Na słowa, które z ust sędziego Grzegorza Walocha teraz padły, były trener z Golubia-Dobrzynia czekał długo. Oskarżony o seksualne skrzywdzenie dziewczynki został przez prokuraturę w 2018 roku. Jego proces przed Sądem Okręgowym w Toruniu rozpoczął się w styczniu 2019 roku.
Wyrok ogłoszono 6 listopada br., w minioną środę. Na jego ogłoszenie 65-letni obecnie Grzegorz K. przyszedł do sądu, wraz z obrońcą. - Prokuratora na ogłoszeniu wyroku nie było - przekazuje "Nowościom" Jarosław Szymczak, asystent rzecznika sądu.
Sąd ogłosił, że uniewinnia mężczyzna od obu zarzuconych mu czynów: dwukrotnego seksualnego wykorzystywania dziewczynki (mającej wtedy mniej niż 15 lat). Co oczywiste, na razie wyrok jest nieprawomocny. Być może na apelację zdecyduje się prokuratura. Mającej w tym procesie status pokrzywdzonej na ogłoszeniu wyroku nie było. Jej interesów w sądzie winna była strzec prokuratura właśnie; żadnego prawnego pełnomocnika (adwokata, radcy) nie miała.
O co i dlaczego prokuratura w Golubiu-Dobrzyniu oskarżyła trenera?
Mężczyzna przez Prokuraturę Rejonową w Golubiu-Dobrzyniu oskarżony został o to to, że od 1 listopada do 31 grudnia 2017 roku przemocą doprowadzał małoletnią dziewczynkę (mającą poniżej 15 lat) do poddawania się tak zwanym innym czynnościom seksualnym. Jak dowodzili śledczy, siłą ją rozbierał, popychał na łóżku w sypialni i seksualnie wykorzystywał.
Do tych wydarzeń miało dochodzić w mieszkaniu w Golubiu-Dobrzyniu. Czyny zarzucane Grzegorzowi K. zakwalifikowane zostały jako art. 197 par. 2 i 3 pkt. Kodeksu karnego ("Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego (...)". W świetle prawa stanowią zbrodnię i zagrożone były w momencie kierowania aktu oskarżenia karą od 3 do 12 lat więzienia.
Gdy w styczniu 2019 roku proces ruszał, zaskoczeniem dla postronnych obserwatorów było to, że przy tak poważnych zarzutach Grzegorz K. odpowiada z wolnej stopy. W sądzie stawił się wtedy obecności swojego obrońcy, adwokata Lecha Lepa.
- Prokuratura walczyła o to, żeby go aresztowano, ale bez powodzenia. Nam też to wszystko nie mieści się w głowie. Może chodzi o to, że to taki znany i ustosunkowany w mieście człowiek - mówili "Nowościom" w sądzie rodzice skrzywdzonej dziewczynki.
- Rzeczywiście, z uwagi na wagę zarzutów za konieczne uważaliśmy aresztowanie Grzegorza K. i o to wnioskowaliśmy. Sąd jednak do naszego wniosku się nie przychylił i zastosował tzw. środki wolnościowe. Mężczyzna objęty został dozorem policji. Ma również zakaz kontaktowania się z pokrzywdzoną małoletnią - to z kolei mówił nam prokurator Bartosz Wieczorek, ówczesny szef Prokuratury Rejonowej w Golubiu-Dobrzyniu (dziś prokurator we Włocławku).
Mężczyzna od początku sprawy nie przyznawał się do winy. Swoją wersję wydarzeń przedstawiał w sądzie. Ze względu na wyłączenie jawności procesu media nie mogły jej przedstawić. Wyrok jednak w tej sprawie - jak każdy - jest już jawny.
Dlaczego ten proces trwał ponad 5 lat? Bywały bardzo długie przerwy między rozprawami
Proces rozpoczął się w styczniu 2019 roku i na początku toczył się rytmicznie. W pierwszym roku odbyło się 8 rozpraw. Potem było już jednak tylko coraz gorzej z tym sądowym tempem - szczególnie z uwagi na okres pandemii koronawirusowej, która odbiła się także na stronach opisywanego procesu.
-W roku 2020 odbyły się 2 rozprawy, w roku 2021 - 4 rozprawy, w roku 2022 - 3 rozprawy, a w roku 2023 tylko jedna. W bieżącym roku natomiast były 3 rozprawy i publikacja wyroku - wylicza Jarosław Szymczak, asystent rzecznika Sądu Okręgowego w Toruniu.
Dodajmy, że Grzegorza K. broniło dwóch adwokatów. Obok Lecha Lepa działał jeszcze na rzecz oskarżonego adwokat Jarosław Juszyński.
Czy listopadowy wyrok zamyka tę długo i boleśnie ciągnącą się sprawę? Na łamach "Nowości" do tematu jeszcze wrócimy.
Więcej informacji z Torunia i okolic przeczytasz >>>TUTAJ<<<<
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:
