Wczoraj przed toruńskim sądem zakończył się proces Mieczysława K., byłego funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa. Prokurator Mieczysław Góra z Instytutu Pamięci Narodowej zarzucał esbekowi pobicie Stanisława Śmigla, legendy toruńskiej opozycji. W lipcu 1980 roku Śmigiel został zatrzymany przez UB w swoim mieszkaniu na Bydgoskim Przedmieściu. Z Torunia wywieziono go do aresztu w Golubiu-Dobrzyniu. Tam oskarżony Mieczysław K. kazał mu się rozebrać. Gdy Śmigiel odmówił został pobity. Obdukcja lekarska wykazała m.in. siniaki w okolicy głowy i szyi. Biegły lekarz potwierdził wczoraj, że mogły one powstać od uderzeń ręką i podduszania. Esbek chciał w ten sposób uzyskać informację nt. działalności opozycji. Wersję pokrzywdzonego potwierdzili na wcześniejszej rozprawie m.in działacze ówczesnej opozycji: Jan Wyrowiński (były poseł) i Antoni Mężydło (obecny poseł), którym Śmigiel opowiedział co go spotkało w Golubiu-Dobrzyniu.
Po zakończeniu przewodu sądowego oskarżony powiedział tylko dwa słowa: jestem niewinny. Prokurator domagał się uznania Mieczysława K. winnym i skazania go na na karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata. Taką też karę wymierzył sąd. Dodatkowo Mieczysław K. musi zapłacić 1000 zł grzywny, 400 zł opłaty sądowej i 1000 zł nawiązki na rzecz toruńskiego hospicjum. Wyrok jest nieprawomocny.
- Dowody co do winy oskarżonego nie budzą żadnych wątpliwości - powiedział w uzasadnieniu sędzia Wojciech Pruss.
Bez przedawnienia
Kamil Sakałus

Stanisław Śmigiel: - Ten wyrok świadczy o tym, że nawet po upływie prawie ćwierć wieku można doczekać się sprawiedliwości.
- Jestem niewinny - tylko tyle miał do powiedzenia funkcjonariusz SB, który pobił Stanisława Śmigla. Innego zdania był sąd.