więc wobec niedoszłego pasażera (ostatecznie nie dostał paszportu) rozpoczęto procedurę rozpracowania.

Druga informacja - przekazana ustnie ("w drodze na spotkanie TW złapał gumę i zabrudził sobie ręce") - poświęcona jest głownie Joachimowi P. studentowi z Getyngi, z którym Panecki odbywał wspólną podróż. Na zlecenie oficera prowadzącego, "Lee" szczegółowo relacjonuje wszystko, czego się o nim dowiedział.

Na terenie Niemiec Panecki zatrzymał się u Krzysztofa G., który również stanie się obiektem zainteresowania służb. "Lee" opisuje jego problemy z prawem (wypadek po pijanemu).

W maju 1986 roku Beata B., żona Zbigniewa (tego, który miał wcześniej z Paneckim wyjechać do Niemiec) poprosiła go o zabranie paczki dla męża. "Lee' poinformował o tym oficera prowadzącego i zgodził się, aby służby przeszukały paczkę. Do wglądu funkcjonariuszom przekazał też list od Adama M. do znajomej z Niemiec.

Akcja z paczką została wysoko oceniona przez przłożonych porucznika Brzezińskiego: "Uważam, że postawa TW - dostarczenie paczki i korespondencji i zainteresowanie realizacją przekazanych mu zadań, świadczy o coraz większym związaniu z naszymi organami" - nie krył dumy porucznik Brzeziński.

Wśród informacji przekazanych przez TW "Lee" pojawia się 25 nazwisk, głównie ze środowisk "uciekinierów" - osób, które nielegalnie pozostały za granicą.

Za bardzo cenną uznano tę dotyczącą sposobu załatwiania zaproszeń przez Polaków, którzy ubiegali się o wyjazd do Niemiec.
Dla zapewnienia komfortu W informacjach pozyskanych od "Lee" nie brakuje również pikantnych szczegółów natury obyczajowej, głównie dotyczących Polaków mieszkających w Niemczech.

Pretekstem do szeroko zakrojonego śledztwa było załatwianie załatwianie paszportów za łapówki, o czym SB dowiedziała się od "Lee". Obiektem postępowania stała się niejaka Wiesława, toruńska prostytutka, która miała załatwiać paszporty poprzez kontakty ze znajomym funkcjonariuszem milicji.

Na 9 spotkaniu z oficerem prowadzącym, w lipcu 1986 roku, "Lee" zapowiedział, że odtąd wszystkie informacje przekazywać będzie wyłącznie ustnie "dla zapewnienia sobie komfortu psychicznego".

W ten sposób odnotowana została m.in. informacja z 20 sierpnia 1986, która rozgrzała do czerwoności toruński aparat bezpieki: "Mógłbym przekazać szczegółowe informacje kompromitujące proboszcza X (jednej z podtoruńskich parafii - red.), który wspólnie z Y (osoba z rodziny Tomasza Paneckiego - red.) jeździ na dziewczyny poza Toruń".

Panecki twierdzi, że ten zapis jest fikcją wyssaną z palca przez oficera prowadzącego: - Nigdy nie mieszałbym w to rodziny. Rodzina to dla mnie świętość, tak zostałem wychowany. Toruński krawiec utrzymuje, że nie zna żadnego księdza: - Nie chodziłem nigdy do kościoła i nie znam tego środowiska. Wiele nazwisk, które występują w aktach, nic mi nie mówi. To czysta konfabulacja. Z drugiej strony niemożliwe, żebym donosił na przyjaciół.
W aktach pozostały 33 informacje uzyskane przez TW "Lee". Zdaniem Tomasza Paneckiego spotkań było znacznie mniej. - A może niektórych pogawędki przy piwie z oficerem prowadzącym zostały w ten sposób opisane?

- Być może, ale na pewno wielu z tych rzeczy nie mówiłem. Jestem pewny, bo z roku na rok te odległe czasy pamiętam coraz lepiej.
Obciążenie psychiki

Współpraca z TW "Lee" została zakończona w wiosną 1989 roku. "Lee" motywował chęć zerwania kontaktów "z powodów osobistych: komfort psychiczny, rezygnacja z częstszych wyjazdów do RFN, znaczne zaangażowanie w prowadzenie zakładu rzemieślniczego" - odnotowano w aktach.

Adnotacja naczelnika wydziału: "źródło może być w przyszłości doraźnie wykorzystywane w każdym kierunku. Oficjalne spotkania z TW mogły dodatkowo obciążać psychikę źródła.

Panecki: - Tu również jestem pewny, że nie trwało to tak długo. Na pewno skończyło się wcześniej. Po prostu materiał był już do kupienia w Polsce, więc nie musiałem wyjeżdżać i nie byłem od nich uzależniony. Swój cel osiągnąłem.

Panecki przekonuje, że jego poglądy radykalnie się zmieniły: - Cenię sobie wolność prasy i wolność gospodarczą. Nigdy nie chciałbym powrócić do tamtych ponurych czasów.

Czy żałuje? - Moralnie mogę się wstydzić, dzisiaj pewnie zachowałbym się inaczej, chociaż nie wiem. Ale nikomu nie zaszkodziłem, każdemu mogę spojrzeć prosto w oczy.

W aktach brak karty numer 12 - zobowiązania do współpracy. Pozostała jedynie pusta brązowa koperta. "Zobowiązanie, zgodnie z życzeniem TW zostało zniszczone w jego obecności 18 maja 1989" - czytamy w raporcie.

Ostatni kwit wypełniali już funkcjonariusze z Warszawy, którzy określili, że akta "Lee" powinny zostać zniszczone w 2000 roku, a mikrofilmy - w 2010. Ale szesnaście dni po rozwiązaniu współpracy odbyły się wybory, które zmieniły wszystko.

Z Brzezińskim po 1989 roku Panecki spotkal się tylko raz: - Przyszedł do zakładu, poprosił, żebym pożyczył mu 20 czy 30 złotych. Wyglądal nieciekawie. Chyba nie wiedzie mu się najlepiej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska