MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bóg wie

Adam Willma
Czy to możliwe, aby trzy czwarte narkomanów i alkoholików po terapii w Broczynie nie wróciło do nałogu? Lidka, przed laty alkoholiczka, obecnie terapeutka nie ma wątpliwości: - Dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. My jesteśmy tylko narzędziem w ręku Boga.

     Najpierw opowiem wam o Kasi. Półmrok pokoju oświetla słaba żarówka. Za oknem stare świerki zanurzają się w zmierzchu. Po korytarzu rozchodzi się zapach stołówkowej kolacji. Kasia opowiada swoją krótką historię płynnie, ze szczegółami. Beznamiętnie, jak studentka dobrze przygotowana do egzaminu.
     - Sama jestem czasem przerażona, że potrafię dziś o tym opowiadać jak o kimś obcym.
     Dziewczęta takie jak Kaśka, ubrane w białe bluzki, widuje się na szkolnych olimpiadach, nie trzeba się o nie lękać, wiedzą gdzie dobro, gdzie zło. Kasia ma twarz ślicznego podlotka, niewinność dziecka. Być może jest nim. Bo starą skórę zrzuciła w Broczynie, jak wąż.
     Gdyby wybuchła wojna
     
Tak zwany dobry dom, tak zwana grzeczna dziewczyna. Na świadectwie szóstka z biologii, w końcu Kasia ma zostać lekarzem. Jest ciekawa świata, więc kiedy w jej zielonogórskiej szkole chłopaki palą marihuanę, próbuje.
     Narkotyki są ciekawe. Kasia ma nawet kilka książek o narkotycznych doznaniach w domowej biblioteczce.
     To było przed trzema laty. Kasia miała już 16 lat i swojego chłopaka. Byli trochę wcięci, kiedy pokazał jej paczuszkę z brownem. Heroina z Zielonej Góry była wtedy najtańsza w Polsce, bo Zielona Góra to nasze okno na świat. Kasia była otwarta na nowinki. Wstrzyknęła. Bardzo fajne wrażenie, podobało jej się, każdemu by się spodobało.
     - Mama pracuje w ubezpieczeniach, ojciec prowadzi sklep. Żyją smutno, ja tak nie chciałam. Heroina dała mi święty spokój, nawet gdyby wybuchła wojna, nic by mnie to nie obchodziło.
     Kieszonkowe wystarcza na krótko, a heroina jest potrzebna do życia. Z biblioteczki ojca znikały kolejne książki, później słuchawki, magnetofon.
     Kiedy zabrakło pieniędzy, Kaśka wymyśliła pielgrzymkę do Częstochowy. Na hasło "pielgrzymka" starzy sypnęli groszem. Przećpali z chłopakiem całą drogę, ale w końcu ksiądz się zorientował i opowiedział o wszystkim rodzicom. Ci zawieźli ją do MONAR-u.
     Natychmiast po wyjściu na przepustkę przeprosiła się z heroiną. Tym razem rodzice zamknęli przed nią drzwi.
     Później był katolicki ośrodek. Na przepustce znowu przygrzała. Przygarnęli ją koledzy z wrocławskiego dworca, znajomi z MONAR-u. Przykleiła się do chłopaka kradnącego rowery z domków jednorodzinnych.
     Kiedy nie ma pieniędzy na heroinę, sprzedaje się wszystko. Na końcu sprzedajesz ciało. Ciało Kaśki na wrocławskim dworcu kosztowało tyle, co jeden powrót do matki-heroiny. HIV nie miał znaczenia. - Chciałam mieć HIV-a. To rozwiązałoby wiele spraw.
     Ale któregoś dnia miała dość. Rodzice jeszcze raz pomogli. Wydzwaniała pod różne numery. Nie było miejsc. Znalazło się w Broczynie. - Machnęłam ręką, trudno, lepsza jakaś nawiedzona sekta niż MONAR. Pukałam się w czoło: Bóg? Jaki znowu Bóg?
     Poranek z Testamentem
     
Bóg przemówił do Kaśki dopiero po dwóch miesiącach Broczyny: - W katolickim ośrodku go nie spotkałam. Tu po raz pierwszy poczułam jego obecność.
     Pierwszy etap to przejście do innego świata. Za plecami zamykają się dźwiękoszczelne drzwi - nie dochodzi zza nich żaden odgłos dotychczasowego życia. Rodzinne zdjęcia, książki, płyty trafiają do depozytu. Można się o nie upomnieć dopiero w kolejnych etapach. "Debiutant" nie może pić kawy, rozmawiać z osobą przeciwnej płci bez świadków, nie wolno mu podejmować wątków dotyczących nałogu. Nie wolno telefonować ani pisać listów. Obowiązuje kontrola korespondencji - treści, które mogłyby nadwątlić jego wiarę w sens leczenia, nie są do niej dopuszczane. Papierosy do pieca.
     Pobudka o 6.30, a po niej cichy czas rozważań nad fragmentem Pisma Świętego. Gimnastyka, praca, posiłki (poprzedzone modlitwą) przeplatane rozważaniami i biblijnymi i terapią.
     - Elementy terapii są podobne do tych, które stosuje się w innych ośrodkach, ale my na uzależnienie patrzymy jako na efekt oddalenia się od Boga - precyzuje Ewa Urbaniak, psycholog, żona pastora prowadzącego ośrodek. I dodaje za świętym Augustynem: - Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w ręku Boga.
     - Złośliwi mówią, że zajmujecie się praniem mózgu._
     
