- Pamiętasz czy już kiedyś zdobyłeś bramkę w tak łatwy sposób i po takim kuriozalnym błędzie bramkarza?
- Zrobiłem to, co do mnie należało. Mieliśmy strzelać na bramkę, kiedy nadarzy się okazja. Miałem trochę miejsca i uderzyłem. Wiedziałem, że w piątce nie jest równo. Piłka skoczyła, bramkarz chyba był zaskoczony, bo odbiła mu się od ręki i wpadła. Na treningach też próbuję strzelać z dystansu. Raz wpada, a raz nie. Cieszę się, że udało się w meczu.
- Prowadząc 2:0 do przerwy wydawało się, że macie mecz pod kontrolą. Jednak w drugiej połowie to Sandecja dyktowała warunki i narzuciła swój styl.
- Nie tak to miało wyglądać. Mieliśmy dalej grać po swojemu i podwyższyć wynik. Boczni pomocnicy Sandecji schodzili do środka i stwarzali przewagę. Nie wiedzieliśmy do kogo podbiegać. Stąd brał się chaos i przewaga rywali.
Zobacz także: Dwie czerwone kartki, kontuzja Ruszkula. Olimpia Grudziądz pokonała Sandecję [zdjęcia, wideo]
- Po zdobyciu kontaktowego gola przycisnęli was jeszcze bardziej, nawet grając w osłabieniu.
- Przy tym rzucie wolnym chyba popełniliśmy błąd w murze, bo nie wyskoczyliśmy wystarczająco wysoko i nie próbowaliśmy zablokować strzału.
- A jakie były przyczyny, że nie potrafiliście wykorzystać gry w przewadze?
- Z doświadczenia wiem, że jak się gra w osłabieniu, to człowiek się jeszcze bardziej nakręca i chce pokazać, że potrafi grać. Podobnie było z Sandecją. Sami nie jesteśmy bez winy, bo trochę za dużo im pozwoliliśmy i na pewno będzie bura od trenera za takie zachowanie. Mogło się to różnie skończyć, ale dobrze, że w końcówce ich skontrowaliśmy i strzeliliśmy trzeciego gola. Jednak nie możemy grać tak u siebie, jak w drugiej połowie. Musimy postarać się grać bardziej ofensywnie i tym zachęcać kibiców, by jeszcze w większej liczbie przychodzili na stadion.
Cała rozmowa z pomocnikiem Olimpii w środowym wydaniu "Pomorskiej".