Już raz pisaliśmy o błąkających się po Piasecznie psach i wówczas urzędnicy z Sępólna obiecywali, że niebezpieczne czworonogi zostaną wyłapane.
Okazuje się, że były to tylko czcze obietnice.
- Pan Dera obiecywał, że psy będą wyłapane - mówi Jolanta Winicka. - Jak on może w lustro patrzeć po odebraniu wypłaty, skoro nic nie robi?
Mieszkanka Piaseczna twierdzi, że zdziczałe psy robią szkody w ogrodach, bo są głodne. - Naliczyłam ich już pięć, ale tam są suki, więc będą następne - dodaje. - Na bagnach zagryzły już wszystkie sarenki. Mają się rzucić na ludzi? Wtedy będzie reakcja? Na osiedlu już strach wyjść. Niestety, gmina nic nie robi, bo stróże od pana Hałabudy pozwalają im chować się w stogach słomy. Mają z głowy pilnowanie zakładu, bo te psy wszystkich odstraszają.
Zapytaliśmy Jarosława Derę, szefa referatu rolnictwa w Urzędzie Miejskim w Sępólnie, dlaczego - mimo obietnic - zdziczałe psy biegają po osiedlu Piaseczno. - Robię, robię, więc mogę patrzeć sobie w lustrze w twarz - zapewnia Jarosław Dera "Pomorską". - Byłem tam kilka razy i są trudności, bo faktycznie chowają się na terenie zakładu pana Hałabudy - wyjaśnia "Pomorskiej". - Teraz powinno być dobrze, bo Zakład Transportu i Usług dostarczył do pana Hałabudy kojce i karmę. Może w taki sposób uda się je zwabić do klatek i wtedy zostaną przewiezione na oczyszczalnię albo do schroniska w Chojnicach.