Czy 48-letni obecnie przedsiębiorca Maciej B., ochrzczony przez tabloidy "Aniołem Śmierci z Torunia" dołączy do grona kilkuset osób w Polsce skazanych na dożywocie? Jego losy jeszcze się ważą, bo ogłoszony mu 12 lutego br. przez Sąd Okręgowy w Toruniu wyrok jest nieprawomocny.
- Na pewno będziemy apelować - zapowiada jego obrońca, adwokat Adam Wygralak.
Podpalił wieżowiec, by uśmiercić seniorkę i zgarnąć kasę z polisy
"Ubezpieczał ludzi, a oni ginęli" - pod takim hasłem media przez kilka lat opisywały szokującą sprawę Macieja B. Najkrócej mówiąc, przedsiębiorca z branży nieruchomości wyszukiwał sobie do pracy czy współpracy takie osoby (także bezdomne lub trawione nałogiem), które godziły się na zawarcie umowy ubezpieczeniowej.
Potwierdzono w śledztwie i procesie, że Maciej B. ubezpieczał pracowników na życie w kilku towarzystwach ubezpieczeniowych. Uposażonym do odbioru pieniędzy w razie zgonu ubezpieczonego był on. Dziwnym i tragicznym "trafem" z grona 6 takich pracowników 5 zmarło szybko po ubezpieczeniu...
Prokuraturze nie udało się zebrać dowodów i oskarżyć Macieja B. o doprowadzenie do zgonów tych ludzi. Udało się jednak udowodnić, że to on 20 grudnia 2021 roku wywołał pożar wieżowca przy Szosie Lubickiej w Toruniu, w którym zginęła 68-letnia lokatorka pani Maria.
"Anioł Śmierci" podpalił jej mieszkanie i doprowadził do śmierci po to, by zgarnąć kasę z jej polisy - ją także ubezpieczył na życie. Już tylko za tę zbrodnie, popełnioną z "motywacji zasługującej na szczególne potępienie", jak to określił sąd, przedsiębiorca skazany został na dożywocie.
W procesie przesądzono też jednak jego winę z co do oszukania towarzystw ubezpieczeniowych. Zataił stan zdrowia ubezpieczonych przez siebie osób, usiłując doprowadzić do wypłaty łącznie ok. 5 mln zł odszkodowań. Ostatecznie towarzystwa wypłaciły mu 326 tysięcy złotych.
Za te i pomniejsze jeszcze przestępstwa Maciej B. skazany został na dożywotnie więzienie, utratę praw publicznych przez 10 lat i 100 tys. zł częściowego zadośćuczynienia dla najbliższej osoby zmarłej pani Marii.
-Mój klient do żadnych z tych karnych zarzutów się nie przyznaje. Kolejny raz dawał temu wyraz na sali sądowej w mowie końcowej swojego procesu, przed ogłoszeniem wyroku 12 lutego. Jeśli natomiast chodzi o sprawy dotyczące rozliczeń z towarzystwami ubezpieczeniowymi, to stoimy na stanowisku, że są to roszczenia cywilne. Powinny być zatem innego postępowania sądowego, a nie karnego - dowodzi adwokat Adam Wygralak. I wraz ze swoim klientem zapowiada apelację.
Andrzej G. dwa razy skazany na dożywocie: sadysta, gwałciciel i morderca
Nie ma już o co walczyć Andrzej G. z Torunia, który usłyszał dwa wyroki skazujące na dożywotnie pozbawienie wolności. "Nigdy nie powinien wyjść na wolność" - powtarzają wszyscy, od matki zgwałconego chłopca na Bydgoskim Przedmieściu w Toruniu po kryminalnych znających tę postać.
Andrzej G. to seryjny gwałciciel i morderca. W opinii biegłych - seksualny sadysta. Obecnie ma 63 lata. Drobnej postury, bez jednej nerki (o czym sam przed laty opowiadał na sali sądowej), ojciec sześciorga dorosłych już dzieci.
Pierwszy wyrok dożywocia Andrzej G. usłyszał w Sądzie Okręgowym w Toruniu. Wówczas skazano go za zabójstwo i trzy brutalne gwałty, w tym jeden dokonany na wspomnianym 13-latku. Już wówczas biegli orzekli, ze to seksualny sadysta.
Andrzej G. swoje ofiary - niezależnie, czy byli dorośli bezdomni czy gwałceni nieletni - najpierw otumaniał psychotropami. Potem gwałcił w sadystyczny sposób, niektórych doprowadzając do śmierci.
Drugi wyrok dożywotniego więzienia ten seryjny gwałciciel usłyszał we wrześniu 2023 roku, również w toruńskim sądzie. Tym razem uznany został za winnego kolejnych potwornych zbrodni: dwóch brutalnych gwałtów w Grudziądzu, których ofiary zmarły oraz rozboju w Toruniu.
Otumanionym ofiarom, kobiecie i mężczyźnie, najpierw wprowadzał do odbytu różne przedmioty (ścierkę, opakowanie po dezodorancie), potem gwałcił. Obie osoby zmarły.