- Jeśli za pranie mózgu uznać to, że ludzie wychodzący od nas nie piją, nie palą, nie zażywają narkotyków, nie używają wulgaryzmów, że wracają do swoich rodzin i próbują żyć uczciwie, że odkrywają Jezusa Chrystusa to można to tak nazwać - uśmiecha się Ewa Urbaniak. - _Jedno jest pewne - nikogo nie trzymamy tu na siłę. Naszym sposobem na walkę z nałogiem są zasady Ewangelii. Jeśli ktoś wybiera inną drogę - w każdej chwili może odejść.
     Rachunki
     
Urszula jest z Bydgoszczy. Ma 51 lat, piła - 20. Dzisiaj już nawet nie wie, dlaczego. Może dlatego, że mąż pił. Mąż pije nadal, ona któregoś dnia wstała od stołu. Poszła na detoks do szpitala. Koleżanka z jednej sali powiedziała jej o ośrodku zielonoświątkowców. Przyjechała. Przestraszyła się głośnej modlitwy, ludzi podnoszących ręce do Boga. Przywykła. Z czasem sama nauczyła się modlić.
     29 marca skończy terapię. Zamieszka u córek. Pracy już pewnie nie dostanie. Ale jest w niej spokój: - Bóg wie, co stanie się z moim życiem. Ufam mu.
     Mężczyźni i kobiety inaczej wychodzą z nałogu. - Kobiety potrzebują czasu. Są nieufne, rozczarowane życiem. Ale kiedy odnajdą Boga, potrafią czerpać więcej ze swojego życia. Stają się czułe i wrażliwe - uważa Ewa Urbaniak. - Z mężczyznami jest inaczej, są skonstruowani do walki, dla nich chrześcijaństwo to próba odpowiedzialności.
     Mężczyznami w Broczynie opiekuje się Marian. Jeszcze kilka lat temu był właścicielem dużej agencji reklamowej. Któregoś dnia obudził się o czwartej w nocy. Stwierdził, że raz jeszcze musi na nowo poukładać sobie życie.
     Rzucił wszystko. Trzy dni później zadzwonił dyrektor ośrodka w Broczynie pastor Zbigniew Urbaniak. Zaproponował etat wychowawcy. Marian, który prowadził wcześniej grupy terapeutyczne alkoholików przy kościele baptystów, zgodził się bez wahania. Zamieszkał w ośrodku. Zarabia 800 złotych, 500 wysyła córce. Można być szczęśliwym z 300 złotymi w kieszeni.
     Daleki jak Bóg
     
Krystyna, niewysoka brunetka z włosami związanymi w dziewczęcą kitkę, próbowała kiedyś życia w zakonie, wytrzymała miesiąc. Wyszła za mąż, urodziła dwójkę dzieci. Samochód, 36 metrów w bloku, praca w sklepie. Jak mówią, udane życie rodzinne.
     Mąż Krystyny, Maciek był kierowcą, jeździł busem do Niemiec. Ktoś mu poradził, że amfetamina ustrzeże przed zaśnięciem za kierownicą. Sprawdziło się.
     Podzielił się tą amfą z Krystyną. Jej też się spodobało. Zaczęła brać codziennie, aż któregoś dnia zmieszała amfę z alkoholem. Trafiła do szpitala i na odwyk.
     Maciek w tym czasie poszedł dalej, w kompot. Krystyna na początku bała się zastrzyków, ale spróbowała raz. Na kompot spieniężyli elektronikę, później samochód, na końcu mieszkanie. Dzieci sądownie odebrała teściowa.
     Kiedy już nie było co sprzedać, Krystyna zaczęła kraść w sklepach, najpierw wędliny, później odzież i kosmetyki. Pośrednik obliczył kiedyś, że na przynoszone przez Krystynę towary wydaje miesięcznie 4 tysiące.
     W jednym z supermarketów złapali ją 16 razy. Najpierw dostała 20 dni, później 8 miesięcy. Kilka spraw sądowych jest w zawieszeniu.
     Maciek wciągnął ją w to wszystko, ale i podał rękę. Kiedy siedziała w więzieniu, on był już w ośrodku. Ściągnął ją do Broczyny. Krystyna: - Kiedy się wchodzi do kościoła, Bóg jest gdzieś daleko, na ołtarzu, a człowiek jest za mały, żeby się do niego odezwać. Tu zobaczyłam, że jest blisko. Przy mnie.
     Krystyna ma świadomość zagrożeń: - Czasem przychodzą nawroty. Człowiek popada w apatię, chce ćpać. Boję się narkomanów, oni nie lubią tych, którzy wychodzą. Dlatego do swojego miasta nie wrócę. Chcemy z Maćkiem wszystko zbudować od nowa. Mówimy do siebie językiem Biblii. Kiedy on mówi, że "niewiasta powinna być posłuszna mężowi", ja odpowiadam "a ty powinieneś kochać mnie, jak Chrystus umiłował Kościół".
     Ludzie i procenty
     
