Halina Gawrońska i Zbigniew Buława podziękowali Władysławowi i Markowi Czarnowskim za ich kilkunastoletni trud przy organizacji festiwalu. Była okazja pożartować, bo kusiły i nalewka, i "Pan Tadeusz" w płynie, ale wiadomo, że trzeba się było wstrzymać z bólami. Potem były już tylko gorzkie żale.
Potrzebny sztab ludzi
Władysław Czarnowski, założyciel zespołu "Krebane" i inicjator festiwalu podkreślił, że w tym roku nie uda się przygotować tej imprezy. Stowarzyszenie nie wystąpiło o granty na ten cel, a stało się tak dlatego, że od ładnych kilku lat były monity, że festiwal wymaga profesjonalnej obsługi - choćby dwóch osób, które już od sierpnia zajmowałyby się tylko tym - pisaniem wniosków, prowadzeniem korespondencji, załatwieniem wszelkich spraw bieżących. Ale biuro nie powstało.
- Ja sam nie mogę tego robić - konstatował Czarnowski. - Potrzebne są rozwiązania organizacyjne, ten rok jest nam potrzebny, żeby je wypracować.
Wtórował mu jego syn Marek, dyrektor artystyczny festiwalu, który za chlebem wyemigrował do Białych Błot. - Nasz festiwal bardzo korzystnie wyróżniał się na tle innych - mówił. - Ale gdzie indziej zawsze pracował sztab ludzi nad takim przedsięwzięciem. My społecznie robiliśmy to przez wiele lat, teraz już się nie da.
Okrojona forma?
Witold Ossowski, burmistrz Brus nie ukrywał rozczarowania. - Trzeba było wcześniej zwołać takie spotkanie - mówił. - Jestem całym sercem za festiwalem i uważam, że jego przekładanie za rok nie jest dobre, bo wypada się z pewnego cyklu. A my i tak w miejsce festiwalu musimy zaproponować mieszkańcom coś innego.
- Nie dajmy umrzeć tej imprezie - nawoływał Zbigniew Studziński z Karsina. - Przecież robimy to dla ludzi. Może coś w mniejszej formie udałoby się zrobić.
Chaotyczna dyskusja, co w zamian, nie doprowadziła do żadnych konkretnych wniosków. Zarząd zespołu "Krebane" przez kilka dni ma przemyśleć, czy jest szansa na imprezę w okrojonej formie i czy samorządy dołożą pieniądze, by w ogóle się to powiodło.
Do tematu wrócimy.