- Tucholanie mogą pomyśleć, że skoro wicekuratorem oświaty jest swojak, to teraz wszystko pójdzie jak po maśle.
- Tłustych lat nie będzie, bo z racji sprawowanej funkcji na sprawy i ludzi patrzę obiektywnie i muszę dostrzegać potrzeby wszystkich środowisk. Tego wymaga ode mnie powaga urzędu.
- I nie będzie lżej?
- Jestem pracownikiem publicznym, więc na żadne bonusy tucholanie nie mogą liczyć. Za to łatwo mnie w Tucholi spotkać i zawsze można zapytać o różne sprawy, więc na pewno dostęp do informacji jest łatwiejszy.
- Przewodniczy pan komisji oświaty, kultury i sportu. Obrady dotyczące byłego szefa Tucholskiego Ośrodka Kultury były gorące.
- Nie przypominam sobie, aby jakieś posiedzenie trwało tak długo, ale sytuacja była nietuzinkowa, bo nie często przecież zmienia się kierownictwo domu kultury. Komisja wyraziła w piśmie do burmistrza niezadowolenie z faktu, że nie zapytano nas o zdanie na ten temat. Oceniliśmy pracę dyrektora Mirosława Cherka pozytywnie. Jako urzędnik patrzę na to pragmatycznie. Przyjmuje bez zdziwienia, że burmistrz korzysta ze swobody zatrudnienia. Pan Cherek był przez nas pytany, czy ktoś wywierał na niego nacisk i czy są powody rezygnacji poza tymi, które podał. Odpowiedział negatywnie.
- Jakie są największe bolączki tucholskiej oświaty?
- Nasz komisja jest w trakcie objazdu szkół. Byliśmy już w placówkach wiejskich, teraz czeka nas wizyta w szkołach miejskich. Na pewno nie jesteśmy zadowoleni z bazy, na większe subwencje też nie ma co liczyć. Teraz przygotowujemy się do analizy funkcjonowania oświaty, część szkół jest po pomiarze jakości pracy. Samorządy wydają na oświatę do 60 proc. budżetu i nie ma się co dziwić, że radni chcą wiedzieć, na co idą pieniądze. Jako pracownik kuratorium patrzę na to w szerszym kontekście, nie dostrzegam tylko tego, co wokół komina. Oferta szkół dla młodego człowieka musi być atrakcyjna i skuteczna tak, aby wprowadzić go w dorosłe życie.
2803FK50
