Kolejka oczekujących na no-wy dach nad głową jest w mieście wyjątkowo długa. Od 1992 roku, o czym już informowaliśmy w "Kujawskiej", nie wybudowano w Lipnie żadnego budynku, który mógłby być przeznaczony na lokale dla najbiedniejszych rodzin. A takich w Lipnie nie brakuje, dlatego do gabinetu burmistrza niemal codziennie pukają zrozpaczeni lipnowianie prosząc o pomoc.
Jedną z takich osób jest Renata Brauer, która boi się, że pewnego dnia
znajdzie się z dziećmi na ulicy - Ja naprawdę, mam powody do obaw - przekonuje kobieta.
Na razie pani Renata mieszka z ośmiorgiem dzieci w domu przy ulicy Górnej. Właściciel budynku już dawno wypowiedział jej umowę najmu. - On chce zburzyć ten dom i oczekuje, że się jak najszybciej wyprowadzimy - wyjaśnia kobieta i podkreśla, że bardzo chętnie by spełnili jego prośbę, tylko
nie mają dokąd pójść...
- Gdy burmistrz jeszcze był radnym, obiecał nam pomoc - mówi pani Brauer. - Moje dzieci wciąż chorują, bo warunki w naszym domu są okropne. Burmistrz zapewniał, że zrobi wszystko, żebyśmy dostali mieszkanie. Teraz mówi zupełnie inaczej, że kolejka, że inni też czekają, że nie może... Pani Renata nie kryje rozczarowania i rozżalenia. Jej zdaniem, gdyby władze Lipna chciały, potrafiłyby jej pomóc. - Jestem gotowa wziąć nawet zadłużone mieszkanie i spłacić dług. Nasza sytuacja materialna nie jest najlepsza, ale myślę, że dalibyśmy sobie jakoś radę - zapewnia. Jej słowom z uwagą przysłuchują się dzieci: Kamil, Paula, Iza i kiwają główkami. Tylko Kacperek w ogóle nie reaguje na rozpaczliwe zwierzenia mamy. On jeszcze niczego nie rozumie, bo ma dopiero niecały miesiąc i nie wie, że jemu i jego rodzeństwu grozi eksmisja. - Nie mogę w nocy spać, zamartwiam się całe dnie. Co wtorek przychodzę do urzędu i proszę. Może wreszcie się nade mną zlitują - nie traci nadziei pani Renata.
Burmistrz jest na urlopie, dlatego nie dowiedzieliśmy się, czy pani Renata i jej dzieci dostaną wreszcie wymarzone mieszkanie socjalne.