Ogłaszając wyrok sędzia Wojciech Pruss podkreślił szczególne okrucieństwo sprawcy i działanie w wielokrotnej recydywie. Andrzej G. nigdy nie powinien wrócić do społeczeństwa. - O przedterminowe bezwarunkowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać nie wcześniej niż przed odbyciem 30 lat kary. Orzeczono też wobec oskarżonego środek zapobiegawczy w postaci umieszczenia go w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym po odbyciu kary - przekazywał Jarosław Szymczak, asystent rzecznika sądu.
Adrian W. ma dożywocie za śmierć Kasi. Będzie drugie za Karolinę?
Drugi wyrok dożywocia grozi także Adrianowi W., nazywanemu "bestią z Chełmży". Pierwszy już usłyszał - za zabójstwo, którego dokonał w sierpniu 2002 roku. Jego ofiarą była 18-letnia wówczas Katarzyna z Brąchnówka.
Kasia została zgwałcona, gdy wracała z dyskoteki. Jej ubrania znaleziono w samochodzie Adriana W. W 2005 roku sąd uznał go winnym morderstwa i skazał na 25 lat więzienia. Ale w ponownym procesie potraktował oskarżonego jeszcze surowiej i skazał na dożywocie.
Jak twierdził Adrian W., matka Katarzyny miała go podczas procesu nazwać "bestią" i powiedzieć, że "nie jest człowiekiem, tylko zwierzęciem, które trzeba zabić". Poczuł się urażony i zażądał 70 tys. zł odszkodowania. Sąd pozew odrzucił.
Postęp w kryminalistyce i wytrwała praca kryminalnych z KWP w Bydgoszczy doprowadziła po kilkunastu latach do przełomu w kolejnej podobnej sprawie. Teraz Adrianowi W. zarzuca się także zamordowanie młodziutkiej Karoliny K. - 19-latki ze wsi Trzebień w powiecie bydgoskim.
Dziewczyna zaginęła we wrześniu 2001 roku, po dożynkach w Pruszczu Pomorskim. Później odnaleziono jej zwłoki w Wiśle w miejscowości Grabówko (pow. świecki). Ustalono, że zamordował ją Adrian W. właśnie - bawił się na tych dożynkach, zapolował na dziewczynę. Trzeba tego jednak jeszcze dowieść przed sądem.
Łukasz P. z Włocławka - ciotkę i jej ojca zaszlachtował
"Z błahej motywacji", bo ciotka rzekomo nie chciała mu wynająć mieszkania - taki miał powód potwornej zbrodni, której dopuścił się Łukasz P. z Włocławka.
We wrześniu 2023 roku Sąd Apelacyjny w Gdańsku ostatecznie utrzymał wyrok dożywocia dla tego mordercy - za podwójne zabójstwo.
Do zbrodni, która odbiła się szerokim echem w całej Polsce, doszło w listopadzie 2013 roku w mieszkaniu przy ul. Żurskiej na osiedlu Południe we Włocławku.
Policjanci interweniujący na miejscu zdarzenia zastali widok wręcz makabryczny. 84-letni Tadeusz D. i jego o 25 lat młodsza córka, jak się później okazało - ciocia Łukasza P. - zostali dosłownie zaszlachtowani. Oboje mieli na ciele ponad dwadzieścia ran ciętych i kłutych głowy oraz klatki piersiowej. Ciosy zadano nożem.
Początkowo o dokonanie zbrodni podejrzana była Edyta J. sąsiadka ofiar, pomagająca im od czasu do czasu sprzątać mieszkanie. Pod zarzutem zabójstwa przebywała w areszcie kilkanaście miesięcy. Przede wszystkim dlatego, że początkowo przyznała się do winy. Potem tłumaczyła, że była wciągu alkoholowym.
Po wielu prawnych perypetiach, w tym powtarzaniu procesu, Łukasz P. ostatecznie prawomocnie skazany został na dożywotnią izolację.
Jaka przyszłość dożywotniaków?
Sprawcy zbrodni tacy jak wyżej opisani, skazania na "zwykłe" dożywocie, mogą starać się o warunkowe, przedterminowe zwolnienie nie wcześniej niż przed odbyciem 25 lub 30 lat kary - zależnie od treści wyroku.
Za rządów PiS, w roku 2023, wprowadzono jednak w Polsce karę bezwzględnego dożywocia - bez takiej możliwości. Jak w październiku ub.r. dowiedziała się "Rzeczpospolita", obecnie rządzący pracują nad zmianą likwidującą ten rodzaj kary. Bo jest tylko "odwetem za zło", a nie spełnia wymiaru resocjalizacyjnego - nie daje skazanemu motywacji do zmiany postawy życiowej.
Wśród aktualnie planowanych zmian jest jeszcze jedna ważna. Więźniowie skazani na dożywotnie więzienie będą mogli wcześniej ubiegać się o przeniesienie do jednostki o łagodniejszym rygorze. W tym zakresie przepisy też zaostrzone były za rządów PiS, w 2023 roku.
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:
