O te wizytę zabiegali poseł Tomasz Lenz i Lotfi Mansour, szef powiatowej struktury Platformy Obywatelskiej po tym, jak ujawniliśmy zamieszanie z zaproszeniami na spotkanie z okazji 25 polskiej samorządności we Włocławku.
Zaproszenia rozdawał starosta Dariusz Wochna. Dostali je głównie działacze jego partii (PSL). Pominięto wielu zasłużonych samorządowców, sympatyzujących lub związanych z innymi opcjami politycznymi.
Tym, którzy chcieli spotkać się z Bronisławem Komorowskim "oko w oko" postanowiono to umożliwić poprzez jego krótki pobyt na trasie wyborczego "Bronkobusu".
Z przebiegu wizyty można by sądzić, że prezydent wykorzystał ten pobyt nie jako kandydat w wyborach, ale jako głowa państwa. Na śniadaniu w Dworku Prezydenta i na spotkaniu z żołnierzami wojskowych misji zagranicznych nie padło słowo o wyborach czy kontrkandydatach. także na placu w Aleksandrowie Kujawskim poza ogólna aluzją (każdy odczytuje ją jak chce) do smurfa Marudy i polskiego malkontenctwa, trudno w wypowiedzi Bronisława Komorowskiego znaleźć elementy kampanii wyborczej.
Ale te elementy były wokół: "bronkobius", wolontariusze zbierający podpisy poparcia przed przyjazdem prezydenta, wręczane zebranym na placu chorągiewki i plansze wyborcze. Także dzieciom.
Wizyta zakończona kontrolą
- Nie my zawiniliśmy tej całej awanturze. Nie mieliśmy żadnych elementów wyborczych - podkreślają i burmistrz Andrzej Cieśla, i dyrektorzy pięciu szkół, z których - jak ustaliła kuratoryjna komisja - było na placu 439 uczniów.
- Gdybym pozwolił, poszliby wszyscy - nie ukrywa Andrzej Nowicki, dyrektor Zespołu Szkól nr 1 Centrum Kształcenia Praktycznego. - Poszło na plac półtorej klasy, osiemnastolatkowie z technikum. Przymusu znikąd nie było - dodaje.
Czym kierowali się uczniowie? - Lepiej być tu, niż na lekcji - powiedział nam szczerze jeden z nich. Inny przyznał: - A ja przyszedłem zobaczyć kolegę z tej samej organizacji harcerskiej, prezydent też jest jej członkiem.
- O udział klasy mundurowej na spotkaniu z prezydentem poprosiła mnie wychowawczyni.Pozwoliłem, bo w programie wychowania obywatelskiego mamy udział młodzieży jako obserwatorów w wiecach wyborczych - tłumaczy z kolei Janusz Chrzanowski, dyrektor Zespołu Szkół nr 2.
Wykorzystano maluchy?
Najwięcej słów krytyki padło pod adresem Renaty Golec, dyrektorki Szkoły Podstawowej nr 1, bo to z tej szkoły byli na placu najmłodsi - zerówkowicze.
- Dzieci poszły na prośbę rodziców. N ie traktuję tego jako ich wykorzystanie w kampanii wyborczej, bo nikt nam nie zlecał, ani nie kazał pójść na to spotkanie. To było także wydarzenie ważne dla miasta - druga w jego historii wizyta prezydenta. Wcześniej był tu tylko Ignacy Mościcki - dowodzi dyrektorka. - A i same dzieci były pod wrazeniem tego, że zobaczyły z bliska kogoś, kogo widują tylko w telewizji.
Pani dyrektor ma żal do ekip telewizyjnych, że nakręcały wypowiedzi zadowolonych rodziców uczniów, uczestniczących w spotkaniu, a w relacjach telewizyjnych tego nie widziała.
Nie było na placu dzieci z SP nr 3. Dyrektorka Janina Brózda zapewnia, że żadnego nakazu, by tam iść, nie było.
W sumie - jak ustaliła komisja z Kuratorium Oświaty - udział w spotkaniu wzięli uczniowie jednej podstawówki, dwóch gimnazjów i dwóch szkół ponadgimnazjalnych.
Burmistrz przeprasza
Burmistrz Andrzej Cieśla ubolewa, że spotkania ważnego dla miasta - jak podkreśla - bo tu głowy państwa nie było od 85 lat - zrobiono zadymę propagandową. Wystosował oświadczenie, w którym przeprasza za cały ten szum prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt zamieszania: ani burmistrz, ani dyrektorka SP 1, ani dyrektor Publicznego Gimnazjum im. Lotników Polskich nie mieli specjalnych powodów, by włączać się w kampanię wyborczą Bronisława Komorowskiego. Są członkami PSL, a ta partia ma swojego kandydata na prezydenta.