Ośrodków takich, jak ten w Broczynie, skupionych w sieci Teen Challenge jest na świecie 487. Nadzoruje je Kościół Zielonoświątkowy, w Polsce drugi pod względem liczebności Kościół protestancki (po luteranach).
     Z badań prowadzonych przez terapeutów z Broczyny oraz studentów, którzy ośrodkowi poświęcili prace magisterskie wynika, że skuteczność odwyku prowadzonego w lesie opodal miasta sięga 76 procent. Dla porównania średnią skuteczność terapii w przypadku narkomanów ocenia się na 20-30 procent.
     W Polsce terapię wobec ludzi uzależnionych prowadzą tylko dwa Kościoły; katolicki i zielonoświątkowy. Jerzy Mellibruda, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych uważa ośrodki wyznaniowe za zjawisko niszowe. - W Polsce nie miałem okazji zetknąć się z pracą zielonoświątkowców, byłem w takim ośrodku w Szwecji i spotkałem tam bardzo zaangażowanych ludzi. Nie ma jednak możliwości, żeby tego rodzaju alternatywna terapia mogła w realny sposób odpowiedzieć na skalę zjawiska w Polsce. A ta skala to 180 tysięcy ludzi, którzy każdego roku zgłaszają się na leczenie. Nie ma oficjalnych badań na temat skuteczności tych ośrodków, choć nie mogę wykluczyć, że jest ona wysoka. Porównanie jest jednak trudne - do tych ośrodków trafiają na ogół specyficzni ludzie. W ośrodkach przebywa niewiele osób, a czas terapii jest bardzo długi, to duży komfort. Trudno więc o rzetelne porównania.
     Piotr Jabłoński, dyrektor Krajowego Biura d.s. Przeciwdziałania Narkomanii uważa, że ośrodki o charakterze religijnym idealnie wpisały się w system świeckiego leczenia: - Po narkotykach zostaje w ludzkim życiu wielka wyrwa. Tę dziurę trzeba jakoś załatać. Religia zapełnia ją bardzo skutecznie. Ośrodki Teen Challenge żyją własnym życiem, ale jeśli spojrzeć na to obiektywnie, to również MONAR-owskie ośrodki cechuje to samo. Oceniając pracę każdego ośrodka, należy porównać ludzi, którzy do nich przychodzą, z tymi, którzy opuszczają ośrodek. Jeśli w ten sposób na to spojrzymy, to dokonania tych ośrodków są godne podziwu.
     - Dwukrotne badania rządowej komisji w USA potwierdziły, że skuteczność w amerykańskich ośrodkach Teen Challenge wynosi około 80 procent - mówi Ewa Urbaniak. - W Ameryce pracuje się łatwiej. Tam Bóg jest obecny na każdym kroku. W Polsce rozmawianie o Bogu jest uważane za coś niestosownego.
     Dobra droga
     
Lidka, sympatyczna długowłosa szatynka, studiuje resocjalizację. To jej drugi fakultet i drugie życie. W poprzednim w ciągu dnia pracowała w ośrodku szkolno-wychowawczym, wieczorami piła. Całe 9 lat, od kiedy mąż wyjechał do USA. W końcu trafiła do Broczyny. - Próbowałam wszystko brać na rozum. I nic z tego nie wychodziło, bo chęć zmiany trzeba znaleźć w sercu. Każdego Bóg dotyka w swoim czasie. Mój czas również nadszedł.
     Kiedy Lidka po raz pierwszy odmówiła dołożenia się do "prezentu" dla profesora przed egzaminem, koledzy pytali "z jakiego ty jesteś świata, Lidka?". Już nie pytają, zaczęli szanować. - Tylko rodzice nie mogą zrozumieć, co się ze mną stało. Bo wzięłam chrzest, chodzę do innego kościoła. Więc modlą się za mnie, żebym się nawróciła na dobrą drogę. A ja pytam, która to droga, czy ta, na której byłam już wcześniej? I modlę się za nich.

od 7 lat
Wideo

Plan na budowę Tarczy Wschód – minister podał szczegóły

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska